Nie lubię nie mieć na nic czasu. Najczęściej obrywa się snowi (ehh, nie wiem, jak to odmienić), potem niektórym znajomym, ale po części wszystkiemu, co robię. Zamiast wykonywać kilka rzeczy na 80%, robię większość z tego, co chcę, ale ledwie na 55%. Po jakimś czasie nie przejdę nawet tych 50%, żeby 'zaliczyć' coś w życiu. Miałam kiedyś świetne porównanie - do koszyka pełnego jabłek. Otóż wyobraźmy sobie taki koszyk, z, powiedzmy, 5 jabłkami. Możemy je zjeść sami, albo rozdać dowolnej liczbie osób. Problem w tym, że nie nakarmimy wszystkich 5 jabłkami, jak każdy dostanie po kawałku nikt nie będzie zadowolony do końca. Niektórzy mają małe potrzeby, ale coś jeść trzeba ;). I owoców wystarczy góra dla pięciu osób, które musimy sami wybrać. Nie da się mieć wszystkiego i gospodarować sprawiedliwie (oczywiście w tym i analogicznym przypadku), bo nic nam z tego nie przyjdzie.
Rozmawiałam dzisiaj z panią portierką w jednym z akademików AGH ('Dziewiątka'), która czytała książkę Orwella. Nie czytałam żadnej z jego książek, może byłoby warto? (uczenie się w autobusie to 'jedna wielka ściema') ;). Dobranoc, jutro mam zaliczenie z prawa budowlanego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz