wtorek, 31 lipca 2012

Ewa

Miał być post o Oxfordzie, a tymczasem będzie o czymś innym. (nie bójcie się, Oxford nie przepadnie :)). O tym, że istnieją rzeczy niewyobrażalne dla kogoś, kto ich nie doświadczył.

Głód w Afryce - któż o nim nie słyszał. Któż naprawdę był kiedykolwiek głodny na sposób choćby porównywalny z ludźmi mieszkającymi w Etiopii. Sama Etiopia wydaje się na końcu świata, a problemy jej mieszkańców, choć znane z nazwy, nie wpływają na nasze emocje bardziej niż reklama karmy dla kotów.

Mówi się (mówi moja mama, ja też mówię, mówi świat), że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Że syty głodnego nie zrozumie. Jak wyjaśnić śmierć komuś, komu nikt nigdy nie umarł? Jak miłość rozumie osoba, która nigdy nie była zakochana? Takie cuda zrozumienia wychodzą tyko z matematyką, opis liczby zgadza się z liczbą. Czy opis miłości zgadza się z miłością? Jak wyjaśnić komuś z kochającej rodziny ojca alkoholika, albo bijącą za wagary matkę?

Czy ludzie w ogóle wymagają zrozumienia, zrozumienia pełnego, na ich stopniu widzenia sytuacji? Czy ktoś z Was zrozumie ból pleców, tak jak ja go czuję stojąc ponad 8 godzin przy zielonej? Czy ja uświadomię sobie w pełni opuchnięte nadgarstki chłopaków, którzy przez miesiąc paletują ogórki i rzucają skrzynki na 11 linię? Czy ci chłopcy zrozumieją Rumunów ze szklarni, którzy pracują w ponad 40oC i mają podrapane całe ręce od zeschłych łodyg ogórkowych? Ja nie chcę współczucia (litości, moja praca jest całkiem spoko, wykonuję ją niecałe 2 miesiące i basta, znam setkę osób, które mają gorzej), nie chcę nawet zrozumienia, czy prób wczucia się w moją (w niemoją) sytuację.

PS (napisany 11 sierpnia) Ostatnie zdanie nie miało się wcale tyczyć mnie, bardziej człowieka. Miało Was właśnie ustrzec przed traktowaniem tego, co napisałam o pracy w sposób dosłowny, miało oddzielić przykład banalny od ogółu zagadnienia. Wyszło zupełnie odwrotnie, co widać w komentarzach :P. Dopiero czytając teraz notkę zdałąm sobie z tego sprawę :P.

Opowiadam Wam tylko moją historię, kawałek mojej historii.

Tak, jak opowiada mi swoją Ewa. Nie napiszę tu jej, przynajmniej nie teraz (choć mogłabym, z Anglii nikt nie wie o blogu). Będę tu pewnie czasem coś dodawać, na swoje problemy najlepsze są cudze.

Co by było, gdybyśmy poznali kogoś z Etiopii?

9 komentarzy:

  1. Na świetnym wykładzie o maskach prof. Nowak z ujotowej filozofii powiedział, że współcześni sa chorzy na indywidualizm. I w gruncie rzeczy to, o czym piszesz, to jeden z jego przejawów - wyjątkowość "ja". Ale jeśli byc konsekwentnym, to jaką masz pewność, że potrafisz odtworzyć swój ból z wczoraj? Albo skąd możemy wiedzieć, że pamiętamy radość zakochania? Albo że kochamy równie mocno, co godzinę temu?

    I dalej - jak w ogóle rozmawiac, jeśli dla każdego słowa typu "ból", "cierpienie", "miłość", "przyjaźń" znaczą naprawde różne rzeczy? Zupełnie byśmy sie nie mogli dogadać!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozwiń jeszcze bardziej 'współcześni są chorzy na indywidualizm' ;). Chorzy, bo przewrażliwieni na punkcie własnego indywidualizmu, ludzie, których z założenia nikt nie zrozumie :P? Człowiek jest wyjątkowy (albo przynajmniej na jakimś etapie swojego życia był), i zdania nie planuję zmieniać :).

    Och, bólu nie odtworzę, nie odtworzę tęsknoty, miłości, wrażenia, strachu, widoku, 'żaden dzień się nie powtórzy', czyż nie? Chodzi bardziej o znajomość pewnych stanów, pewnych realiów, o doświadczenie czegoś.

    Widziałeś kiedyś zorzę polarną? Ja nie, ale słyszałam, że jest wspaniała, tak samo wnioskuję ze zdjęć. Jednak póki jej nie zobaczę, nie wiem, czym tak naprawdę jest. (tu miałam jeszcze przykład z samolotem, ale mi się odpowiedź jeszcze bardziej wydłużała :P). Domyślam się - nie masz dzieci, więc nie znasz wszystkich uczuć, jakie towarzyszą posiadaniu maleństwa. Na pewno możesz je wymienić, nie są Ci obce, jednak nie czułeś tego - w związku z czym nie będzie porozumienia na linii Ty - Dowolny Młody Zaaferowany Tatuś. Możemy słuchać, co nasze babcie opowiadają o Oświęcimiu, ale zawsze to będą dla nas tylko opowieści - o ich prawdziwym i namacalnym życiu.

    A są rzeczy, które dopiero przeżyte nabierają odpowiedniego znaczenia. Które zawsze będą dla nas obce, póki ich nie przeżyjemy.



    To jasne, że każdy rozumie 'ból', 'miłość' itd. trochę inaczej. To są uczucia, nie uczymy się ich jak definicji na biologię, tylko przez nazywanie tego co się z nami dzieje, na podstawie jakichś wzorców (tzn tak się domyślam, może to normalny element rozwijania się człowieka w społeczeństwie). One nie znaczą czegoś innego, one po prostu są bardzo szerokie. No a ludzie jakoś dają radę, moze trafia swój na swego :P.


    Hej, i sorki za takie długie odpowiedzi. Pisałam w kilku turach, i chyba zgubiłam wątek w jednym miejscu. Ehh, busy :P. Uśmiech :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz rację, ze usłyszeć a przeżyć to dwie zupełnie różne kwestie. Ale idąc dalej tym tropem - każdy przezywa inaczej, kazdy odczuwa inaczej, każde dziecko i rodzicielstwo sa inne. A mimo to, choc niedoskonale, mogę sobie wyobrazić zorzę, jesli ktoś utalentowany mi ją opisze. Mogę odnieść do przyszłego siebie rady rodziców i dziadków, choc ich życia były zupełnie inne, i inne dzieci wychowywali. Choć kazdy jest inny, mamy mnóstwo wspólnego. Każdy jest wyjątkowy w tym sensie, że indywidualizuje pojęcia wspólne nam wszystkim. Bo w gruncie rzeczy, choć żyjemy różnie, więcej w tym elementów wspólnych, niż wyróżniających. Pomyśl o tym, jak myślisz o swojej przyszłości - ile w tym kategorii ogólnych, a ile zdarzeń absolutnie indywidualnych? Takich, które nie dotykają nikogo innego?

    A co do tego, że nie da się odtworzyć wczoraj - jak pogodzić z tym ciągłość osobowości? Skąd mam wiedzieć, że wczoraj to też byłem "ja"? ;)

    Jesteśmy wyjątkowi, ale nie tak bardzo, jak nam się wydaje. I na pewno nie stajemy się wyjątkowi, kupując "wujątkowy" ciuch znanej marki ;).

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zgadzam się z zorzą :P. Wiem, że nie sposób przeżyć wszystkiego, zobaczyć wszystkiego, (...). Że bez wzajemnego opowiadania sobie i wiedzy o tym, czego się samemu nie miało okazji doświadczyć, ludzie daleko by nie zaszli, zarówno w nauce, jak i we własnym rozwoju. Ale z zorzą, z ojcostwem, z Oświęcimiem się nie mogę zgodzić - nawet jeśli dla każdego człowieka przeżycia będą inne i Oświęcim będzie miał piętnaście tysięcy (pierwsza lepsza liczba, żeby nie było :P) wersji.

    Pomyśl, proszę, czy Ty nie miałeś jakiejś choć jednej rzeczy, o której mówiłeś, może tylko jednej osobie - i jednocześnie wiedziałeś, że nie przeżyła tego ani niczego podobnego. Że nawet jakby bardzo chciała, to nie będzie w stanie Cię zrozumieć, że zawsze będzie patrzyła z punktu widzenia obserwatora, a nie towarzysza. I czasem wystarczy, że ktoś tylko posłucha. Nie oczekuje się zrozumienia, ale po prostu świadomości, że istniało coś, czego do końca nie będziemy w stanie ocenić. Ale ciekawe rzeczy wyszły przy okazji :P.


