To będzie dziwny post. Z dwóch powodów ;).
Pierwszy jest banalny, miałam w ciągu ostatnich kilku dni kilka malutkich pomysłów, żeby coś napisać. Żaden z nich jednak nie trafił w odpowiedni moment z odpowiednią siłą, więc nic z nich nie wyszło. Chciałam napisać tutaj po kawałku wszystkiego.
Po drugie - mam dziwny humor.
Napisałam na forum grupy o Szlachetnej Paczce. Byłam dzisiaj u Madzi na obiedzie, też uważa, że to dobry pomysł. W czwartek będę chodziła z puszką na konstrukcjach drewnianych.
Zacznę od tytułu posta, czyli tego, co było wczoraj. Katarzynki, podczas których napisałam 4 zdania:
'Tego wieczoru Kasie robiły Katarzynki. W sumie zrozumiałe ;)
Do zabawy zawsze potrzebne jest coś. Albo humor, albo określona osoba bawiąca się z nami, albo alkohol (który na dobrą sprawę przydaje się we wszystkich wymienionych sytuacjach).'
Potem poszłam uczestniczyć w tymże wydarzeniu rozgrywającym się dwa pokoje dalej. Było całkiem przyjemnie, Kasie przygotowały dobre jedzenie (ważny aspekt dla studenta), chłopcy z 5 piętra zrobili placek (nie mam pojęcia z czego, ale był przepyszny), poznałam nowe osoby (brata jednej z Kaś i jego koleżankę). Koło 23 poszliśmy do Kwadratu (klub koło akademika), z którego wróciłam wcześniej - koło 1, mając na uwadze poranne laborki z chemii organicznej.
Piszę to by pokazać schemat imprez akademikowych - przychodzimy, jemy, pijemy, kwadrat-pokój i niewyspanie następnego dnia. Wszystko jest niemożliwie wręcz schematyczne, a jednak za każdym razem inne (jak wszystko w życiu, to mało odkrywcze). W każdym razie dobrze się bawiłam i dzisiaj poszłam na laboratoria pełna energii.
W kwadracie spotkałam kolegę. Dowiedziałam się, że w momencie poznawania byłam 'taka przerażona'. Ciekawe, ile w tym prawdy.
Robiłam pranie, jedyna wolna suszarnia na 10 piętrze. Trochę daleko z 3 ;)
Laborki.
Te z AGH w bardzo małym stopniu przypominają politechnikowe. Gdy pomyślę o technologii betonu, materiałach budowlanych, bądź konstrukcjach metalowych, jestem bardzo daleko od słów 'niepewność pomiarowa'. Wykonywaliśmy ćwiczenia, mieszaliśmy cementy, asfalty, zrywaliśmy próbki stalowe, aluminiowe, drewniane, wykres rozciągania stali miękkiej rysuję od ręki, jednak poza fizyką nikt nigdy mi nie kazał liczyć niepewności z serii wyników. Jest to za to zmorą studentów WEiP. Fizyka rządzi się innymi prawami, ma niejako naturalne prawo zadręczać młode pokolenie metodą najmniejszych kwadratów i jakąś różniczką zupełną. Nie zmienia to jednak faktu, że byłam wściekła, gdy pan kazał mi 3 raz poprawiać niepewności dla wahadła fizycznego (wszystko musiało mieć swoją niepewność, 1,5 strony obliczeń tego samego dla różnych danych). Ponadto dochodzi miernictwo cieplne, gdzie pan również sobie życzy wiedzieć, o ile można się było legalnie pomylić. Tak samo na podstawach elektroniki, na które całe szczęście nie chodzę.
Uff, o laborkach typowo chemicznych może innym razem. Tu chciałam jeszcze napisać, że mam niemożliwe szczęście do partnerów ćwiczeniowych. Jak na kogoś, kto albo musiał się doklejać do jakiejś grupy, albo dostawał tego, kto akurat nie miał pary, trafiam bardzo dobrze, na osoby chcące coś robić, myślące, sympatyczne. Taki promień słońca ;).
Kupię sobie jutro 'Wysokie obcasy'. Waham się między L4 a różnymi odmianami żelbetu. Mosty też mają szansę. Kierunek dyplomowania trzeba wybrać do wtorku. Dziękuję wszystkim za głosy ;).
Deszcz
Zawsze lubiłam deszcz. Żeby go ujarzmić, wcisnąć w ramy matematyki, mechaniki, dowolnego wzoru dla inżynierów, wymyślono coś takiego jak 'deszcz miarodajny'. Jest to 'deszcz o natężeniu będącym odpowiednikiem czasu jego trwania równemu czasowi spływu t cząsteczki wody z najodleglejszego punktu zlewni do rozważanego przekroju cieku, do którego jest odniesiony' (interpunkcja oryginalna, na podstawie 'Zaleceń projektowania, budowy i utrzymania odwodnienia dróg krajowych oraz przystanków komunikacyjnych'). Podobnie, swoją definicję ma wiatr i śnieg normowy, a z pewnością wiele innych zjawisk. Śmiesznie to brzmi, zwłaszcza gdy 'dżdżu krople spadają i tłuką w me okno'. Powinnam napisać, że norma ma odpowiedź na wszystko, ale takie stwierdzenie jest niczym grzech ciężki ;).
Ładne, ale nie wiem, gdzie to przeczytałam. 'Jeśli coś kochasz, puść to wolno. Jeżeli wróci - jest twoje. Jeżeli nie - nigdy twoje nie było'.
Jednak nie mam jak napisać wszystkiego w jednym poście. Wyjdzie za długi, kolejny więc będzie pewnie w podobnym układzie.
Jadę do domu w piątek. Do tego czasu nie pójdę do nikogo z towarzyską wizytą, wyjątek - 10 piętro, bo tam drukuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz