Post powstaje przy jednoczesnym smażeniu racuchów, należy uwzględnić wymuszone przemieszczenia kuchnia - pokój Ewy i Jacka z laptopem. Teraz czekam, aż kuchenka zostanie uwolniona od gotującego się makaronu i sosu Renaty.
Mam dzisiaj wolną sobotę - drugą. Biorąc pod uwagę poprzednie lata, miałam już więcej wolnych dni, niż przez całe dwa miesiące. Pozwala mi to latać sobie po terenach zielonych, których jest w Harlow zatrzęsienie (a na podstawie wizyt, często przypadkowych, w innych miastach, mogę śmiało rozszerzyć wcześniejsze zdanie na znaną mi część Essex i Hertfordshire ;) ). 'Teren zielony' występuje w kilku odmianach.
Pierwsza partia na patelni, trochę mi nasiąkło olejem, pewnie za wcześnie nałożyłam ciasto. Trudno, głodny człowiek wszystko zje ;)
Przede wszystkim są to nieużytki, łąki porośnięte trawą, za to zupełnie inne, niż te popularne w Polsce. Skoszone, rozległe, rozmieszczone nawet w centrum miasta połacie, gdyby miały duszę, całą poświęciłyby na namawianie przechodniów by Ci zostawili zakupy, pracę, laptopy na rzecz kocyka (2 funty w Asdzie). Doskonale nadają się na spacery z psami, grę w piłkę i wszystko, cokolwiek przyjdzie człowiekowi do głowy.
Chyba te racuchy nie będą tak dobre, jak poprzednie. Już drugie mam całe w oleju, chyba dodam mąki.
Bywają też porośnięte drzewami, na pół dzikie, jednak na tyle małe, że ludzie wydeptali sobie w nich ścieżki ułatwiające życie. 'Przez krzaki' jestem w stanie dojść do centrum w 5 minut, za to wracając późno do domu, idąc dookoła (pomijając, że za pierwszym razem się zgubiłam) traci się co najmniej 10 minut + sygnalizacja świetlna.
Są też zwykle parki (które jednak są z natury rzeczy inne niż na przykład sanocki), z szerokimi alejkami, inną roślinnością, jasne, bogate w mostki (przez park płynie sobie mała rzeczka, po której pływają całkiem pokaźne stateczki) i ludzi karmiących łabędzie. Te są uwiecznione w bramie miasta oraz w nazwach osiedli (nie jestem do końca pewna czego, być może to cała dzielnica), Swanfields (http://farm4.static.flickr.com/3210/2897395391_9646396dfc.jpg).
Co bym nie zrobiła tym racuchom, i tak jest im źle. 4 trochę spalone, reszta pomimo zmian temperatury i ilości mąki/jabłek jest przesiąknięta olejem. To dowodzi, ze nawet robiąc coś któryś raz dokładnie tak samo, nie można przewidzieć efektów. Albo może 17 lipca nie powinno się smażyć racuchów, wszystko możliwe ;).
Pozostała część to łąki z wysoką trawą, jednak zadbane. Bliżej nigdy nie podchodziłam, wobec powyższych opisów nie było to mi do szczęścia potrzebne.
W wolnym czasie chodzę więc wszędzie, gdzie się da, czasem spotykają mnie różne ciekawe rzeczy, ale o nich innym razem.
Zostając w przyjemnych, lekkich tematach, chciałabym wszystkim Podziękować za życzenia urodzinowe. Przez duże 'P', bo to nie są zwykle podziękowania, i jak tylko będę miała chwilkę na internecie, każdy dostanie ode mnie odpowiedź.
Składanie życzeń ma to do siebie, że często życzymy innym to, czego byśmy sami chcieli. Dzieje się to trochę podświadomie, na zasadzie 'bolą mnie plecy, życzę Ci, Józefie, by Ciebie nigdy nie bolały', oczywiście ładniej ułożone. To takie serdeczne, gdy się już porządnie z kimś znamy, chcemy dla niego to, czego sami nie mamy, za czym trochę tęsknimy. Patrzymy na kogoś swoimi oczami, dlatego życzenia od każdego są inne, piękne. Oczywiście to tylko jedna strona, druga polega na tym, że mamy coś, sprawdziło się u nas, więc niech wspomniany Józef też to dostanie ;). Chociaż prawdę mówiąc wydaje mi się, że nie ma po co aż tak się w to zagłębiać :p. Dziękuję!
Nie mam dzisiaj dnia na pisanie, ale Ewa z Jackiem poszli na wieczór, kolejno panieński i kawalerski do Joli i Grzesia, zostawiając mi laptop. Opowiem jeszcze o Basi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz