Post na specjalne życzenie Wiernej Czytelniczki :), która to przerwała maraton z hipotezami wytężeniowymi (w końcu chyba wiem, o co w nich chodzi!) tym oto testem :). Wyszło mi 13 do 87 dla półkuli prawej (:P), co podsumowałam stwierdzeniem: 'a myślałam, że języki ogarniam i jestem logiczną racjonalistką, ale widzę, że to tylko moja wyobraźnia :)'. Kto zrobi - załapie :).
Korzystając z rozpoczętego posta, opiszę jeszcze jedną rzecz, na którą natknęłam się przypadkiem. Czytając książkę do wytrzymałości materiałów, znalazłam w niej zwrot 'par excelence' (którego dokładnego tłumaczenia jeszcze nie znałam :P). Każdy kto mnie zna, wie, że jestem fanką średników, kształtnych zdań i nietuzinkowych słówek, zwłaszcza w książkach stricte technicznych. Wiadomo - inżynier humanistą być nie musi, jednak sposób pisania i elokwencja wiele mówią o człowieku. Bardzo w moich oczach tracą osoby, które nie potrafią się zdobyć na to, by ich książka była choćby 'możliwa do przeczytania' (a takich niestety od groma). W każdym razie pan zaplusował, więc zapragnęłam pokonwersować z googlami na jego temat.
Zadanie okazało się nie takie łatwe (pan nie istnieje jako hasło na wikipedii), jednak wyszukiwarka zaprowadziła mnie do dwóch stron - wspomnień. Jedne napisał szukany pan, na temat profesora - swojego przyjaciela i mentora, natomiast drugie dotyczyły jego osoby, i zostały przygotowane przez mojego pana od, hmmm, mechaniki kompozytów (pan jest w miarę wszechstronny, ciężko się zdecydować). Oba teksty podlinkowałam, kto nie jest zajęty sesją, niech sobie przeczyta. Tak na marginesie dodam, że ów pan od mechaniki kompozytów też ładną językowo książkę napisał :P.
Ucząc się pilnie do obrony, oczywiście zajęłam się czytaniem tekstów, z których wyłoniły mi się dwie sylwetki inżynierów i pedagogów. Dwa pozytywne opisy, wzbogacone o śmieszne i prywatne historyjki. Dwoje ludzi, których książki mogłabym mieć właśnie na biurku. Są to dobre historie.
Pisałam nie tak dawno o Kompanii Braci, o potrzebie przeżywania mocnych emocji, które są spoiwem łączącym ludzi. Temat dzisiejszy trochę wpasowuje się w tamten - przypadkiem nadziałam się na charakterystykę kogoś, kto powinien mi w ten właśnie sposób zostać przedstawiony - jako autorytet - legenda. Na początku drogi, gdy inżynier kojarzył mi się z panem Mieciem z budowy, gdy próbowałam sobie połączyć nieprawdziwy obraz majstra w gumiakach ze sztucznym wyobrażeniem chuderlaka rozwiązującego równania różniczkowe. Tak naprawdę chyba nie obchodzi mnie, czy wszyscy (albo chociaż autorzy wspomnień) 'lubili' opisywanych panów, czy ich cenili (ze względu na wiedzę z mechaniki, czy raczej wiedzę życiową?), czy zgadzali się z ich decyzjami, czy ich szanowali... Z ludźmi, podobnie jak z całym życiem, jest tak, że po czasie pamięta się przede wszystkim te dobre chwile - i chwała za to :) - więc niech będą to opisy prawdziwe. Prawdziwych ludzi, z których można brać przykład, ludzi blisko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz