czwartek, 31 marca 2011

Erasmus w akademiku

Staje się coraz bardziej realny, niemal namacalny. Boję się, ale nie tylko ja. Wola musi wygrywać ze strachem, a są osoby w o wiele gorszej sytuacji. Chciałabym bardzo, żebyśmy wszyscy pojechali, łatwiej uwierzyć we wszystkich niż w jednostkę.

Nieśmiało zaczynam myśleć, że to może być coś naprawdę ciekawego, coś, co pozwoli pójść nam wszystkim do przodu. Tymczasem bardzo absorbuje, choć jeszcze nic nie jest pewne. Wczoraj pisałam z 2 osobami podanie, efekty pracy poniżej, w formie dialogu (jedna osoba nie jest świadoma faktu upubliczniania pięknych dwóch kartek, przepraszam za samowolę :P). To było dla mnie ważne, dziękuję ;).









W Grenoble jedynym przedmiotem z dziedziny budownictwa nauczanym po angielsku jest geotechnika, na studiach doktoranckich. W Lille jest wszystko po francusku.

Teraz idę śpiewać na 10 piętro ;)

czwartek, 24 marca 2011

how many roads must a man walk down...

Skąd wiadomo, czy to, co robimy jest słuszne? Nie piszę już 'dobre', do głowy by mi nie przyszło użyć słowa 'przyjemne', ale właśnie 'słuszne'. Czyli takie, jak być powinno. Skąd w ogóle wiadomo, jak być powinno? Po jakimś chwilowym szczęściu, swoim bądź otoczenia? Na mój prosty rozum są dwie drogi tworzenia definicji czegoś. Albo trzeba to nazwać za pomocą innych, już utworzonych pojęć, albo tworzy się je przez zaprzeczanie dostatecznie szerokim pojęciom. Nie wiem, jaka jest definicja stanu 'tak, jak być powinno'. Ile razy wydaje nam się, że robimy coś dobrze, że to jest słuszne, a tak naprawdę sprawiamy ból sobie i innym. Zawsze jest tak, że trzeba coś wybrać, gorzej, jak trzeba wybrać kogoś. Trzeba chyba wierzyć w siebie. W swój osąd, w swoje wybory. Albo mieć nadzieję. Wiara, Nadzieja, Miłość. I konsekwencje. Nie sądź po ustach

niedziela, 20 marca 2011

il pleut

Za chwilę wiosna. Wiosną świat się nie kończy. Przynajmniej nie ten świat, o którym myślę. Gdy zadeptujemy mrówkę, mało kto się przejmuje jej osobistą tragedią. Od kiedy człowiek przestaje być mrówką dla innych, a jego strata zaczyna być zauważalna, bolesna? Moim zdaniem dni nie są szare, lubię deszcz, o ile nie ma go za dużo. Nie da si utopić w deszczu, całe szczęście ;). Sami decydujemy, co wiedzą o nas inni. Do obrazu, który widzą i wyczuwają, dorzucamy słowa, które nadają kierunek dalszym obserwacjom. Trzeba się tyko liczyć z konsekwencjami. Np z tym, że idąc na zajęcia z inną grupą będę musiała sama robić projekty. Wszystko ponadto jest czymś przyjemnym, nieoczekiwanym. To daje dużo radości w życiu, ale też zmniejsza oczekiwania. Przepraszać za to, że się nie umie czytać w myślach, i nie potrafi się oddzielić makowego kłamstwa od spopielonej prawdy? Przeprosiny przyjęte, c'est moi qui a besoin de t'excuser.

środa, 16 marca 2011

Kapelusz pełen nieba

Mam kapelusz pełen nieba. Porannego, błękitnego, jaśniejącego nieprzebranym blaskiem najcenniejszej gwiazdy. Wypełniającego serce po brzegi energią, optymizmem, radością.

Niebieskiego jak wstążka przy zegarku, codziennego, nauczonego na pamięć wciąż dorastającymi oczami. Znanego, bezpiecznego, choć nieograniczonego, bo czymże jest horyzont?

Dynamicznego, pełnego barw natury, od koloru żywego ognia do głębokiej zieleni. Połyskującego złotem, ciągnącego w granatową otchłań, ujmującego i zapierającego dech w piersiach. Pachnącego wiatrem znad morza.

Popielatego, pełnego wszystkich opisanych chmur. Obłoków wołających wyobraźnię. Ciężkich, ołowianych, niosących grozę, przed którymi staje człowiek wyprostowany, z podniesioną głową. I tych widzianych z samolotu, tworzących zamknięte z góry i z dołu niebiańskie korytarze.

Wypełnionego mgłą pełną tajemnic, za którą nie widać znanej drogi, która czyni z lamp ulicznych reflektory wielkiej sceny. Deszczem, ciepłym, letnim, oraz ostrym kaleczącym. Drzewami błyskawic. Spokojnym, pięknym śniegiem.

Czarnego, nieskończonego, budzącego lęk i świadomość. Świecącego niezliczoną ilością gwiazd, galaktyk. Wskazującego drogę wszystkim szukającym.

Kapelusze mają to do siebie, że się niszczą, dziurawią. I może je nosić w jednym czasie jedna osoba.



It is difficult to choose the right solution, when each is bad, especially for you.

Tristesse.

sobota, 12 marca 2011

Butterfly circus

Dlaczego ludzie tak pragną być silni? Dlaczego nie dają sobie wytchnienia, dlaczego uparli się, że sobie poradzą sami, że im nie jest nic potrzebne od innych? Nie da się cały czas iść do przodu! Nie da się cały czas uciekać, cały czas być perfekcjonistą, cały czas myśleć o wszystkim. Cały czas nie płakać, cały czas myśleć o innych, cały czas się nie bać, próbować się zmienić. Jesteśmy tym, kim wierzymy że jesteśmy.

'My z drugiej połowy XX wieku' wiemy jak jest łoś po angielsku. Budujemy o wiele za wysoką wieżę, która przy byle czym utraci stateczność.

Rano śmiałam się jak szalona na laborkach z konstrukcji betonowych - wraz ze mną połowa z 1/3 grupy 6. Po południu kolejne laborki z automatyki, jestem chyba skazana na prawo Ohma. Wieczorem poszliśmy na pomarańczarnię do dominikanów, polecam każdemu, kto nie ma co robić w piątek wieczorem.

Potem oglądaliśmy film. Obejrzyjcie sobie, naprawdę warto:

Butterfly circus, część 1

Butterfly circus, część 2

środa, 9 marca 2011

Dzień kobiet



Zacznę może od podsumowania ankiety (i od zaproszenia do udziału w kolejnej ;) ). Istnieje powiedzenie, że niczego nie można być pewnym w życiu oprócz śmierci (przy pisaniu ankiety zapomniałam o tym ;) ). Może w jakimś szerokim, filozoficznym znaczeniu jest to prawda, ale na co dzień musimy mieć jakieś punkty stałe. Wydaje mi się, że wszystko, nad czy się nie mamy czasu zastanawiać, a na czym polegamy, wszystko, co nam się wydaje na 90%, możemy uważać za pewne.

Głosowało 5 osób. 3 z nich stwierdziły, że mogą się mylić w rozmaitych sytuacjach (co niekoniecznie znaczy, że pozostałe dwie są nieomylne). Dalej jesteśmy pewni tego, że mamy gdzie wracać, że wszystko będzie tak, jak być powinno (nawiasem pisząc to zaczerpnięte z 'Mistrza i Małgorzaty'), oraz smaku jabłek. To ostatnie było chyba najpewniejszą rzeczą z mojej listy, opiera się na zmysłach. (One z kolei mogą nas kłamać (chociażby złudzenie optyczne), jednak moim zdaniem chodzi o to, że widzimy rzeczy tak jakby w formie obrazów, płaskich wydruków, a dopiero nasz rozum tworzy ich głębię, analizuje, interpretuje i dostrzega. To nie oczy kłamią, tylko zawartość czaszki). Niebo jest zbyt zmienne.

