Dziś (zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią) opowiem Wam o budynkach, jakie można znaleźć obecnie pod każdą szerokością geograficzną, i to z częstotliwością występowania zawartą pomiędzy sklepem spożywczym a strażą pożarną. Mowa o przybytkach skupienia, modlitwy i pocieszenia – kościółkach ;). (tak w ogóle sorki, że piszę ostatnio o sobie (głównie w kontekście ankiet) skąpiąc Wam informacji o Francji, której przecież nie mieliście jak dobrze poznać (nie licząc pana od wibromechaniki). Stąd dzisiejszy temat). Od razu napiszę, że cały ten post opiera się tylko na moich obserwacjach (ewentualnie na ulotkach), więc odzwierciedla sytuację przede wszystkim w jednym kościółku w Compiègne (w okresie od października do grudnia), a nie w całej Francji.
(A jednak zaczynam od siebie :P) Znalezienie kościoła odpowiedniego wyznania przyszło mi łatwo (w przeciwieństwie do sytuacji z Anglii, tam najbliżej był kościół baptystów. Jeśli ktoś nie słyszał historii z Armią Zbawienia, koniecznie niech mi przypomni przy najbliższej okazji ;) ) – miasto jest stare, a co za tym idzie bogate w dużo małych świątyni. W samym Compiègne, korzystając z dostępnej ulotki ‘Guide des paroisses catholiques de Compiègne 2011-2012 (naprawdę tu wydają coś takiego!), naliczyłam 10 kościołów katolickich, oferujących w niedzielę łącznie 7 mszy, w tym jedną w całości po łacinie. Świątynie, w większości bardzo stare, są naprawdę niewielkie (myślę, że jakaś 1/3 z krakowskich dominikanów) – jednak te 7 mszy wystarcza (na tej o 18:30 są jeszcze miejsca siedzące). Nie uwzględniłam kościołów znajdujących się w przylegających do Compiègne ‘odrębnych’ miasteczek (to tak, jakbym oddzieliła Nową Hutę od Krakowa) – ich ulotka nie obejmowała.
W centrum miasta znajduje się ‘mój’ kościół – Saint Jacques. Był drugim kościołem (po nieustannie zamkniętym Saint Germain)wzniesionym w Compiègne, budowa ruszyła w 1235r. Do roku 2011 kościół nie był świadkiem żadnych mega interesujących wydarzeń poza jednym – w maju 1430 roku zakradła się tam przez małe drzwi Joanna d’Arc, by się pomodlić, po czym w tym samym dniu została aresztowana (aż się prosi, żeby napisać ‘Bóg tak chciał’ :P). Mogę chyba na własne ryzyko dodać, że w każdym kościele w którym miałam okazję się porozglądać, jest jakiś element poświęcony tej skądinąd bliskiej mi postaci ;). Poza tym Saint Jacques pełni funkcję naczelnego kościoła miejskiego. Tutejsi księża zajmują się religijną oprawą wszelkich zauważone przeze mnie (głównie przypadkiem) uroczystości państwowych, poza tym przyjmują dostojników barwy fenoloftaleiny z wodorotlenkiem.
Obok Saint Jacques, znajduje się drugi ważny kościół – Saint Antoine. Powstał w tym samym czasie (biskup pisząc w 1198r do papieża zażyczył sobie aż dwóch nowych parafii na region ;) ). Saint Antoine ‘jest najpiękniejszym przykładem architektury gotyckiej w Compiègne’, i poza modlitwami Joanny d’Arc może się poszczycić zabytkową chrzcielnicą i licznymi innymi zabytkami (nad którymi nie ma sensu się rozpisywać, bo są takie same, jak we wszystkich kościołach). To ładna świątynia, dużo jaśniejsza niż Saint Jacques. Prócz tego można w mieście znaleźć nowsze parafie, wielkością zbliżone do swoich starszych kolegów. Dwa powyższe kościoły możecie obejrzeć na zdjęciach (mało ich, ale zawsze coś ;) ).
Jednak wszyscy, których katechetka dopuściła do pierwszej komunii wiedzą, że Kościół to nie budynek, ale ludzie gromadzący się w nim. Zwykłam śmiać się, że gdyby polskich chrześcijan przesiać przez sito, na którym zostaliby tylko ci naprawdę wierzący, wypełniliby kościoły we Francji ;). To oczywiście gruuuba przesada ;), ale patrząc po ilości osób przystępujących do komunii można przyjąć, że nie chodzą do kościoła tylko z braku innych zajęć. Msze są oczywiście w 98% podobne do tych znanych z Polski; klęka się w innych momentach (a raczej się nie klęka. Chyba każdy region świata ma swój własny system ‘baczność – spocznij’), na tacę daje się dwa razy (podchodzi dwóch panów z woreczkami, jeden po drugim), pierwszy raz chyba tak normalnie, natomiast druga kwesta jest przeznaczona ja jakąś konkretną potrzebę kościoła (prymicje, ogrzewanie itp.). Czytania czytają wierni, którzy się zgłoszą przed mszą (jest taki jeden aktywny pan, który co niedzielę zgłasza się do wszystkiego możliwego), a kazania wydają mi się ciekawe. Myślę, że mają na to wpływ dwie rzeczy – po pierwsze, żeby coś zrozumieć, muszę być cały czas skupiona i nastawiona na odbiór – nie ma kiedy zacząć się nudzić, po drugie księża, jak wszyscy Francuzi, bardzo dużo gestykulują i zaznaczają intonacją. Szczytem energii popisał się niedawno przyjezdny biskup, który mówił z niebywałym zapałem i wywoływał żywe reakcje (przeważnie śmiech, ale zawsze coś ;) ) wśród wpatrzonych w niego owieczek. Niedziela jego wizyty była pierwszym od bardzo dawna dniem, w którym naprawdę Modliłam się na mszy (tak w ogóle, nie sądzicie, że trochę zapomnieliśmy, że na mszy powinno się Modlić?). Daj nam Panie więcej takich biskupów ;)!
Co się tyczy śpiewu – bardzo pomocne są cotygodniowe karteczki z oprawą muzyczną mszy, rozdawane przy wejściu do kościoła (w Polsce bardzo rzadko takie się spotyka, chociaż może brak mi odpowiedniej różnorodności w wyborze kościoła). Zawsze na mszy jest osoba odpowiedzialna za śpiew; taki solista stojący przy pulpicie (który pewnie ma jakąś swoją nazwę :P) z mikrofonem, prowadzący wokalnie wiernych. Wszystko wychodzi zadziwiająco dobrze ;). Śpiewanie jest ciekawe z punktu widzenia obcokrajowca, gdyż w pieśniach (przede wszystkim kościelnych) wymawia się o wiele więcej głosek niż normalnie, często tworząc na siłę nowe sylaby. Żadne nieme ‘e’ na końcu odmienionego czasownika nie zostanie zapomniane :). Przykładowo ‘il donne’ (‘on daje’) czyta się jak ‘il-don’, a śpiewa w ekstremalnej wersji j ‘i-ly-don-ny’. Po miesiącu zaczęło mi jakoś wychodzić ;). A tak już w ramach ciekawostek – Francuzi śpiewają (i czytają) łacińskie teksty zgodnie z ich zasadami wymowy, więc ‘agnus’ został zamieniony na ‘anius’, a ‘pacem’ można usłyszeć jako ‘pacziem’. Obrazek powyżej przedstawia przerysowany z niedzielnej karteczki zapis śpiewu (podejrzewam, że wcale nie taki trudny, jak się laikowi wydaje :P). Tylko raz miałam (i to krótko) okazję spróbować swoich sił ‘śpiewając z nut’, tutaj w przeciąganiu ‘a’ dał radę tylko Pan Śpiewak Mszalny.
Ostatnia ankieta (ta, której minął termin ważności) miała służyć celom prawie wyłącznie rozrywkowym i być może skłonić do refleksji – nie znamy dnia ani godziny, gdy bliska osoba, ni z tego ni z owego, najpoważniej w świecie zapyta nas, czy wolimy domek na wsi, czy w mieście :D! Gdy patrzę na rezultaty, widzę dwie grupy osób (właściwie na wiele więcej nie pozwoliły odpowiedzi ;) ): pierwszą, która pragnie normalnego małżeństwa i dzieciaczków, i drugą, która czeka na księcia lub księżniczkę ze swojej bajki. Poza tym jednej osobie nie podobały się możliwości i, zgodnie z opisem ankiety, zaznaczyła starość bez kotów (dziękuję tej osobie za wyrozumiałość , tak samo jak komuś innemu za głos ‘eee, gorzej ci?’ ;) ). Prywatnie jeszcze się nad tym nie zastanawiałam, pewnie przydałoby się najpierw kogoś poznać, ale generalnie wszystko jest dla ludzi :P.
Jutro jedziemy z ESPERANTO na wycieczkę ;). W planie na dwa dni mamy zapisane 4 miasta: Reims, Epernay, Troyes i Provins, do tego lodowisko :D! Proszę, myślcie o mnie ciepło w ten weekend.
PS Nie umiem zrobić, żeby ankieta była większa (jakbym nie wstawiała, to są jej maksymalne rozmiary, pewnie źle zapisałam rysunek). Jeśli chcecie się bardzo przypatrywać wynikom, powiększcie sobie stronę, albo otwórzcie obrazek w nowym oknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz