Post miał być podsumowaniem ankiety, ale zaczęłam inny temat i stwierdzam, że bez sensu na siłę pchać ankietę. Zrobi się następnym razem ;).
Pierwszy raz usłyszałam o 'sztuce inżynierskiej' na wykładzie z konstrukcji murowych. Wtedy, pewnie zajęta czymś innym (ewentualnie zniechęcona godziną 8 rano w poniedziałek), nie usłyszałam o co z tą 'sztuką' dokładnie chodzi. Pojęcie raz poznane, zdawało się zalewać nas z każdej strony. Początkowo był to mały strumyczek jednego przedmiotu, by teraz 'sztuka' była wspominana niemal na każdym konstrukcyjnym. W sumie każdy może we własnym zakresie znaleźć sobie jakieś dobre wyjaśnienie, własną interpretację, nie jest to jakoś szczególnie trudne. Pewnie sama bym nie wpadła na połączenie tych dwóch słów, ale skoro już jest, nie budzi jakichś poważniejszych zastrzeżeń.
Zapomniany już problem wyjaśnił przypadkowo pan z AGH, wykładający 'English in science and technology'. Otóż 'sztuką' (craft), do której należy również np medycyna, nazywamy wyższą formą rzemieślnictwa, połączenie wiedzy z doświadczeniem i wyczuciem tematu. Powstałe dzieło to coś, co jest samo w sobie indywidualne, niepowtarzalne, bo stworzone na potrzeby konkretnej sytuacji, 'jednorazowe', doskonale wyważone. Ma określone ramy zasad, na których odzwierciedla się idee, przy pomocy wymienionych już wiedzy i doświadczenia.
Wczoraj na etyce pan mówił nam krótko o innym rodzaju sztuki - o sztuce życia. Słabo go słuchałam, (robiłam jednocześnie ankietę, ponad 300 pytań), jednak temat wydał mi się interesujący. Sztuka życia... . Widzę sama po sobie, że żyję często byle jak. Nie chodzi o jakieś złe odżywianie, picie pod mostem albo spóźnianie się na wesele dziecka, ale o taką małą dbałość o szczegóły życia. Przejaskrawiając, wyobraźcie sobie, że idziecie na wielki bal w adidasach (bo tak wygodniej) i bez kolczyków, bo się zapomniało. Jeśli popatrzymy na życie jak na sztukę, na arcydzieło w którym uczestniczymy, może się okazać, że brakuje nam delikatności, tak ważnej w kontaktach z innymi. To chyba najlepsze słowa, delikatność i precyzja. Nie dbamy o to, czy komuś nie sprawiamy bólu, przez życie swoje i cudze przechodzimy jak huragan.
Podam może trochę banalny przykład: Idzie mama z małym dzieckiem do pielęgniarki, pobrać krew. Dziecię jest przerażone, po pierwsze z natury, po drugie faktycznie boi się wbijanego w skórę kawałka metalu, który wyciągnie z niego ciepłą, pulsującą krew. Pielęgniarka A siada, rozmawia z dzieckiem, odwraca jego uwagę, po czym z największą starannością wbija igłę tak, by sprawić możliwie najmniej bólu. Siostra B ma w domu chorą matkę, nie spała pół nocy, jest (być może przez to) mało wrażliwa na nieszczęście małego pacjenta. Siada przy nim, pobiera szybko krew, nie zawracając sobie niczym głowy. Obie pielęgniarki dobrze wykonały swoją pracę, osiągnęły ten sam efekt, nie popełniły żadnego błędu. Ale jednak starajmy się być siostrą A, nawet w warunkach siostry B :P.
(Napisałabym 'uczyńmy nasze życie sztuką!', ale to brzmi jak jakiś okropny, pacyfistyczny slogan. W ogóle nieszczerze :P).
Dla rozluźnienia powiem, że istnieje jeszcze jeden rodzaj sztuki - 'Sztuka spadania', pooglądajcie ;).
Powinnam się zabrać za projekty, a nie za pisanie :P.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz