Ludzie mają ogromny wpływ na siebie nawzajem. Może to niezbyt dobrze od tego zaczynać, ale muszę powiedzieć 'jeszcze kiedyś o tym napiszę', bo teraz ledwo zaznaczam temat. A jest ważny, i dotyczy każdego.
Gdy na 1 roku poszłam na zajęcia do pani Zakrzewskiej, oprócz mnie przyszedł tylko jeden kolega. Był bardzo zainteresowany wpływaniem na ludzi, poniekąd manipulowaniem nimi. Chyba nie zdawał sobie do końca sprawy, na jakiej zasadzie to działa, nie doceniał mocy zjawiska, które ja już powoli zaczynałam dostrzegać. Ciężko jednemu człowiekowi wpłynąć na masy, na narody, na grupy społeczne (wymaga to chyba ogromnej charyzmy, pewności siebie i pomysłowości, poza tym dogodnych warunków, bądź impulsu (nic mi nie przychodzi do głowy poza niezadowoleniem z obecnie panującego króla itp., ewentualnie jakiś meteoryt, który spada na Ziemię)), za to bez trudu może wpływać na najbliższe otoczenie. Przez sympatię, przyjaźń, miłość, dowolny stopień zaangażowania uczuciowego. W łagodnej wersji wygląda to tak, że obie strony wzajemnie sobie pomagają, robiąc coś dla siebie nawzajem. Na przykład 'Lubię cię, Małgosiu, zrobię ci projekt z żelbetu', 'Dziękuję ci Tereniu, idę do sklepu, kupić ci coś?'. Do tego momentu wszystko jest w porządku. Tak samo, gdy moja najlepsza przyjaciółka chodzi na jogę. Chcę z nią przebywać, więc chodzę na jogę, nie dlatego, że mi się podoba, że czuję się spełniona ćwicząc ją, ale właśnie dlatego, że widuję tam Marysię, która jest nią zafascynowana. Tutaj mamy powód decydujący, obok często kilku innych, nieco mniej ważnych.
To pozytywna strona. Robić coś dobrego z idiotycznych powodów. Pewnie naprawdę racją jest, że jeśli coś jest dobre, nieważne co nas do tego przywiodło. Coś na zasadzie 'cel uświęca motywy'. Bo dla innych jesteśmy w stanie zrobić o wiele więcej niż dla siebie. (Znowu głupi przykład, moja mama zawsze mi mówiła, że uczę się dla siebie, a nie dla niej, czy dla pani w szkole, tymczasem, poza kilkoma sytuacjami, czułam, że jest dokładnie na odwrót). Pomyślcie, że szczęście innych osób może w bardzo dużym stopniu zależeć od Was. Chociaż większość to wie ;). Na razie skończę, idę spać, dobranoc.
Dzisiaj jest naprawdę ciepło. O 1 w nocy można spokojnie wyjść w cienkim, niepozapinanym płaszczyku. Wieje mocny wiatr, ale wszystkim jest obojętny.
Rozczarowania też są potrzebne. Konstrukcje żelbetowe stoją, formalnie nie wiem, skąd wziąć gamma M. Życzę wszystkim przyjemnego dnia jutro ;)
Droga Joasiu,
OdpowiedzUsuńmasz całkowita rację. Są osoby w naszym otoczeniu, dla których moglibyśmy zrobić wiele, czasami może nawet 'wszystko'. Ale co dzieje się jeśli ta osoba tego nie docenia? Nie zauważa tego, że jest dla nas ważna? Są dwa wyjścia. Albo walczymy, albo nam przechodzi ta fascynacja. Po kilku takich hmm... niepowodzeniach (?) przestajemy robić coś dla innych, a skupiamy się tylko i wyłącznie na sobie.. Przynajmniej do następnego razu...
Pozdrawiam serdecznie.
Dzięki.
OdpowiedzUsuńA może robienie czegoś tylko dla siebie wystarcza do bycia szczęśliwym? Jest przecież tyle rzeczy, które nas cieszą, a są obojętne innym. Są wtedy takie prawdziwe, tylko nasze, nie robione z żadnego powodu. Ciekawe, na jak długo to wystarcza ;).
OdpowiedzUsuń(wieje wiatr, kropi, a ja 10 minut temu wróciłam sobie ze spaceru dookoła akademików. I czuję się bardzo radosna ;) )