wtorek, 1 stycznia 2013

wszystko, tylko nie nauka

Nie znoszę siebie, gdy robię (a raczej nie robię) tak jak dzisiaj. Cały dzień miałam idealne warunki, żeby się uczyć, tymczasem...

1. Posprzątałam w pokoju, umyłam podłogę, zrobiłam pranie (ręczne i pralkowe),
2. Napisałam ze 4 wiadomości na fb, które wymagały więcej niż 4 zdań,
3. Skończyłam 'McDusię' czytać,
4. Odwiedziłam kościół w celu uczestnictwa we mszy i odśpiewania ulubionych kolęd,
5. Doszłam do 100% w grze,
6. Zapisałam się do google+ i strasznie długo szukałam sobie muzyki do nauki (póki co leci Carmen. Wcześniej dużo muzyki filmowej),
7. Nie umarłam z głodu (w domyśle przygotowując sobie odpowiednie ilości nieskomplikowanego jadła),
8. Naprawdę nie wiem, co jeszcze robiłam...

Miałam ponadto napisać bloga sylwestrowo-noworocznego, ale chyba przerosła mnie tematyka (a raczej jej rozległość. Mam wymyślone chyba ze 3 początki postów (jeden w podkładce z konstrukcji metalowych), obejmujących sukcesy minionych 12 miesięcy (obroniłam się na przykład :P i zwiedziłam kilka nowych miejsc), plany postanowień noworocznych (realizmu mi brakuje...) i narzekania na ilość pożywienia jaką musimy ze Szwesti przytachać do Krakowa by Rodzicielka czuła się spełniona i szczęśliwa).

Najgorsze jest to, że miałam także uczyć się na surowce gazowe, zrobić projekt z betonu i porobić testy na prawo jazdy. I nic, ani nerwów (że nie zdążę, że nie umiem), ani zmęczonej głowy (bo niby po czym), ani zainteresowania tematem (przeczytałam artykuł co prawda, ale nie tego mi dzisiaj trzeba). To przerażające, że aż do tego stopnia nie chce mi się uczyć. Albo zabrać za coś. Zła jestem (na siebie)!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz