niedziela, 25 lipca 2010

Książka

Pożyczyłam sobie tutaj książkę z biblioteki (z resztą poleciła mi ją młoda pani, dlatego z działu dla młodzieży ;) ), 'Northern Lights' Philipa Pullmana. Okazała się bardzo ciekawa, na tyle, że bez oporów przeczytałam już pierwszą część (niestety pozostałe dwie są nieosiągalne, ale zamówiłam), akcja dzieje się w innym wszechświecie, w świecie podobnym do naszego, gdzie ludzie mają przyjazne demony, jakby kawałki ich duszy, które wyglądają jak zwierzęta, chodzą wszędzie z nimi, rozmawiają... Bohaterką jest dziewczynka - Lyra, która ratuje świat. W tej książce znalazłam bardzo ładny cytat, i pomyślałam, że mogę o nim napisać ;). Oto on (po angielsku i moje koślawe tłumaczenie):

"But think of Adam and Eve like an imaginary number, like the square root of minus one: you can never see any concrete proof that it exists, but if you include it in your equations, you can calculate all manner of things that couldn't be imagined without it."

"Ale pomyśl o Adamie i Ewie jak o liczbach urojonych, jak o pierwiastku z -1: możesz nigdy nie zobaczyć żadnego konkretnego dowodu na to, że istnieje, ale jeśli włączysz go do swoich równań, możesz obliczyć całą masę rzeczy, których nie można by sobie wyobrazić bez niego."


Dotyczył problemu Pyłu (Dust), który jest jakby motywem przewodnim książki. Znacznie upraszczając: ojciec tłumaczy córce sens Adama i Ewy jako symbolu (co znowu jest odniesieniem do owego Pyłu, nie uznawanego przez kościół (o jego istnieniu wie kilka osób, coś tak, jak na początku z protonami itd. . Naukowcy byli ich świadomi, badali, a ciemny lud (czyt. normalny naród) miał wszystko gdzieś)). Fragment spodobał mi się bardzo, bo poniekąd mówi o tym, do czego kiedyś chciałam kogoś przekonać.

Mianowicie, że jest pewna grupa zjawisk, które znamy, akceptujemy i wszystko jest ok. Obok jest inna, która jest nierealna, albo nawet jeszcze nie wymyślona. I oto część zdarzeń z drugiej grupy można wyjaśnić za pomocą tej pierwszej. Do któregoś momentu wszystko jest w porządku, ale zawsze dochodzi się do takiego punktu, w którym trzeba przyjąć, uwzględnić nową rzecz, która często jest czymś sprzecznym z tym, co wiemy/myślimy/uznajemy za prawdziwe. Jest to trudne po pierwsze pod względem 'naukowym', a po drugie ludzkim, bo nagle zostawiamy wszystko, co bezpieczne, jasne, znane, by błądzić po ścieżkach nowych teorii. Każde dziecko wie, że działa tak cała matematyka, również fizyka i inne nauki ścisłe. Tak na marginesie, z wykładów z przenudnego przedmiotu 'wiedza o nauce' (kto może, niech z niego zwiewa ;) ) zostało mi w pamięci jedno pojęcie - zasada korespondencji, która mówi właśnie o tym, że w każdej dziedzinie wiedzy nowa teoria powinna zawierać w sobie starą jako przypadek graniczny lub szczególny. Wtedy wiadomo, ze wszystko jest w porządku.

Ale wracając do wcześniejszego etapu, żeby było trochę jaśniej podam banalny i tandetny przykład 'z życia' ;).Mąż zdradza żonę, jednak ona o tym nie wie (bardzo twórcze :P). W związku z tym bez trudu znajduje wyjaśnienie dla jego późnych powrotów z pracy, dla zapachu damskich perfum na jego koszuli i dla miliona innych rzeczy. W pewnym momencie widzi go z kochanką w restauracji (ewidentny brak wyobraźni z mojej strony ;) ) i musi przyjąć ten fakt do wiadomości. Nagle okazuje się, że wszystkie rzeczy wspomniane dwa zdania temu można wyjaśnić w inny, łatwiejszy, poprawny sposób. Nie chodzi o to, że świat staje się dzięki temu prostszy czy bardziej zrozumiały, ale chyba logiczny i bardziej poprawny. A jedna rzecz pociąga za sobą inne, skoro mój mąż miał kochankę, może ją mieć również mąż Haliny, lub też skoro moj mąż miał kochankę, mógł mnie też okłamywać w innych sprawach.

Muszę już kończyć, jutro praca, może jeszcze coś napisze kiedyś na ten temat ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz