Pokazywanie postów oznaczonych etykietą działania. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą działania. Pokaż wszystkie posty

środa, 29 lipca 2015

Miesiąc świadomości

Jedną z najgorszych rzeczy, które można zafundować człowiekowi (przynajmniej z tych, które mi przychodzą teraz do głowy), jest postawienie go wobec rychłej straty. Straty rozumianej bardzo szeroko - jako po prostu jednokierunkowej zmiany, bez możliwości powrotu.

Życie w swojej istocie (pomimo tego, że dzieli się na konkretne etapy (zwłaszcza w młodości :P)) jest dość ciągłe - przechodzimy płynnie pomiędzy porami roku, nowe zadanie w pracy nadchodzi po starym, po 25 urodzinach ma się 25 lat i jeden dzień. Punkty w życiu (jak nowy rok, urodziny, albo po prostu jakieś nietypowe wydarzenie) na chwilę zatrzymują naszą powolną drogę i dają czas, by porozglądać się dookoła. Czas na ocenienie odległości do celu, na przyjrzenie się widokom zostawionym w tyle, na obejrzenie i zapamiętanie twarzy towarzyszy.

Czasem niektóre punkty są bardziej wyraźne. Gdy kończymy jakąś szkołę, wyjeżdżamy z miasta, gdy dzieje się coś nieodwracalnego, wyciągającego nas z naszego świata pełnego komfortu i czasu na wszystko - czyli właściwie gdy zostawiamy znajome idąc w niepewne.  W końcu, gdy ktoś umiera, albo nas opuszcza. Zdecydowanie najgorszy jednak jest moment pełnej świadomości upływającego czasu, niekomfortowej zmiany lub końca. Świadomość, że się nie zdążyło czegoś zrobić, że się zaniedbało jakiś ważny element życia, z którym nie da się już nadgonić, poprawić, wyrównać.

Po całonocnym robieniu projektu, o 7 rano, poranne ptaki śpiewają tylko o tym, że nie zdążysz na 9. Wyjeżdżając po studiach w Krakowie zastanawiasz się, jakim to sposobem przez 5 lat nie udało ci się iść do zoo, ani na kopiec Piłsudskiego. Gdy umiera dziadek, żałujesz, że nigdy nie spytałeś go, jak podrywał babcię, jak robił kapuśniak, albo jak wyglądał świat zaraz po wojnie.

Albo gdy dowiadujesz się, że interesująca dziewczyna, którą właśnie lepiej poznałeś, wyjeżdża na doktorat do Holandii, za miesiąc.

Miesiąc - to z jednej strony dużo czasu, który można bardzo dobrze przeżyć. A z drugiej strony tego czasu jest za mało, żeby zaistniałe ewentualne wydarzenia zdążyły zmienić czyjąś decyzję, czy czyjeś serce układające już ubrania w szafie oddalonej o tysiąc kilometrów. Trudno przeżyć ten miesiąc - żałując, że nie zrobiło się czegoś wcześniej - i to czegoś, o czym się nie wiedziało. Jak miesiąc życia dany przez lekarza choremu. Cieszy, ale ma bardzo wyraźnie zaznaczone granice.

Po miesiącu pewnie po prostu pójdzie się dalej, zostawiając w opisanym krajobrazie przeszłości ciemny punkt, przyciągający wzrok jeszcze przez jakiś czas. Tylko niech ten miesiąc się już skończy.

wtorek, 16 czerwca 2015

sticky notes 1

Życie jest samo w sobie dość skomplikowane (te wszystkie przemiany łapiące jednocześnie biologię, chemię i fizykę, plus PMSy i fazy księżyca). By nie zwariować, ramach możliwości powinno je się czynić choć trochę weselszym. Ciekawszym, pełnym niespodzianek. Małym kosztem, choć może tym większym, im bardziej od owych małych, nieważnych z pozoru rzeczy odwykliśmy. Obrazek dobry na wszystko?


niedziela, 14 grudnia 2014

Paczka, paczka i po paczce

Dwa tygodnie funkcjonowałam na zupełnie szalonych zasadach (albo i 3, zależy, jak patrzeć :P).

Kiedyś myślałam, że bycie wolontariuszem Szlachetnej Paczki jest najbardziej wymagającym zadaniem - jednak tak naprawdę to nic w porównaniu z organizowaniem i koordynowaniem akcji w dość konkretnej firmie. Udało nam się w tym roku - a tym samym mi się udało.


Chciałabym zapamiętać wszystko.

Wolontariusz, rodzina, duużo dzieci - ulga, że udało się kogoś wybrać.
Pierwsze problemy komunikacyjne z tymże działem.
Mail zbiorowy, wyjaśnianie idei - Wielu idei, wielu Idei.
Brak reakcji i reakcje najgorliwsze z możliwych.
Niemożliwa ilość pań z dołu do zapamiętania.
Marta - i działanie, but without tea and coffee.
Spać.
Potrzeby rodziny i stan magazynu tymczasowego w działowych szafeczkach. I w pamięci.
Pobudki w środku nocy - wykopy we Wrocławiu? Brak chętnych na paczkę? Melisę?
Spaać. 
Załatwienia pań z dołu - milion miłych rzeczy, które zastąpiło pół miliona obiecanych.
Naprawdę się denerwuję - ale ręce mi się nie trzęsą. Co najwyżej angielski szwankuje.
Akcja SP z zarządu - 'Przyprowadzę ci ludzi do składki. Ile potrzebujesz?' I przyprowadził -  na trzy tury, obcokrajowców, dużą część z zarządu. Puszka zrobiła się ponad dwa razy cenniejsza, ja zrobiłam się dwa razy czerwieńsza.
 Plakat powieszony krzywo w antyramie, na dwóch osobnych kawałkach papieru - śmiejemy się z Agą.
Spaaać!
Gromadzenie pudełek, papierów, pomysłów i darów na dwa pokoje.
Wiem, że mnie lubisz, może więc mogłabym przychodzić do ciebie z każdym problemem, którego rozwiązać nie umiem?
Casting firmowy - Santa Claus. Experience not required. I ten strach w oczach nabranych ;].
Zakupy - tbc.
Ciastka - rozpoczynamy pieczenie 22:40
Spaa.....
Zakupy - stać nas nawet na garnki.
Pakowanie - eee, chyba nie mogło się obyć bez żadnej porządnej porażki organizacyjnej. Przynajmniej ciasteczka były dobre :).
Rzeczy z Warszawy i bez mała 6 godzin pakowania na obcasach. 35 sztuk.
Popakowane zapakować do auta - mission impossible, zgarniam więc ludzi, którzy potrafią lepiej krzyczeć niż ja. I w drogę!
Szybki wyładunek, sok pomarańczowy i miły wolontariusz. Ulga przysłania wszystko inne.



Kolacja wigilijna, dużo ludzi, znanych i nieznanych. Wśród nich wielu uśmiecha się - do mnie. Życzenia - aż dziwi ich szczerość i trafność. Jest po prostu miło i ciepło.

"Hej, przepraszam, że piszę o tej porze, ale pragnę się podzielić. Ta Pani u której byliśmy się popłakała i była ogromnie zaskoczona. To, co się tam działo było piękne. Świetne były te Paczki. Jesteś ich bohaterem, moim też. Dobranoc"

Trochę chyba przesada, ale udało się :). I można było się nocą bawić :).


Może mityczne carpe diem nie polega wcale na hedonizmie (:P), ale na łapaniu małych, dobrych chwil z dnia, z życia, z wydarzeń? Na skupianiu się na dobrym, łapaniu tego, i trzymaniu się tego, póki nie nadejdzie lepsze? Wracam do świata żywych :).

You're never fully dressed without a smile.