czwartek, 10 listopada 2011

Pisać?

Czasem przeglądam na chybił-trafił stare posty: losowo wybieram z archiwum tytuł, pod którym nie pamiętam co się kryło, i czytam ;).

Gdy coś się pisze, naturalnym jest, że w momencie tworzenia wydaje się to w miarę wartościowe :P i potrzebne (przede wszystkim piszącemu, ewentualnie konkretnemu czytającemu). W każdym razie jest na tyle sensowne, że jest się w stanie podzielić tym z bliskimi osobami. Dopiero po jakimś czasie, czytając swoje wcześniejsze zdania – posty, listy, komentarze – z idiotycznym uśmiechem kładzie się głowę na klawiaturze (niczym waląc nią w mur) z samokrytyczną myślą 'jejku, jakie się kiedyś głupoty pisało, jakie banały, za kogo się siebie miało?!' (plus czasem refleksja 'o, przecinka brakuje :P', chociaż w moim przypadku częściej 'hej, przecinki, więcej to was mama nie miała ;)?') (Takie małe PS, przepraszam, jak czasem piszę głupoty, które widać gołym okiem. ;))

Domyślam się, że tak samo czuje każdy, kto otworzył po latach swój pamiętnik, zdumiony stylem swoich wypowiedzi w wieku lat 16. Wyrasta się z ubrań, wyrasta się też (stety-niestety, nie wiem jeszcze) z myśli, zwłaszcza z tych wywołanych gorączką chwili. Najbardziej zdradliwe są te reakcje nagłe ;); komentarze pisane i zatwierdzane enterem w minutę, posty wywołane silnym, niedawnym zdarzeniem lub uczuciem (które potem się dziwnie czyta, gdy emocje minęły). Są – były – szczere, więc niech sobie leżą tam, gdzie się je zostawiło, to nie jest rzecz, której trzeba się wstydzić teraz.

Taka zdolność do zauważania własnej głupoty posuwa się przez życie ruchem jednostajnym bez tarcia. Jest zawsze o krok za nami – a kiedy nie daj czego się wyrówna, wtedy przestaje się pisać :P.

Tak w ogóle, 'pisanie jest zawsze pisaniem do kogoś'?

A żeby teraz było normalnie, bez smęcenia – pobawcie się sami ze sobą :P. Sprawdźcie swoją pocztę (właściciele gmaila mają łatwo ;) ), z jakiegoś 12 sierpnia 2009 roku. Poszukajcie maila wysłanego najbliżej tej daty (były wakacje, więc pewnie jakiś opis czegoś fajnego. Specjalnie sierpień, żeby nie trafić na wysyłanie projektów albo pomocy na studia ;) ), przeczytajcie, i zobaczcie, czy też się uśmiechniecie ;).



Jutro jedziemy na wycieczkę, co (jak się wczoraj okazało) wiąże się z koniecznością posiadania śpiwora. Na gwałt pojechałam więc do (za)miejskiego centrum handlowego, by w decathlonie zakupić swój pierwszy w życiu śpiwór (martwi mnie to, że jest duży po złożeniu, ale i tak zamierzam go kochać ;) ). Proszę, trzymajcie za mnie kciuki na wyjeździe.

Pisałam też egzamin z francuskiego - był dużo trudniejszy niż to, co robimy na zajęciach (a to zdecydowanie złe zjawisko). Pół biedy ja (jednak trochę uczułam się francuskiego wcześniej, chociaż zapomniałam używanego n razy imparfait od 'il faut'), ale Chinki wychodziły z sali niemal płacząc. Pani oddała mi też poprawiony list motywacyjny. Miał on być w miarę możliwości 'prawdziwy' (czyli nie staram się o posadę naczelnika więzienia, tylko o coś w zgodzie z moim cv), co sprawiło mi trochę kłopotów. Na szybko, mając nieograniczone możliwości, musiałam wymyślić sobie wymarzoną posadę. Jeśli nie wiecie, co chcielibyście robić w życiu, gorąco polecam napisanie listu motywacyjnego ;) - jestem na 90% pewna, że nie udałoby mi się dostać pracy z mojego listu, ale jednak zawsze jest to postawienie sobie jakiegoś celu ;).

Jeśli chodzi o wibromechanikę - jeśli kiedykolwiek uda mi się napisać o niej post, opisanie wszystkiego byłoby chyba najdłuższą wypowiedzią tutaj ;). Pan dzisiaj dawał rady odnośnie liczb (trzeba dodać, że wszystko mówi z przejęciem, patrząc nam w oczy, no i jest Francuzem mówiącym po angielsku, już samo to czyni wypowiedź bardziej żywą ;) ):
'What is a good value for alpha? He, what do you think, do you have any number in your head? It's easy! The popular number! Aaaa, the best number for a physicist is 'square root of two'. It appears everywhere, if you don't know what to put in your equation, use square root of two, it always works!'.
Mam egzamin z wibromechaniki w przyszły piątek, będzie trzeba się solidnie przygotować ;).

I wszystkim - powrotu do zdrowia ;)

4 komentarze:

  1. Maila wprawdzie nie znalazłem, ale akurat wiersz, który mam wrzucony na blogu 08.08.09 całkiem mi sie podoba. Choć są i takie, do których teraz bym się nie przyznał, a na pewno napisałbym je zupełnie inaczej, o ile w ogóle ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie ;), chociaż w poezji jest chyba trochę inaczej. Nie wiem, czy spontaniczny post/list to to samo co wiersz 'przemyślany, ale pisany pod spływem silnej i nagłej emocji'. (czy to duży nietakt, pytać autora co miał na myśli w swoim wierszu?)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale wiersze też czasem wychodzą spontanicznie! Czego dowodem ostatni, napisany pod wpływem drobnego impulsu, choć odrobinę poprawiony. A propos - już nie pamiętam, gdzie, ale czytałem kiedyś takie rozważania, na ile jesteśmy tymi, kim byliśmy. Potwornie pogmatwane.

    Nie, nieduży. Choć jest sporo takich, którzy wiedzą lepiej, niż autor ;). Bogiem a prawdą - dobrze jest, że każdy widzi w wierszu coś swojego, i chyba żaden autor nie chciałby odbierać innym, i sobie, możliwości wielu interpretacji. Tak jest o niebo zabawniej :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślałam, że wiersz ma być dobrze napisany, tak nie wiem, rytmicznie, ładnie, odpowiednio (przepraszam, nie znam się, coś tak jak z muzyką :) ), i wydawało mi się, że ciężko osiągnąć coś takiego po prostu siadając i pisząc spontanicznie, w 10 minut ;). Chyba jestem mistrzem widzenia nie tego, co potrzeba w wierszach, słowo 'interpretacja' to nawet za dużo dla mnie ;).

    A z tym zmienianiem się - może jest trochę tak, jak z drogą. Jeśli idzie się po prostym, widać daleko do tyłu, człowiek się nie zmienia. A jeśli mija dużo górek albo zakrętów (niekoniecznie jakichś trudności, poprostu urozmaiceń), wtedy wszystkie spotykane raz do roku kuzynki widzą różnice ;).

    OdpowiedzUsuń