Trzeba spojrzeć prawdzie prosto w oczy i przyznać - jestem na 5 roku studiów. Ma to wiele konsekwencji, między innymi każe się zastanawiać nad swoim życiem pod kątem pracy, zainteresowań budowlanych, przypomina o potrzebie założenia rodziny, i ustatkowaniu się, cokolwiek by to miało znaczyć (brak 2 kucyków i gonitw do autobusu?). Ma także o wiele przyjemniejsze strony, jak bale wydziałowe.
Na bal może pójść absolutnie każdy student wydziału, jednak przyjęło się, że zaproszenia są skierowane przede wszystkim do ostatniego rocznika - czyli do nas. Pomimo kolokwiów, egzaminów, projektów tworzących ostatnią poważną sesję w naszym życiu, wybraliśmy się akademikiem na Bal Lądowca 2013 ;), który odbył się w miniony piątek.
Dzięki Madzi i Kasiom w ten dzień wyglądałam naprawdę ślicznie - miałam czarna sukienkę, którą dostałam od Gosi na któreś urodziny (moja ulubiona forever and ever), przewiązaną czerwoną szeroką wstążką (pomysł Kaś, od których dostałam także czerwoną biżuterię). Włosy upięła mi Madzia - przywilej mieszkania na akademikach -zawsze można na kogoś liczyć (Madzia zajęła się potem prasowaniem iluśtam męskich koszul :P).
Sam bal był bardzo przyjemnym rodzajem imprezy - każdy był ładnie ubrany, chłopcy dbali o nas, a taniec belgijski za 3 razem w końcu zaczął nam wychodzić ;). Atrakcją był występ klaunów (przewidzieli jeżdżenie na jednokołowym rowerku o różnej wysokości, co wobec niskiego sufitu było jeszcze trudniejsze), oraz napis 'bal lądowca' (albo równoznaczny :P), płonący żywym ogniem na balkonie. Na tle którego (płonął legalnie) wszyscy robili sobie zdjęcia :P, nie zważając na to, że wychodzą zziajani na mróz bez żadnego ubrania. Bardzo się cieszę, że na niego poszłam ;), i dziękuję bardzo mojemu partnerowi.
Prawdziwe cuda zdarzyły się jednak następnego dnia - okazało się, że 2 osoby, które bardzo chciały iść na bal, jednak mogą się wybrać (politechnika świętowała cały weekend, zależnie od wydziału). Lubię, jak świat się tak ładnie układa ;).
A teraz powrót do rzeczywistości, czyli... mechanika kompozytów.
Bale są super! Powraca na chwilę "ta mała dziewczynka" która była księżniczką.
OdpowiedzUsuńTaniec belgijski super! Cała frajda jest z uczenia się go :D szkoda że u nas na balu tego nie było, za to była fontanna czekolady :D
A co do "ciucha" - mała czarna zawsze spoko :):*
A co do pierwszego akapitu... spotkajmy się po sesji na piwie - trza pogadać ;)
Jasne, że się spotkamy :).
OdpowiedzUsuńMiałam właśnie zaczynać posta o balu opowieścią o księżniczkach w pięknych sukienkach, ale zapomniałam jak przyszło co do czego. Mów co chcesz, ale ja się naprawdę tak czułam ;). Mam nadzieję, że jeszcze kilka bali przed nami ;). Uśmiech!
To ja dziękuję :*
OdpowiedzUsuń//Partner