Kazde zamkniete srodowisko (szkola, uczelnia, itp, truizm) ma swoj wlasny jezyk. Packhouse nie jest wyjatkiem, a nawet powiedzialabym, ze w nim zjawisko zachodzi wyjatkowo szybko. Duza ilosc obywateli jednego panstwa, ogrom slow w obcym jezyku, ktorych trzeba sie nauczyc (badz przynajmniej odpowiednio na nie reagowac), zycie ograniczone i wyznaczane przez prace, wszystko sprzyja wytworzeniu swoistego slangu, spolszczaniu angielskich nazw, czesto do tego stopnia, ze trudno potem znalezc slowo-matke.
4/5 mijajacego wlasnie tygodnia przepracowalam w 'katerum'. Pomimo wczesniejszych doswiadczen z 'lejbami', 'ribonem' czy 'trejsami', nie moglam zgadnac, co to za miejsce, zawaszcza, ze co osoba to inna odmiana przez przypadki. Skladalam wiec ogorki do katerum, kateru, kateruma, katerumu, nie wiedzac jaki los je pozniej spotyka. We wtorek uslyszalam rano od managera pelne mocy slowa 'Joanna - katerum!', podreptalam wiec za grupka 5 osob za chlodnie, do innego pomieszczenia. Katerum okazal sie 'porcjami', czyli praca przy maszynie, ktora pakuje polowki ogorkow (wazace od 290 do 310g). Ogorek przygotowywany jest na dwa sposoby: gdy jest prosty i duzy tnie go maszyna, natomiast gdy jest 'second class' (lub sekunda jak kto woli ;) ) musi byc przeciety nozem na odpowiednie kawalki. Tym zajmowalam sie ja, dodatkowo odkrawalam plasterki z ogorkow, ktore byly krojone dzien wczesniej, a nie udalo sie ich wykorzystac. Sa w ten sposob odswiezane. Praca sama w sobie nalezy do przyjemniejszych, jest wolna od noszenia ciezkich skrzynek, za to caly czas jest sie nekanym przez managera - Jimmiego. Przez ten tydzien uczyl mnie jak nalezy ciac warzywa, przechodzilam mieszanine wszystkich uczuc, rezygnacji, zlosci, smiechu, radosci, zwatpienia, po czym z ulga przyjelam koniec tygodnia pracy ;).
Jesli moge cos poradzic, wybierajac sie do sklepu po dowolne warzywo - lepiej kupic cale, niz najladniejszy kawalek ;). Czesto od splesnialych ogorkow odkrawa sie dobry koniec, robiac pelnowartosciowa porcje, ktorej waga zalezy czesto od tego jak wyjdzie osobie krojacej (badz maszynie, psuje sie kilka razy w tygodniu), dam glowe, ze polowa, ktora puszczalam nie miala nawet 200g. Nie ma co przejmowac sie tez data waznosci, bo zazwyczaj wyglada to tak:
'Jimmy, ile jeszcze mamy?'
'Palete i potem zmiana daty'
Po czym po 20 minutach przychdzi Jimmy, zmienia przy maszynie drukowana date z 27 na 29 lipca, i niczym nie niepokojona zaloga rozpoczyna nowa palete z tymi samymi ogorkami/papryka/pomindorami. Jesli tak samo dzialo sie w 2 zakladach produkcujnych, w ktorych mialam poniekad przyjemnosc pracowac, osmiele sie twierdzic, ze wielkich zmian nie ma w calej Europie, jesli juz, to na gorsze. C'est la vie?
Co ciekawe, nad drzwiami do katerum nie pisalo wcale 'cutter room', tylko 'cutting room', wobec tego slowo musialo byc przetworzone przez znajoca choc troche angielski jednostke. Jesli ktos mialby ocohte na wakacyjna gimnastyke umyslu, mam do rozszyfrowania kolejny zwrot ;). Gdy szef maszyny od ogorkow (badz ktokolwiek z obslugi) chce ja zatrzymac, krzyczy 'openjawen'. Na razie nie zastanawialam sie nad tym porzadnie, moze ktos ma pomysl?
Na koniec chcialam napisac, ze czasem boli uzywanie czy pisanie angielskich slow (jak z reszta wszystkich obcojezycznych) spolszczonych do granic przyzwoitosci, chociaz w moich oczach nic nie pobije 'dizajnu', ktory widzialam w Polsce na billboardzie ;)
Znowu nie mam jak przeczytac ;/.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz