Czasem patrzy się na świat, i ma się wrażenie, że nie funkcjonuje on najlepiej. Że można by go było poprawić, zmienić nieco ustawienia, usprawnić oporne przekładki, rozplątać nitki, poukładać rozwaloną układankę. Sama bardzo często (zdecydowanie za często) mam wielką ochotę na aktywność sprzątającą, z której bywa, że wychodzi więcej szkód niż pożytku. Patrzy się na wydarzenia, osoby, i widzi się alternatywę, motywy innych, powody tajenia tych motywów... i nagle daje się odszukać niezależne równania, zgadza się ilość zmiennych, jest rozwiązanie - naszym, moim, zdaniem optymalne.
Wracając z Francji, miałam jakieś 5kg nadbagażu do samolotu. Tak szczerze, chyba nie udało mi się nigdy lecieć z bagażem lżejszym o więcej niż 1kg od przepisowej wagi, jednak zawsze każde przekroczenie było ukrywane za pięknym uśmiechem i połami kurtki, w których spokojnie mieściły się książki i inne sweterki. Tamtym razem nie było tak prosto, pani uparła się na 20 kg, i pozostałość kochana pani Francoise wysłała mi pocztą. Clue historii tkwi w tym, że opłaty za nadbagaż są strasznie wysokie (jak dla Polaków), i sięgają... 20 euro za każdy kilogram. Lecąc do Krakowa (i podziwiając wspaniały zachód słońca), pomyślałam, że o wiele wygodniej byłoby, gdyby linie lotnicze ustaliły niskie opłaty przy przekroczeniu limitu o pierwszy kilogram, a potem, by ta cena rosła jak ciąg arytmetyczny. Ludzie nie wyrzucaliby na siłę starych spodni i szamponów do włosów, tylko płaciliby niewiele za to, co im się tam przekroczyło (każdemu się zdarza, zwłaszcza po kilkumiesięcznym pobycie daleko od domu :P), chyba, że chcieliby przewieźć bez mała drugi raz tyle, co planowo. W skrócie - mała opłata za 1 kg nadbagażu, za to powyżej 5 już bardzo zniechęcająca.
W każdym razie wracając - gdy odpowiednio długo się pomyśli, optymalizuje się różne zadania lub sytuacje, które nam się nie podobają w obecnej formie. (Jeszcze banalniejszy przykład: miast kroić szczypiorek pojedynczo, bierzemy od razu całą garść, to też optymalizacja - ułatwianie sobie :) ). Tak samo jest z ludźmi - wiele chcą, i wiele nie robią. Z przeróżnych powodów, często decydujący głos ma kultura, wychowanie, własny kodeks moralny. Racami swoich chęci marne stworzenia przecinają powietrze, te krzyżują się ze sobą, rozbijają, nie trafiają w cel. Jest jakaś prawda we fraszce 'bo w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz' - nie ma tak chyba w życiu.
Patrzę teraz, i widzę poplątany świat - który chyba potrafiłabym poukładać lepiej. Czemu tego nie zrobię? Bo to teraz niemożliwe. Do wszystkich działań trzeba dorosnąć, nie tylko muszę to zrobić ja, ale też inni. I może całe sytuacje, wszystko musi się stać odpowiednie do wprowadzania zmian. To, co teraz piszę, to również jakiś przejaw pychy - wydaje mi się, że jestem w stanie ocenić nie tylko siebie, ale też część świata dookoła, miliony możliwości nieprzewidywalnego, nawet nie wiedząc, czy wiem choć trochę 'na pewno'. Powoli zaczynam rozumieć, że różewiczowy Ikar musiał utonąć. Nie mam, nikt nie ma prawa ingerować w życie innych, bo każde 'dobro' dla jednego, będzie 'złem' w stronę innego. Ludzie tak bardzo się mijają w swoich potrzebach, marzeniach i oczekiwaniach. I jeszcze krótko Camus: 'Żyć to czynić zło: innym i sobie samemu poprzez innych. Okrutna ziemio! Jak to zrobić, żeby nie dotykać niczego? Jakie znaleźć ostateczne wygnanie?'
Wiem, że pewnie mało kto wie, o co mi chodziło :P, nie potrafię tego łatwiej napisać, nie pokazując dokładnie konkretnej sytuacji. Post trochę mało wesoły, ale mi potrzebny. Poza tym naprawdę uważam, że jeśli dobrymi chęciami jest naprawdę wybrukowane piekło, to ludzkość nie zna dość dobrego budulca dla nieba ;) - i tu się nic nie zmieni. No i jestem przekonana, że to możliwe :).
PS Moim ulubionym pedałem w samochodzie jest sprzęgło - zamiast hamować, redukuję biegi, idiotyczny odruch :P. Zaczął mi się okres przedsesyjny, wczoraj pierwszy raz się naprawdę bałam, że nie zdążę. Powodzenia wszystkim w podobnej sytuacji :)
Skoro porządek jest taki cudowny to dlaczego tak często trzeba do niego doprowadzać?
OdpowiedzUsuńneito
Entropia rośnie nieustannie :P. To chyba naturalne, że ludzie lubią sobie życie układać, życie się układać natomiast nie daje, i zabawa trwa :).
OdpowiedzUsuń(Demon Maxwella?)
OdpowiedzUsuńTo naturalne że ludzie lubią sobie życie utrudniać.
Życie daje się układać w pewnym stopniu, porządek jest burzony przez ludzi gdyż jest niewygodny.
Jedni układają, a drudzy tymczasem korzystają z poukładanego niszcząc porządek. Zawsze jest trochę porządku i trochę nieładu, świat w pewnym stopniu przypomina wolny rynek.
neito
Wolny rynek? Dzisiaj myślę, że świat jest odbiciem egoistów w lustrze przypadku, innym razem, że to niesamowicie wciągająca gra ludzi ze sobą :).
OdpowiedzUsuńMyślę, że mało osób niszczy specjalnie, w całym poście raczej chodziło mi o to, że nie robimy tego, co byśmy chcieli, i czasem całkiem blisko jest rozwiązanie czyichś problemów, a potrzebująca osoba nie sięga po nie, bo albo nie jest świadoma bliskości rozwiązania, albo myśli, że nie jest z różnych powodów dla niej. Ehh...
Na serio lubią? :P
Może ta bliskość rozwiązania której jest nieświadoma, dla niej wcale nie jest bliskością? Może te powody dla których nie może skorzystać z tego rozwiązania są dla niej na tyle istotne i na tyle tajemnicze dla Ciebie, że to rozwiązanie wcale nie jest najlepsze?
OdpowiedzUsuńWolny rynek w tym sensie że nie wszystko jest z góry ustalone. Ukształtowały się poziomy pomiędzy porządkiem a chaosem, popełnionymi błędami i odniesionymi sukcesami, mądrością i głupotą itd. (ale to już trochę daleko posunięte rozważania, gubię wątek ze wczoraj ;P)
Lubią :), proste ścieżki są zbyt nudne ;P
Ja wychodzę z założenia, że jednak nie wiedzą i nie widzą co pośrednio wynika z obserwacji i rozmów w różnych stanach. Pijanej osobie chyba wystarczająco ciężko jest, by jeszcze musiała przyjacielskiej jednostce kłamstwa wymyślać :P. Ale jak najbardziej dopuszczam sytuacje, gdy nie wiem wszystkiego (nota bene nigdy się nie wie), albo źle interpretuję niektóre rzeczy. Człowiek omylnym częściej niż idealnym :P.
OdpowiedzUsuńBył taki moment, że myślałam, że wszystko w życiu musi się zrównoważyć, właśnie dobro ze złem, przyjemne chwile są za nagrodę za przykrości, jakie się czasem przytrafiły itp. Szybko mi przeszło :P, potem panowało poglądowe bezkrólewie, po czym teraz moim ulubionym przysłowiem jest 'człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi' :).
I ludzie nie lubią zbyt wielu porażek :P.
Zbyt wielu?..
OdpowiedzUsuńPorażki są drogą do zdobycia doświadczenia, bo czym jest doświadczenie jeśli nie sumą wniosków wysuniętych na podstawie popełnionych błędów.
piszesz że Pan Bóg kule nosi...
Trochę dziwie się. To wskazuje na poczucie połowicznej bezradności, niewiary w siebie a w los (lub Opatrzność). To w opozycji stoi do tego co pisałaś wcześniej o chęci do budowy lepszego świata własnymi rękami.
Nie mniej jednak
Sprytne to przysłowie. Można nim wytłumaczyć zarówno sukcesy jak i porażki :)
Chyba że chodzi w nim o to że kule niesione boską ręką zawsze trafiają do celu.
Ja ;P
Tak, zbyt wielu. Zgadzam się z tym co piszesz, że porażki nam się przydają, że uczą, hartują - ale litości :P, czasem jest ich dosłownie za dużo, i już człowiek nie daje rady. Co powiesz ludziom z depresją, że to im kiedyś pomoże przezwyciężyć kolejne problemy?
OdpowiedzUsuńTeraz dla kontrastu zaczynam akapit od 'Nie' ;), to przysłowie właśnie mówi o tym, ile my możemy :). Jeśli człowiek by nie strzelił, nie spróbował, nie zrobił czegoś, nie byłoby czego nosić; ani tyle by nic nie wyszło. Ostatecznie często i tak Bóg, los, dowolna siła wyższa w którą się wierzy, decyduje o efekcie końcowym, jednak to my dajemy możliwość zajścia zdarzeniom.
(tak w ogóle łatwiej się pisze, niż robi :P).
Powtarzam, nikt nie lubi, ale byś mnie zdziwił, gdybyś napisał, że Ty lubisz :P
Nie zadziwię Cię, znamy się nie od dziś :)
OdpowiedzUsuńBóg nie zawsze daje nam zwycięstwo, ale zawsze pomaga znieść porażkę.
(łatwiej się brukuje piekło, niż robi ;P, ale sądzę że brukowanie jest dobrym początkiem kariery w budownictwie)
Nie daruję sobie anegdotki ;):
OdpowiedzUsuńPewnego dnia, na jednym ze wzgórz Jerozolimy, zebrali się wszyscy żydowscy starsi, żeby rozprawiać nad Księgą, Talmudem i Najwyższym. Zresztą ten ostatni był niezwykle ciekawy, co powiedzą najwięksi mędrcy Palestyny. Słuchał ich i słuchał, i nie wierzył, jak bardzo pobłądzili i odeszli od Jego Słowa. Żeby naprostować ich ścieżki, otworzył niebo i rzekł:
- To wszystko nie tak!
Na co mędrcy, na odmianę zgodnie, odpowiedzieli:
- Ty już Swoje powiedziałaś, teraz nasza kolej.
Dobranoc :).