Poza tym jedna osoba jest pewna istnienia liczb urojonych (bardzo odważna albo wykształcona jednostka). I tylko jedna wierzy, że spełni swoje marzenie. Ciekawą opcją była pewność, że jutro jest środa. Popatrzcie, ile jest rzeczy w życiu, których jesteśmy pewni, ale tylko przez chwilę, być może przez miesiąc, być może przez rok, albo tylko jeden dzień. Takie coś, co jest tu i teraz, ale wiadomo, że się zmieni wkrótce. Widać nikt nie głosował we wtorek ;).

Patrząc na wyniki, myślę, że jesteśmy bardzo ostrożni. Mało pewni siebie, nie wspominając o innych ludziach. Samodzielni?


Chciałam jeszcze napisać o dniu kobiet, w którym spotkała mnie seria bardzo przyjemnych wydarzeń - zbyt przyjemnych, by nie mieć wspomnienia po nich na jakimś serwerze ;). Wraz z Krysią i Kasiami dostałyśmy po róży od Bukiego (nie wiem, czy ktoś się orientuje we wszystkich wspomnianych osobach na raz ;) ). Następnie chłopcy z 7 piętra, stojąc w akademikowym 'składzie' odśpiewali mi piosenkę (albo powiedzieli śpiewnie wierszyk), i wręczyli różowego tulipana z dedykacją (stoi w kubeczku z truskawką). Poza tym, inni koledzy z 10 piętra zaprosili mnie i kilka koleżanek na własnoręcznie zrobioną kolację. Kupili wino, oraz usmażyli naleśniki, do których włożyli nadzienie zawierające mięso, kukurydzę i inne niezidentyfikowane acz smaczne składniki. Wszystko było dodatkowo zapiekane w piekarniku, i wykonane w ilości wystarczającej, by wszyscy (a trochę nas było) mogli się najeść. I jak tu się nie uśmiechać ;). Dziękuję raz jeszcze ;)

poniedziałek, 7 marca 2011

pisane

Ten post będzie inny niż wszystkie do tej pory. Zazwyczaj, nawet jak coś pisałam ręcznie, skrzętnie przepisywałam wcześniejszą pracę na komputer. Zwykle nie miałam skanera, ale w większości tych i tak nielicznych przypadków traktowałam wersję papierową jako coś w rodzaju szkicu. Dzisiaj nie miałam zbyt mocnej motywacji, by uważnie notować na wykładach, za to chciałam coś napisać. Generalnie chyba mi nie wyszło ;), miałam za dużo przerw między jedną myślą a drugą, i wciąż wydaje mi się, że nie doszłam do końca. Motywem przewodnim jest to, że robimy dużo rzeczy nie tak, jak powinniśmy ;).

Pisanie rozpoczęło się na wykładzie z przedmiotu 'Instalacje budowlane i sieci miejskiej', po czym było kontynuowane w kolejce do lekarza, i na kolejnym wykładzie, tym razem z etyki. Wszystko jest odpowiednio oznaczone. Przy okazji chciałam powiedzieć, że etyka nie jest taka zła, nawet powiedziałabym, że dosyć przyjemna, zwłaszcza w obliczu 4 rodzajów konstrukcji, jakie szykuje dla studentów trzeciego roku ten semestr. Pan puszcza nam filmiki (dzisiaj fragmenty z 'Komornika'), poza tym mówi niemonotonnie. Gdyby nie to, że tydzień w tydzień mamy jej 3 godziny, byłaby naprawdę lubiana. Na ostatniej stronie są fragmenty prymitywnych notatek, może komuś się spodobają ;).

Gratuluję każdemu, kto podejmie trud czytania ;).











Byłam wczoraj na urodzinach Pestki i Wacka - znajomych jednocześnie z budownictwa i z akademika (chociaż zdecydowanie bardziej z akademika ;) ).

wtorek, 1 marca 2011

Kondycja

Skąd wiadomo, czy człowiek jest w dobrej kondycji? Może wyglądać świetnie, jego niezmącone zdrowie widać po włosach, paznokciach, błysku w oku i dobrym humorze. Może być uśmiechnięty, aktywny, myślący o wielu sprawach na raz. Bez problemu podbiega do autobusu, czy wstaje wcześnie rano po nieprzespanej nocy. Ale wystarczy jedna, minimalnie przekraczająca normę dawka wysiłku, najczęściej nieprzewidzianego, by ten silny i sprawny człowiek ledwie trzymał się na nogach. By każdy następny krok sprawiał mu trudność, każdy ciężar przytłaczał, a bolące mięśnie nie pozwalały na żaden gwałtowny, impulsywny ruch. Leży sobie taki człowieczek mały, świadomy kilometrów jakie kiedyś mógł przebiec, przepłynąć, kilogramów, które podnosił, efektywnych szpagatów oraz piruetów na lodzie. Może za mało ćwiczył?


Czas podsumować ankietę (właściwie średnio dobry, bo muszę skończyć rysunek z mojej ulubionej stali, ale żeby móc zamieścić nową, konieczne jest załatwienie poprzedniej). Temat jest bardzo aktualny (zwłaszcza dla ludzi w naszym wieku :) ), wszystkim dziękuję za głosy. Kiedyś myślałam, że różnica wieku nie ma znaczenia, o ile ludzie się kochają, jeśli są przyjaciółmi. Teraz prędzej bym powiedziała, że to w przyjaźni lata się nie liczą, że można mieć przyjaciela o wiele starszego/młodszego, świetnie się z nim rozumieć. Jednak miłość ma trochę inne zasady, inne powody, inne argumenty. Oto, co ja widzę patrząc na ankietę:

-7/8 niereprezentatywnej próbki społeczeństwa widzi realne szanse na związek z człowiekiem w tym samym wieku. Biorąc pod uwagę, że takich znamy najwięcej (czy to z klasy, czy z uczelni), wynik chyba przewidywalny. 'Kochajmy się!'

-jeśli chodzi o starszych partnerów, widać duży rozrzut, istnieją bowiem osoby, którym nie przeszkadzałby związek z osobą nawet o 15 lat starszą. Większość czytelników dopuszcza standardową różnicę wieku 1-5, ewentualnie do 10 lat różnicy. Gdybym miała się zastanowić, mało znam par z takim rozrzutem, i zdecydowanie więcej ludzi starszych od osób w moim wieku. Każdemu nadal życzę szczęścia.

-wszyscy są jednak za tym, żeby partner był młodszy o góra 2 lata (co poniekąd kłóci się z poprzednim punktem, ale mogę przyjąć, że odpowiadały przede wszystkim dziewczyny, które wolą różnicę wieku w jedną, konkretną stronę).




Usłyszałam niedawno, że powinnam tutaj więcej pisać, co się u mnie dzieje. Nie robię tak, bo dziwnie się pisze o wydarzeniach, które przecież odbieram bardzo subiektywnie, które często dotyczą osób czytających moje wypociny. Nie da się w ten sposób napisać prawdy. Trochę jednak spróbuję.

W sobotę byłam na kiczparty (to się da jakoś poprawnie napisać :P?) u Miry, było wesoło i przyjemnie jak zwykle. Większość z dość sporej ilości gości stanęła na wysokości zadania i pięknie się przebrała. Moim zdaniem najlepiej wypadł kolega Marcin, który miał na sobie żółte spodenki, koszulę boga disco w kolorze akwamaryny, oraz złoty łańcuch z agrafek.

Niedzielę spędziłam banalnie, poza wyjściem do kościoła, które zaowocowało sprowadzeniem Zagatki na noc do akademika i potrzebą nauczenia się śpiewania piosenki 'Hiszpańskie dziewczyny'.

Dziś po ciężkim dniu miałam spotkanie w sprawie Erasmusa. Nie dowiedziałam się na nim prawie niczego nowego, co przyjęłam za dobrą monetę (po okresie, gdy we wszystkim było się do tyłu, nagle pojawia się rzecz, w której jestem na bieżąco). Razem ze mną było 2 kolegów, Wacek, oraz Maciej o wspaniale pasującym nazwisku :P, którzy pragną poprzebywać przez semestr w Niemczech. Oby nam się udało!



Nie wiem, co myśleć o wszystkim.