Mam kapelusz pełen nieba. Porannego, błękitnego, jaśniejącego nieprzebranym blaskiem najcenniejszej gwiazdy. Wypełniającego serce po brzegi energią, optymizmem, radością.
Niebieskiego jak wstążka przy zegarku, codziennego, nauczonego na pamięć wciąż dorastającymi oczami. Znanego, bezpiecznego, choć nieograniczonego, bo czymże jest horyzont?
Dynamicznego, pełnego barw natury, od koloru żywego ognia do głębokiej zieleni. Połyskującego złotem, ciągnącego w granatową otchłań, ujmującego i zapierającego dech w piersiach. Pachnącego wiatrem znad morza.
Popielatego, pełnego wszystkich opisanych chmur. Obłoków wołających wyobraźnię. Ciężkich, ołowianych, niosących grozę, przed którymi staje człowiek wyprostowany, z podniesioną głową. I tych widzianych z samolotu, tworzących zamknięte z góry i z dołu niebiańskie korytarze.
Wypełnionego mgłą pełną tajemnic, za którą nie widać znanej drogi, która czyni z lamp ulicznych reflektory wielkiej sceny. Deszczem, ciepłym, letnim, oraz ostrym kaleczącym. Drzewami błyskawic. Spokojnym, pięknym śniegiem.
Czarnego, nieskończonego, budzącego lęk i świadomość. Świecącego niezliczoną ilością gwiazd, galaktyk. Wskazującego drogę wszystkim szukającym.
Kapelusze mają to do siebie, że się niszczą, dziurawią. I może je nosić w jednym czasie jedna osoba.
It is difficult to choose the right solution, when each is bad, especially for you.
Tristesse.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz