poniedziałek, 23 maja 2011

Juwenalia

Ten post powstaje, ponieważ jestem niemożliwie śpiąca. Siedzę już od dłuższego czasu nad automatykę, która, choć już cokolwiek rozumiana, jest nie do powtórzenia. Jutro kolokwium, trzymajcie kciuki za 5 grup technologii chemicznej ;). Pisanie to przerwa w nauce, może mało produktywna (biorąc pod uwagę, że muszę dzisiaj zrobić skrzyżowanie i przekroje przez jezdnię), ale mam nadzieję, że pozwoli przynajmniej jedną rzecz zapisać po stronie osiągnięć minionego dnia ;). Jeśli ktoś się spodziewa wzniosłych, pięknych treści, muszę go dzisiaj zawieść, pozwalając czytać wyłącznie opisy ;).

Juwenalia, jak wiadomo, są czasem dzikiej radości studentów (rozumianej dosłownie), nie wiadomo do końca z czego. I dobrze, ludzie młodzi powinni się cieszyć, zwłaszcza bez powodu. Za pośrednictwem uczelni organizowane są więc grille, koncerty, różnego rodzaju konkursy i zabawy.

Naprawdę interesującą i bardzo przeze mnie lubianą częścią juwenaliów jest coroczny pochód. Studenci przebierają się za wytwory swojej, bądź cudzej fantazji, po czym maszerują za orkiestrą spod AGH na rynek, ciesząc się i śpiewając tradycyjne pieśni ('Literka A, literka G, ...'). W tym roku byłam pełnoprawnym członkiem pochodu, przebrałam się bowiem za Czerwonego Kapturka (przypadkowe zdjęcia są w internecie, ale wolę publicznie nie zamieszczać linku. I tak ktoś zrobił to za mnie :P), z własnoręcznie uszytym kapturkiem ;). Dwie grupy moich znajomych przebrały się kolejno za winogrona i smerfy ;). Wszystkim, którzy kiedykolwiek mieliby możliwość, gorąco polecam obejrzenie pochodu ;).

Uczestniczyłam także w koncertach. Przebojem okazała się czerwono-różowa szminka za 2.50zł, kupiona na potrzeby kapturka, a szeroko używana w autobusie po drodze na koncert kapeli 'Baciary'. Znak rozpoznawczy politechniki - cmok na policzku ;). Oprócz 'Baciar' miałam jeszcze przyjemność pójść niedaleko akademików na koncert Lady Pank. Żywiołowe skakanie, wykrzykiwanie słów piosenek i wymachiwanie rękami okazało się bardzo fajne, grunt, to dać się porwać ;). Jednak podtrzymuję zdanie z pierwszego roku; takie porwanie nie jest mi do szczęścia potrzebne częściej niż 1-2 razy w roku. Dziękuję bardzo ;).

Dla kontrastu, wczorajszy wieczór spędziliśmy na festiwalu muzyki filmowej - oglądając pierwszą część Piratów z Karaibów z muzyką na żywo :D. Wydarzenie odbywało się w krakowskiej hucie Sendzimira, w niezwykle klimatycznej hali. Chociaż podczas normalnego oglądania filmu bardziej skupiałam się na akcji niż na ścieżce dźwiękowej, tak sceny bez dialogów (np zbliżenie na romantycznego, patrzącego w dal bohatera) należały do Muzyki, w wykonaniu krakowskiej Sinfonietty (spodobała mi się nazwa, dlatego ją tu wspominam ;) ). Było niesamowicie, uwielbiam taki rodzaj muzyki ;). Gdyby ktoś chciał się wybrać w przyszłym roku, uprzedzam, że trzeba dużo wcześniej starać się o bilety, ja za swój bardzo dziękuję ;).

Spędziłam przyjemnie kilka dni, za to teraz trzeba wrócić do rzeczywistości pełnej autocada, mathcada i robota ;). Powodzenia wszystkim podczas nauki ;)!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz