To będzie dziwny post. Z dwóch powodów ;).
Pierwszy jest banalny, miałam w ciągu ostatnich kilku dni kilka malutkich pomysłów, żeby coś napisać. Żaden z nich jednak nie trafił w odpowiedni moment z odpowiednią siłą, więc nic z nich nie wyszło. Chciałam napisać tutaj po kawałku wszystkiego.
Po drugie - mam dziwny humor.
Napisałam na forum grupy o Szlachetnej Paczce. Byłam dzisiaj u Madzi na obiedzie, też uważa, że to dobry pomysł. W czwartek będę chodziła z puszką na konstrukcjach drewnianych.
Zacznę od tytułu posta, czyli tego, co było wczoraj. Katarzynki, podczas których napisałam 4 zdania:
'Tego wieczoru Kasie robiły Katarzynki. W sumie zrozumiałe ;)
Do zabawy zawsze potrzebne jest coś. Albo humor, albo określona osoba bawiąca się z nami, albo alkohol (który na dobrą sprawę przydaje się we wszystkich wymienionych sytuacjach).'
Potem poszłam uczestniczyć w tymże wydarzeniu rozgrywającym się dwa pokoje dalej. Było całkiem przyjemnie, Kasie przygotowały dobre jedzenie (ważny aspekt dla studenta), chłopcy z 5 piętra zrobili placek (nie mam pojęcia z czego, ale był przepyszny), poznałam nowe osoby (brata jednej z Kaś i jego koleżankę). Koło 23 poszliśmy do Kwadratu (klub koło akademika), z którego wróciłam wcześniej - koło 1, mając na uwadze poranne laborki z chemii organicznej.
Piszę to by pokazać schemat imprez akademikowych - przychodzimy, jemy, pijemy, kwadrat-pokój i niewyspanie następnego dnia. Wszystko jest niemożliwie wręcz schematyczne, a jednak za każdym razem inne (jak wszystko w życiu, to mało odkrywcze). W każdym razie dobrze się bawiłam i dzisiaj poszłam na laboratoria pełna energii.
W kwadracie spotkałam kolegę. Dowiedziałam się, że w momencie poznawania byłam 'taka przerażona'. Ciekawe, ile w tym prawdy.
Robiłam pranie, jedyna wolna suszarnia na 10 piętrze. Trochę daleko z 3 ;)
Laborki.
Te z AGH w bardzo małym stopniu przypominają politechnikowe. Gdy pomyślę o technologii betonu, materiałach budowlanych, bądź konstrukcjach metalowych, jestem bardzo daleko od słów 'niepewność pomiarowa'. Wykonywaliśmy ćwiczenia, mieszaliśmy cementy, asfalty, zrywaliśmy próbki stalowe, aluminiowe, drewniane, wykres rozciągania stali miękkiej rysuję od ręki, jednak poza fizyką nikt nigdy mi nie kazał liczyć niepewności z serii wyników. Jest to za to zmorą studentów WEiP. Fizyka rządzi się innymi prawami, ma niejako naturalne prawo zadręczać młode pokolenie metodą najmniejszych kwadratów i jakąś różniczką zupełną. Nie zmienia to jednak faktu, że byłam wściekła, gdy pan kazał mi 3 raz poprawiać niepewności dla wahadła fizycznego (wszystko musiało mieć swoją niepewność, 1,5 strony obliczeń tego samego dla różnych danych). Ponadto dochodzi miernictwo cieplne, gdzie pan również sobie życzy wiedzieć, o ile można się było legalnie pomylić. Tak samo na podstawach elektroniki, na które całe szczęście nie chodzę.
Uff, o laborkach typowo chemicznych może innym razem. Tu chciałam jeszcze napisać, że mam niemożliwe szczęście do partnerów ćwiczeniowych. Jak na kogoś, kto albo musiał się doklejać do jakiejś grupy, albo dostawał tego, kto akurat nie miał pary, trafiam bardzo dobrze, na osoby chcące coś robić, myślące, sympatyczne. Taki promień słońca ;).
Kupię sobie jutro 'Wysokie obcasy'. Waham się między L4 a różnymi odmianami żelbetu. Mosty też mają szansę. Kierunek dyplomowania trzeba wybrać do wtorku. Dziękuję wszystkim za głosy ;).
Deszcz
Zawsze lubiłam deszcz. Żeby go ujarzmić, wcisnąć w ramy matematyki, mechaniki, dowolnego wzoru dla inżynierów, wymyślono coś takiego jak 'deszcz miarodajny'. Jest to 'deszcz o natężeniu będącym odpowiednikiem czasu jego trwania równemu czasowi spływu t cząsteczki wody z najodleglejszego punktu zlewni do rozważanego przekroju cieku, do którego jest odniesiony' (interpunkcja oryginalna, na podstawie 'Zaleceń projektowania, budowy i utrzymania odwodnienia dróg krajowych oraz przystanków komunikacyjnych'). Podobnie, swoją definicję ma wiatr i śnieg normowy, a z pewnością wiele innych zjawisk. Śmiesznie to brzmi, zwłaszcza gdy 'dżdżu krople spadają i tłuką w me okno'. Powinnam napisać, że norma ma odpowiedź na wszystko, ale takie stwierdzenie jest niczym grzech ciężki ;).
Ładne, ale nie wiem, gdzie to przeczytałam. 'Jeśli coś kochasz, puść to wolno. Jeżeli wróci - jest twoje. Jeżeli nie - nigdy twoje nie było'.
Jednak nie mam jak napisać wszystkiego w jednym poście. Wyjdzie za długi, kolejny więc będzie pewnie w podobnym układzie.
Jadę do domu w piątek. Do tego czasu nie pójdę do nikogo z towarzyską wizytą, wyjątek - 10 piętro, bo tam drukuję.
piątek, 26 listopada 2010
piątek, 19 listopada 2010
Dyplomowanie
Co nas cieszy jesienią?
Gdy jest taka piękna (nie deszczowa, nie śniegowa, i nie mroźna) właściwie wszystko. Poza zdarzeniami mającymi miejsce częściej lub rzadziej, za to niezależnie od pory roku, istnieje kilka wybitnie jesiennych, unikalnych i szybko się kończących. Ankietę przygotowałam tak, by każdy czytający mógł znaleźć coś dla siebie. Swój powód, żeby lubić jesień. Albo inaczej, od drugiej strony - żeby każdy znalazł wśród wymienionych możliwości coś, co go cieszy, a przez to stwierdził, że cała pora roku jest w porządku (moje naiwne, uproszczone myślenie ;) ). (Nawiasem pisząc to moja ulubiona). Teraz odpowiedzi:
1. Zapach liści.
Jedno z najcudowniejszych doznań na świecie - zapachy. Oplatają, pozwalają czuć całym sobą, przywodzą na myśl wspomnienia, wywołują nowe, uspokajają i upajają. Liście pachną Liśćmi, dzieciństwem, polem (nie takim z kukurydzą, ale po prostu 'polem'), taką typową jesienią.
2. Rozpoczęcie roku.
To przez 25% ludzkości znienawidzone zdanie. Przez kolejne 25% ubóstwiane, dające niemalże początek życia, radość. Dla całej reszty jest to wydarzenie generalnie obojętne, ewentualnie z niewielkimi wahaniami w każdą ze stron. I jakby na to nie patrzeć, typowo jesienne ;).
3. Urodziny moje/kogoś bliskiego, Widok mnóstwa gwiazd
Jak już nic się nie podoba, istnieje chociaż jeden promień słońca. Gwiazdy widać zwłaszcza w lecie, ale jesienią też nie jest źle. Cieszą tym bardziej, że często niebo jest zachmurzone, więc trzeba trafić.
4. Marznięcie.
Również może być przyjemne, zwłaszcza, jak ma jakiś, przynajmniej z naszego punktu widzenia rozsądny powód. Nikt nie chciał marznąć tej jesieni, może nie było okazji (pierwsze zdanie posta).
5. Uroczy deszcz.
Z tym trochę przesadziłam, chciałam jakoś zareklamować deszcz, a przymiotnik 'uroczy' pasuje niemal do wszystkiego. Urocze są dzieci, wieczory, całki, uśmiechy, więc czemu nie deszcz?
6. Coraz krótsze dni (dłuższe wieczory).
Często się o tym zapomina, ale jedno łączy się z drugim. Wieczory są takie spokojne, nie trzeba być pełnym energii, żeby je dobrze wykorzystać. Nie są konieczne grille, do łask wracają gry planszowe. I wiele innych rzeczy ;).
7. Palenie w piecu/kominku.
Każdy, kto miał piec lub kominek, i chodził po drzewo, wie, że nie wygląda to tak sielsko, jak zwykliśmy myśleć (owo drzewo trzeba przynosić, pamiętać o podkładaniu, poza tym czyścić kominek), co nie zmienia faktu, że takie źródło ciepła zapewnia przyjemną atmosferę w domu. I zupełnie inny zapach nagrzanego powietrza w stosunku do kaloryferów ;).
8. Prace jesienne w ogródku.
Nie znoszę w ogóle prac ogródkowych (dużo pająków), ale istnieją ludzie, którzy wykonują je dla przyjemności. Na zdrowie ;)
9. Jedzenie czekolady
patrz suma punktów 3 i 4 ;).
10. Nic mnie nie cieszy.
Jak ktoś nie potrafi się bawić ze mną - wybiera tą odpowiedź :P.
Czasem mam wrażenie, że powinnam pisać takie wyjaśnienie, zanim ankieta jest zamknięta. Z drugiej strony narzucałabym wtedy pośrednio odpowiedzi. Zostaje tak, jak jest.
Nowa ankieta pojawi się za chwilkę. Dotyczy czegoś ważnego dla wszystkich studentów trzeciego roku Wydziału Inżynierii Lądowej Politechniki Krakowskiej (wszystko razem brzmi bardzo fachowo i dodaje powagi sprawie) - wyboru profilu dyplomowania.
Pisząc w skrócie i obrazowo - mam wybrać 'kierunek', pod którym będę pisała w przyszłym roku pracę inżynierską. Będę miała wszystkie przedmioty normalnie, wraz ze swoją grupą, dodatkowo dwa związane z wyborem. W przeliczeniu na 2 pełne semestry, które dzielą mnie od obrony, wychodzi 90 godzin więcej mechaniki/nawierzchni drogowych/ budownictwa przemysłowego/ matlaba itd.
Jako jednostka wiecznie niezdecydowana, nie wiem, na co chcę pójść. Większość profili jest do rozpatrzenia, mało jest takich, które odrzuciłam od razu. Z drugiej strony nic nie wywołuje u mnie szybszego bicia serca, albo uczucia z rodzaju 'to i tylko to'. Chciałabym coś, na czym będę mogła myśleć, a nie tylko uczyć się na pamięć; coś, co nie będzie za trudne, ale też nie za łatwe, coś ciekawego i coś, co mi pomoże w przyszłości. Dużo wymagań ;).
Zdaję sobie sprawę, że większość z Was nie ma pojęcia o konkretnym profilu, czy też o przedmiotach. Proszę o udział w ankiecie, wyniki nie będą miały większego wpływu na nic, chcę poznać ogólną opinię ;), z góry dziękuję! Z uwagi na dużą liczbę profili, część połączyłam, a te, które mnie w ogóle nie interesują odrzuciłam.
Jak sądzicie, o czym myślą ludzie, gdy są w szpitalu, powiedzmy na tydzień?
Gdy jest taka piękna (nie deszczowa, nie śniegowa, i nie mroźna) właściwie wszystko. Poza zdarzeniami mającymi miejsce częściej lub rzadziej, za to niezależnie od pory roku, istnieje kilka wybitnie jesiennych, unikalnych i szybko się kończących. Ankietę przygotowałam tak, by każdy czytający mógł znaleźć coś dla siebie. Swój powód, żeby lubić jesień. Albo inaczej, od drugiej strony - żeby każdy znalazł wśród wymienionych możliwości coś, co go cieszy, a przez to stwierdził, że cała pora roku jest w porządku (moje naiwne, uproszczone myślenie ;) ). (Nawiasem pisząc to moja ulubiona). Teraz odpowiedzi:
1. Zapach liści.
Jedno z najcudowniejszych doznań na świecie - zapachy. Oplatają, pozwalają czuć całym sobą, przywodzą na myśl wspomnienia, wywołują nowe, uspokajają i upajają. Liście pachną Liśćmi, dzieciństwem, polem (nie takim z kukurydzą, ale po prostu 'polem'), taką typową jesienią.
2. Rozpoczęcie roku.
To przez 25% ludzkości znienawidzone zdanie. Przez kolejne 25% ubóstwiane, dające niemalże początek życia, radość. Dla całej reszty jest to wydarzenie generalnie obojętne, ewentualnie z niewielkimi wahaniami w każdą ze stron. I jakby na to nie patrzeć, typowo jesienne ;).
3. Urodziny moje/kogoś bliskiego, Widok mnóstwa gwiazd
Jak już nic się nie podoba, istnieje chociaż jeden promień słońca. Gwiazdy widać zwłaszcza w lecie, ale jesienią też nie jest źle. Cieszą tym bardziej, że często niebo jest zachmurzone, więc trzeba trafić.
4. Marznięcie.
Również może być przyjemne, zwłaszcza, jak ma jakiś, przynajmniej z naszego punktu widzenia rozsądny powód. Nikt nie chciał marznąć tej jesieni, może nie było okazji (pierwsze zdanie posta).
5. Uroczy deszcz.
Z tym trochę przesadziłam, chciałam jakoś zareklamować deszcz, a przymiotnik 'uroczy' pasuje niemal do wszystkiego. Urocze są dzieci, wieczory, całki, uśmiechy, więc czemu nie deszcz?
6. Coraz krótsze dni (dłuższe wieczory).
Często się o tym zapomina, ale jedno łączy się z drugim. Wieczory są takie spokojne, nie trzeba być pełnym energii, żeby je dobrze wykorzystać. Nie są konieczne grille, do łask wracają gry planszowe. I wiele innych rzeczy ;).
7. Palenie w piecu/kominku.
Każdy, kto miał piec lub kominek, i chodził po drzewo, wie, że nie wygląda to tak sielsko, jak zwykliśmy myśleć (owo drzewo trzeba przynosić, pamiętać o podkładaniu, poza tym czyścić kominek), co nie zmienia faktu, że takie źródło ciepła zapewnia przyjemną atmosferę w domu. I zupełnie inny zapach nagrzanego powietrza w stosunku do kaloryferów ;).
8. Prace jesienne w ogródku.
Nie znoszę w ogóle prac ogródkowych (dużo pająków), ale istnieją ludzie, którzy wykonują je dla przyjemności. Na zdrowie ;)
9. Jedzenie czekolady
patrz suma punktów 3 i 4 ;).
10. Nic mnie nie cieszy.
Jak ktoś nie potrafi się bawić ze mną - wybiera tą odpowiedź :P.
Czasem mam wrażenie, że powinnam pisać takie wyjaśnienie, zanim ankieta jest zamknięta. Z drugiej strony narzucałabym wtedy pośrednio odpowiedzi. Zostaje tak, jak jest.
Nowa ankieta pojawi się za chwilkę. Dotyczy czegoś ważnego dla wszystkich studentów trzeciego roku Wydziału Inżynierii Lądowej Politechniki Krakowskiej (wszystko razem brzmi bardzo fachowo i dodaje powagi sprawie) - wyboru profilu dyplomowania.
Pisząc w skrócie i obrazowo - mam wybrać 'kierunek', pod którym będę pisała w przyszłym roku pracę inżynierską. Będę miała wszystkie przedmioty normalnie, wraz ze swoją grupą, dodatkowo dwa związane z wyborem. W przeliczeniu na 2 pełne semestry, które dzielą mnie od obrony, wychodzi 90 godzin więcej mechaniki/nawierzchni drogowych/ budownictwa przemysłowego/ matlaba itd.
Jako jednostka wiecznie niezdecydowana, nie wiem, na co chcę pójść. Większość profili jest do rozpatrzenia, mało jest takich, które odrzuciłam od razu. Z drugiej strony nic nie wywołuje u mnie szybszego bicia serca, albo uczucia z rodzaju 'to i tylko to'. Chciałabym coś, na czym będę mogła myśleć, a nie tylko uczyć się na pamięć; coś, co nie będzie za trudne, ale też nie za łatwe, coś ciekawego i coś, co mi pomoże w przyszłości. Dużo wymagań ;).
Zdaję sobie sprawę, że większość z Was nie ma pojęcia o konkretnym profilu, czy też o przedmiotach. Proszę o udział w ankiecie, wyniki nie będą miały większego wpływu na nic, chcę poznać ogólną opinię ;), z góry dziękuję! Z uwagi na dużą liczbę profili, część połączyłam, a te, które mnie w ogóle nie interesują odrzuciłam.
Jak sądzicie, o czym myślą ludzie, gdy są w szpitalu, powiedzmy na tydzień?
środa, 17 listopada 2010
Orwell
Nie lubię nie mieć na nic czasu. Najczęściej obrywa się snowi (ehh, nie wiem, jak to odmienić), potem niektórym znajomym, ale po części wszystkiemu, co robię. Zamiast wykonywać kilka rzeczy na 80%, robię większość z tego, co chcę, ale ledwie na 55%. Po jakimś czasie nie przejdę nawet tych 50%, żeby 'zaliczyć' coś w życiu. Miałam kiedyś świetne porównanie - do koszyka pełnego jabłek. Otóż wyobraźmy sobie taki koszyk, z, powiedzmy, 5 jabłkami. Możemy je zjeść sami, albo rozdać dowolnej liczbie osób. Problem w tym, że nie nakarmimy wszystkich 5 jabłkami, jak każdy dostanie po kawałku nikt nie będzie zadowolony do końca. Niektórzy mają małe potrzeby, ale coś jeść trzeba ;). I owoców wystarczy góra dla pięciu osób, które musimy sami wybrać. Nie da się mieć wszystkiego i gospodarować sprawiedliwie (oczywiście w tym i analogicznym przypadku), bo nic nam z tego nie przyjdzie.
Rozmawiałam dzisiaj z panią portierką w jednym z akademików AGH ('Dziewiątka'), która czytała książkę Orwella. Nie czytałam żadnej z jego książek, może byłoby warto? (uczenie się w autobusie to 'jedna wielka ściema') ;). Dobranoc, jutro mam zaliczenie z prawa budowlanego.
Rozmawiałam dzisiaj z panią portierką w jednym z akademików AGH ('Dziewiątka'), która czytała książkę Orwella. Nie czytałam żadnej z jego książek, może byłoby warto? (uczenie się w autobusie to 'jedna wielka ściema') ;). Dobranoc, jutro mam zaliczenie z prawa budowlanego.
piątek, 12 listopada 2010
Curiosity killed the cat
Mam dużo wolnego. Całe 4 dni bez uczelni, bez różnych rzeczy rozpraszających uwagę. Odpoczywam, śpię normalną ilość godzin i robię projekty. Jeszcze nic nie napisałam na blogu - nie było powodu i dostępu do komputera w miarę jednocześnie. Za to przy sprzątaniu i układaniu książek, norm, zeszytów..., znalazłam zeszyt do angielskiego z liceum, wraz z niektórymi zadaniami. Oczywiście zaczęłam je czytać, śmiać się i postanowiłam jedno przepisać. Przy okazji przypomniało mi się inne, które przepiszę na mikołaja ;). Z góry przepraszam tych, którzy nie znają angielskiego, nie mam jak tego przetłumaczyć, żeby było i szybko i ładnie. Oczywiście są prymitywne w porównaniu z niektórymi napisanymi przez inne osoby, które miałaąm przyjemność czytać już w Krakowie, ale i tak można się z nich pośmiać ;).
Opowiadanie o tytule 'Curiosity killed the cat', (pisownia oryginalna, nie ma bardzo dużo błędów, a nie są poprawione na nic konkretnego. Teraz, po 2 latach ani tyle nie poprawię ;) ).
"Once upon a time there was a king. He was called Enrique Igle-Sias, but the people did not like it, so they called him The Silly Fox. This nick was very suitable for him, because of his foolishness and wiliness. However, despite these vices, he was a good monarch, and people felt respect towards him.
One day a very old an came to the castle. He introduced himself as The Wild Wisdom - the sage from the East, who had been looking for unexplored magical things. The Silly Fox soon noticed that the man was not willing to split with his bizzare box. It was perfectly black and everyone was attracted in some way by it. The king was very curious about that box and many times asked The Wild Wisdom about it. But thesage always replied:
'Much though I may want it, I cannot tell you, my lord'.
In connection with that, the king was very unhappy and began to suspect that inside the box, there were a lot of money or treasures. When The Wild Wisdom found out the king's suspicions he finally said:
'In this box there is a secret power that kills everyone who opens it.'
These words made the king even more interested in the content of the newcomer's property. At night he stole the box from the guest's room and took into his bedroom. Being very excited and a bit scared he opened it. Suddenly an incredible amount of white light appeared in the room, and the king started to flee. Unfortunatelly he stumbled and broke his leg. Then The Wild Wisdom came to the room and said:
'You should nt be a king if you cannot defeat your curiosity. Your leg will always be broken, and I will be the new, better king!'
Having said that, he disappeared.
Next day a new king came to his lieges. Thereafter no one has seen The Silly Fox."
Opowiadanie o tytule 'Curiosity killed the cat', (pisownia oryginalna, nie ma bardzo dużo błędów, a nie są poprawione na nic konkretnego. Teraz, po 2 latach ani tyle nie poprawię ;) ).
"Once upon a time there was a king. He was called Enrique Igle-Sias, but the people did not like it, so they called him The Silly Fox. This nick was very suitable for him, because of his foolishness and wiliness. However, despite these vices, he was a good monarch, and people felt respect towards him.
One day a very old an came to the castle. He introduced himself as The Wild Wisdom - the sage from the East, who had been looking for unexplored magical things. The Silly Fox soon noticed that the man was not willing to split with his bizzare box. It was perfectly black and everyone was attracted in some way by it. The king was very curious about that box and many times asked The Wild Wisdom about it. But thesage always replied:
'Much though I may want it, I cannot tell you, my lord'.
In connection with that, the king was very unhappy and began to suspect that inside the box, there were a lot of money or treasures. When The Wild Wisdom found out the king's suspicions he finally said:
'In this box there is a secret power that kills everyone who opens it.'
These words made the king even more interested in the content of the newcomer's property. At night he stole the box from the guest's room and took into his bedroom. Being very excited and a bit scared he opened it. Suddenly an incredible amount of white light appeared in the room, and the king started to flee. Unfortunatelly he stumbled and broke his leg. Then The Wild Wisdom came to the room and said:
'You should nt be a king if you cannot defeat your curiosity. Your leg will always be broken, and I will be the new, better king!'
Having said that, he disappeared.
Next day a new king came to his lieges. Thereafter no one has seen The Silly Fox."
wtorek, 9 listopada 2010
Organizacja czasu
Hasło na dziś: trzeba być dobrze zorganizowanym, wtedy czasu wystarczy na wszystko! Szkoda, że nie da się w ten sposób zorganizować chęci i motywacji (na dobrą sprawę młodzi ludzie mają chyba największą motywację do pracy, co nie zmienia faktu, że póki czegoś nie umieją albo nie mają z tego frajdy, najzwyczajniej w świecie im się nie chce), świat byłby piękniejszy. Albo o wiele dalej posunięty naprzód ;). Tak w ogóle dzisiaj jest piękny dzień, cieszmy się nim ;).
Wracając jednak do tematu: Każdy na własnej skórze nie raz doświadczył tego, że im więcej czasu wolnego, tym mniej da się radę zrobić - więcej się go zmarnuje, nawet nie do końca wiadomo na co. Pewna osoba dostała ode mnie życzenia urodzinowe związane z czasem; to rzecz*, która jest bardzo cenna (i o dziwo doceniana przez większość ludzi). W związku z tym, że mamy go ograniczoną ilość, powinniśmy dbać, by go 'dobrze' wykorzystać (wiem, ze wszyscy to wiedzą, ale musi być coś w stylu 'zdania wprowadzającego'), by nie przeleciał nam na grach komputerowych, czy na siedzeniu na nudnym wykładzie. Inaczej może go zabraknąć w szeroko pojętej, kluczowej chwili (przed kolokwium zaliczeniowym, albo przy łożu śmierci ukochanej niani z dzieciństwa). Nie ma czynności, które są tylko marnowaniem czasu, wszystkie coś ze sobą niosą (napisane wyżej gry komputerowe ;) ), ważne są proporcje. Jak we wszystkim.
Problemowy może być przykład z wykładem. Nudne wykłady istnieją, i są zjawiskiem co najmniej powszechnym. Nic na to nie poradzimy, w związku z czym albo na nie chodzimy w przeświadczeniu, że tak trzeba, albo dajemy sobie z nimi spokój. Moim zdaniem oba wyjścia są dobre, ale przy odpowiednim podejściu. Jeśli już zmusiliśmy się do pójścia, siedźmy, notujmy, uważajmy!, bo inaczej po co to nam? Jeśli zostaliśmy w domu, nie grajmy 3 godzinę w Might of Magic (albo coś w tym stylu), tylko zróbmy coś innego,czego potrzebujemy. Może to nudne, ale codzienność też musi mieć jakiś sens.
Cały post wziął się z tego, że dzisiaj doskonale marnuję swój czas. Od rana napisałam 2 kolokwia i skonsultowałam konstrukcje metalowe (to akurat ok), za to teraz mam 4 godziny przerwy (w kawałkach) podczas której nie mogę zrobić nic, co pozwoliłoby mi mieć dzisiaj bardziej wolny wieczór, ewentualnie nauczyć się czegoś. Siedzę i cieszę się ładną pogodą (zaraz pójdę się cieszyć dalej), pewnie też mi tego potrzeba.
*o czasie nie można chyba napisać jako o 'rzeczy'; w chwili pisania nie przyszło mi nic innego do głowy, jak zastąpienie jej 'uncountable noun'(rzeczownik niepoliczalny). Wymagało to wprowadzenia dodatkowych nawiasów, wyjaśniających o co chodzi i było zupełnie nieczytelne (próbowałam :P)
Wracając jednak do tematu: Każdy na własnej skórze nie raz doświadczył tego, że im więcej czasu wolnego, tym mniej da się radę zrobić - więcej się go zmarnuje, nawet nie do końca wiadomo na co. Pewna osoba dostała ode mnie życzenia urodzinowe związane z czasem; to rzecz*, która jest bardzo cenna (i o dziwo doceniana przez większość ludzi). W związku z tym, że mamy go ograniczoną ilość, powinniśmy dbać, by go 'dobrze' wykorzystać (wiem, ze wszyscy to wiedzą, ale musi być coś w stylu 'zdania wprowadzającego'), by nie przeleciał nam na grach komputerowych, czy na siedzeniu na nudnym wykładzie. Inaczej może go zabraknąć w szeroko pojętej, kluczowej chwili (przed kolokwium zaliczeniowym, albo przy łożu śmierci ukochanej niani z dzieciństwa). Nie ma czynności, które są tylko marnowaniem czasu, wszystkie coś ze sobą niosą (napisane wyżej gry komputerowe ;) ), ważne są proporcje. Jak we wszystkim.
Problemowy może być przykład z wykładem. Nudne wykłady istnieją, i są zjawiskiem co najmniej powszechnym. Nic na to nie poradzimy, w związku z czym albo na nie chodzimy w przeświadczeniu, że tak trzeba, albo dajemy sobie z nimi spokój. Moim zdaniem oba wyjścia są dobre, ale przy odpowiednim podejściu. Jeśli już zmusiliśmy się do pójścia, siedźmy, notujmy, uważajmy!, bo inaczej po co to nam? Jeśli zostaliśmy w domu, nie grajmy 3 godzinę w Might of Magic (albo coś w tym stylu), tylko zróbmy coś innego,czego potrzebujemy. Może to nudne, ale codzienność też musi mieć jakiś sens.
Cały post wziął się z tego, że dzisiaj doskonale marnuję swój czas. Od rana napisałam 2 kolokwia i skonsultowałam konstrukcje metalowe (to akurat ok), za to teraz mam 4 godziny przerwy (w kawałkach) podczas której nie mogę zrobić nic, co pozwoliłoby mi mieć dzisiaj bardziej wolny wieczór, ewentualnie nauczyć się czegoś. Siedzę i cieszę się ładną pogodą (zaraz pójdę się cieszyć dalej), pewnie też mi tego potrzeba.
*o czasie nie można chyba napisać jako o 'rzeczy'; w chwili pisania nie przyszło mi nic innego do głowy, jak zastąpienie jej 'uncountable noun'(rzeczownik niepoliczalny). Wymagało to wprowadzenia dodatkowych nawiasów, wyjaśniających o co chodzi i było zupełnie nieczytelne (próbowałam :P)
niedziela, 7 listopada 2010
Alexandra
30 października, w nocy, świat zyskał nową obywatelkę. Angelika (moja koleżanka z Anglii) urodziła córeczkę - Alexandrę ;).
Byłaby to doskonała okazja, by opisać perypetie angielskie Andzi (zapewniam, że nadawałyby się na telenowelę, a jako że większość ciekawych rzeczy dzieje się w lecie, gdy jest ciepło i nie ma dużo pracy, pośrednio w nich uczestniczyłam), ale chyba tego nie zrobię. Może będzie kiedyś lepsza okazja, może Andzia zrobi coś jeszcze bardziej szalonego niż do tej pory i tym bardziej jej losy będą warte opisania. Ważne, że teraz jest szczęśliwa. Ma męża, myślą o wynajęciu nowego mieszkania w Broxbourne, nie wracają do Polski. Do miłości droga wiedzie przez przyjaźń, nie przez zakochanie i Andzia jest tego żywym dowodem. Wraz z maleńką Oleńką ;).
Byłaby to doskonała okazja, by opisać perypetie angielskie Andzi (zapewniam, że nadawałyby się na telenowelę, a jako że większość ciekawych rzeczy dzieje się w lecie, gdy jest ciepło i nie ma dużo pracy, pośrednio w nich uczestniczyłam), ale chyba tego nie zrobię. Może będzie kiedyś lepsza okazja, może Andzia zrobi coś jeszcze bardziej szalonego niż do tej pory i tym bardziej jej losy będą warte opisania. Ważne, że teraz jest szczęśliwa. Ma męża, myślą o wynajęciu nowego mieszkania w Broxbourne, nie wracają do Polski. Do miłości droga wiedzie przez przyjaźń, nie przez zakochanie i Andzia jest tego żywym dowodem. Wraz z maleńką Oleńką ;).
piątek, 5 listopada 2010
prawie 2 rano
Ludzie mają ogromny wpływ na siebie nawzajem. Może to niezbyt dobrze od tego zaczynać, ale muszę powiedzieć 'jeszcze kiedyś o tym napiszę', bo teraz ledwo zaznaczam temat. A jest ważny, i dotyczy każdego.
Gdy na 1 roku poszłam na zajęcia do pani Zakrzewskiej, oprócz mnie przyszedł tylko jeden kolega. Był bardzo zainteresowany wpływaniem na ludzi, poniekąd manipulowaniem nimi. Chyba nie zdawał sobie do końca sprawy, na jakiej zasadzie to działa, nie doceniał mocy zjawiska, które ja już powoli zaczynałam dostrzegać. Ciężko jednemu człowiekowi wpłynąć na masy, na narody, na grupy społeczne (wymaga to chyba ogromnej charyzmy, pewności siebie i pomysłowości, poza tym dogodnych warunków, bądź impulsu (nic mi nie przychodzi do głowy poza niezadowoleniem z obecnie panującego króla itp., ewentualnie jakiś meteoryt, który spada na Ziemię)), za to bez trudu może wpływać na najbliższe otoczenie. Przez sympatię, przyjaźń, miłość, dowolny stopień zaangażowania uczuciowego. W łagodnej wersji wygląda to tak, że obie strony wzajemnie sobie pomagają, robiąc coś dla siebie nawzajem. Na przykład 'Lubię cię, Małgosiu, zrobię ci projekt z żelbetu', 'Dziękuję ci Tereniu, idę do sklepu, kupić ci coś?'. Do tego momentu wszystko jest w porządku. Tak samo, gdy moja najlepsza przyjaciółka chodzi na jogę. Chcę z nią przebywać, więc chodzę na jogę, nie dlatego, że mi się podoba, że czuję się spełniona ćwicząc ją, ale właśnie dlatego, że widuję tam Marysię, która jest nią zafascynowana. Tutaj mamy powód decydujący, obok często kilku innych, nieco mniej ważnych.
To pozytywna strona. Robić coś dobrego z idiotycznych powodów. Pewnie naprawdę racją jest, że jeśli coś jest dobre, nieważne co nas do tego przywiodło. Coś na zasadzie 'cel uświęca motywy'. Bo dla innych jesteśmy w stanie zrobić o wiele więcej niż dla siebie. (Znowu głupi przykład, moja mama zawsze mi mówiła, że uczę się dla siebie, a nie dla niej, czy dla pani w szkole, tymczasem, poza kilkoma sytuacjami, czułam, że jest dokładnie na odwrót). Pomyślcie, że szczęście innych osób może w bardzo dużym stopniu zależeć od Was. Chociaż większość to wie ;). Na razie skończę, idę spać, dobranoc.
Dzisiaj jest naprawdę ciepło. O 1 w nocy można spokojnie wyjść w cienkim, niepozapinanym płaszczyku. Wieje mocny wiatr, ale wszystkim jest obojętny.
Rozczarowania też są potrzebne. Konstrukcje żelbetowe stoją, formalnie nie wiem, skąd wziąć gamma M. Życzę wszystkim przyjemnego dnia jutro ;)
Gdy na 1 roku poszłam na zajęcia do pani Zakrzewskiej, oprócz mnie przyszedł tylko jeden kolega. Był bardzo zainteresowany wpływaniem na ludzi, poniekąd manipulowaniem nimi. Chyba nie zdawał sobie do końca sprawy, na jakiej zasadzie to działa, nie doceniał mocy zjawiska, które ja już powoli zaczynałam dostrzegać. Ciężko jednemu człowiekowi wpłynąć na masy, na narody, na grupy społeczne (wymaga to chyba ogromnej charyzmy, pewności siebie i pomysłowości, poza tym dogodnych warunków, bądź impulsu (nic mi nie przychodzi do głowy poza niezadowoleniem z obecnie panującego króla itp., ewentualnie jakiś meteoryt, który spada na Ziemię)), za to bez trudu może wpływać na najbliższe otoczenie. Przez sympatię, przyjaźń, miłość, dowolny stopień zaangażowania uczuciowego. W łagodnej wersji wygląda to tak, że obie strony wzajemnie sobie pomagają, robiąc coś dla siebie nawzajem. Na przykład 'Lubię cię, Małgosiu, zrobię ci projekt z żelbetu', 'Dziękuję ci Tereniu, idę do sklepu, kupić ci coś?'. Do tego momentu wszystko jest w porządku. Tak samo, gdy moja najlepsza przyjaciółka chodzi na jogę. Chcę z nią przebywać, więc chodzę na jogę, nie dlatego, że mi się podoba, że czuję się spełniona ćwicząc ją, ale właśnie dlatego, że widuję tam Marysię, która jest nią zafascynowana. Tutaj mamy powód decydujący, obok często kilku innych, nieco mniej ważnych.
To pozytywna strona. Robić coś dobrego z idiotycznych powodów. Pewnie naprawdę racją jest, że jeśli coś jest dobre, nieważne co nas do tego przywiodło. Coś na zasadzie 'cel uświęca motywy'. Bo dla innych jesteśmy w stanie zrobić o wiele więcej niż dla siebie. (Znowu głupi przykład, moja mama zawsze mi mówiła, że uczę się dla siebie, a nie dla niej, czy dla pani w szkole, tymczasem, poza kilkoma sytuacjami, czułam, że jest dokładnie na odwrót). Pomyślcie, że szczęście innych osób może w bardzo dużym stopniu zależeć od Was. Chociaż większość to wie ;). Na razie skończę, idę spać, dobranoc.
Dzisiaj jest naprawdę ciepło. O 1 w nocy można spokojnie wyjść w cienkim, niepozapinanym płaszczyku. Wieje mocny wiatr, ale wszystkim jest obojętny.
Rozczarowania też są potrzebne. Konstrukcje żelbetowe stoją, formalnie nie wiem, skąd wziąć gamma M. Życzę wszystkim przyjemnego dnia jutro ;)
czwartek, 4 listopada 2010
kolejna ankieta
Zapraszam do głosowania w kolejnej ankiecie ;). Ten post nie ma innej funkcji, chyba, że stanie się usprawiedliwieniem dla nie robienia projektu z konstrukcji żelbetowych. Dzisiaj, 4 listopada, wiał w Krakowie ciepły wiatr. Można było chodzić bez kurtki, wystawiać twarz na wiatr, który porusza liście, poetów i konstruktorów (ci ostatni wymyślili mu coś na kształt schematu statycznego). Głupie, wracam do zbrojenia płyty ;).
Subskrybuj:
Posty (Atom)