    Podoba mi się za to kawałek, że 'kazdy jest wyjątkowy w tym sensie, że indywidualizuje pojęcia wspólne nam wszystkim' ;). I dobry przykład z przyszłością - najbanalniej: planuję skończyć studia, ale moja obrona będzie (jak każda) jedyna w swoim rodzaju.

    Z kolei pytanie o ciągłość osobowości jeszcze mi do głowy nie przyszło. Bardzo się zmieniłam (przykładowo od gimnazjum), każda zmiana warunków życia bardzo zmienia człowieka. Powoli, z dnia na dzień, ale moim zdaniem to ciągły proces, którego przebieg uświadamiamy sobie dopiero po jakimś wydarzeniu lub czasie.

    I naprawdę nie wiem, skąd Ci przyszło do głowy, że jakieś ciuchy (zwłaszcza znanych marek), mają dla mnie jakiekolwiek znaczenie :P. No, chyba, że sama nie wiem, co o mnie mówi moje pisanie :P.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cholera, wiedziałem, że o czymś nie napsiałem. Tak jest, Zagłada, wojna - to są doświadczenia wyjatkowe, bo graniczne. Szczerze powiedziawszy, bardzo mi dobrze z tym, że prawdopodobnie nigdy się nie dowiem, co to znaczyło naprawdę.

    Co do zorzy - zostanę przy swoim ;).

    Ale ja nie oczekuję, że ktoś przeżyje to, o czym mu opowiadam. Po prostu nie wierzę, że moje doświadczenia są na tyle wyjątkowe, żeby drugi człowiek nie mógł mnie zrozumieć, choć jasne, ze im większy bagaz doświadczeń, tym większa szansa na porozumienie. Absolutnym wyjątkiem od tej reguły są właśnie doświadczenia graniczne.

    Wierze, że język, komunikacja i empatia to potęga, a brak zrozumienia wynika raczej z niedostatecznych kompetencji.

    Z ciuchami zrobił mi się brzydki skrót myślowy - piłem raczej do marketingowych chwytów odwołujących się do pragnienia bycia wyjątkowym ;).

    OdpowiedzUsuń
  6. Nooo, z tym to się zgadzam :), ale tych sytuacji granicznych jest pewnie więcej, niż nam obojgu się wydaje.

    Chyba trochę zaczynam rozumieć, o co Ci chodzi z wyjątkowością, albo raczej jej brakiem (pokieruj mnie jbc :) ), i już dostosowuję do swojego ;). Jeśli przyjąć, że żyhjemy w Polsce, w małym mieście, każdy Murzyn będzie wyjątkowy, jednak ciemny kolor skóry nie jest czymś dziwnymw skali świata. Tak samo nasze przeżycia - w małej skali są dla nas czymś niezwykłym, a w większej okazuje się, że dzielimy los milionów.

    Z perspektywy człowieka - masz rację, naprawdę nic nie będzie nie do wypbrażenia, zwłaszcza, jeśli ktoś chce i się stara. Ale to nadal wyobrażenie. I odnośnie zorzy też się nie dam przekonać :P.

    Patrząc na siebie i innych - nie oczekuje się tego całkowitego zrozumeinia, w przypadku złych zdarzeń, nie życzy się drugiej osobie tego samego, jako cenę za poznanie. Chce się zrozumienia dla efektów, bez wnikania w te przyczyny, chce się marginesu błędu. (przepraszam, gdybym była postronną osobą, nnie domyśliłabym się, o czym piszę).

    Mam dwa kulinarne pytania - czy jadłeś kiedyś nugat, i czy jadłeś kiedyś marcepan :).

    Pozdrawiam wszystkich czytelników, skończyłam tydzień na zielonej :).

    OdpowiedzUsuń
  7. Zrozumiane, i - o ile zrozumiane dobrze - to tak, o to chodzi :).

    Marcepan - tak. Nugat - w czekoladkach ;).

    OdpowiedzUsuń
  8. a skąd pewność, że jest dobrze zrozumiane? :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Z tego samego źródła, które mi podpowiada, że ja z wczoraj to ciągle ten sam ja, co dziś ;P.

    OdpowiedzUsuń