środa, 18 sierpnia 2010

uśmiech

Przypomniało mi się dzisiaj coś, co słyszałam w Krakowie od Agaty - 'patrz, wesoły tramwaj!'. Nie powiem tutaj dlaczego akurat wesoły ;), ale chciałam trochę napisać o radości (pomimo ewidentnego braku humoru na pisanie, no trudno). Z moją pracą wiąże się ruch, więc choć to dziwne, nie ma tak wielkiej różnicy między zgarnianiem ogórków i dźwiganiem skrzynek 20 cm nad głowę od pływania czy biegania. A ruch to zdrowie, wydzielanie się jakichś hormonów (specjalnie piszę 'jakichś', żeby podkreślić mój brak wiedzy z tego zakresu), które z kolei czynią człowieka szczęśliwszym. A o to nam chodzi w życiu, o szczęście, do którego drogaa wiedzie przez chwilowe, mniejsze radości. Wszystko, począwszy od piosenek ze świetlicy ('uśmiech najprostszą, najkrótszą jest drogą do szczęścia do ludzkich serc. Świat się piękniejszy otworzy przed tobą, gdy tylko uśmiechniesz się'), przez książki (bodajże 'Kwiat kalafiora' ;) ), po liczne doświadczenia, pokazuje, jak wiele od nas zależy. Od naszego nastawienia do innych, od tego, czy w kluczowym momencie (zazwyczaj przy poznaniu) jesteśmy w stanie poruszyć tymi kilkoma mięśniami i przywołać błysk w oku. Pozwala to innym spojrzeć na nas przychylnie, pozwala im mniej się nas bać, poczuć się pewnie. Właściwie nie wiem, dlaczego ludzie się nie uśmiechają, nie dają sobie nawzajem tej przyjemności. Dzisiaj dziękuję Agnieszce, która przyjaźnie do mnie mrugała z papryki, Jimmiemu, który co prawda krzyczał trochę, że kroję za małe ogórki, ale poklepał potem po ramieniu. I Krzysiowi H., który uśmiecha się do mnie całym sobą. I dlatego praca jest przyjemna ;).

Poszłam dzisiaj na spacer, na dworzec kolejowy. Wracając zobaczyłam, że w domu jest dużo gości (2 samochody), weszłam, i nie mogłam przestać się śmiać ;). Tak bez powodu, chociaż widziałam 8 osób uśmiechających się do mnie. Podobnie było, gdy okazało się, że do mojego znajomego, Jacka Wiejowskiego, przychodzą rachunki podpisane Ms J Wie Jowsk. Albo gdy zastanawiałam się, co jest lepsze do smarowania chleba, produkt 'I can't believe it's not butter', czy 'You'd butter believe it' ;) (to autentyczne nazwy. Swoją drogą Anglia to chyba jedyny kraj, który uważa za normalne nadawanie takich nazw margarynie, podobnie jak pozwala swoim obywatelom mieszkać przy ulicach 'strawberry field', albo 'fairy moor' (właściwie nie wiem, dlaczego jakaś ulica ma drugi człon 'field', 'close', 'moor' itp)). I śmiech. Człowiek się śmieje, gdy jest szczęśliwy, gdy nic mu się nie dzieje, gdy czuje się bezpiecznie, gdy wszystko jest w porządku, przynajmniej ja tak mam.

PS. Dzisiaj, już po napisaniu powyższego, miało miejsce ciekawe zdarzenie. Obecnie w domu mieszka 5 osób (ja, Monika, Agnieszka, Krzysiek i Damian), reszta jest na urlopie. Dziewczyny wpadły na szatański pomysł, by oblać Krzyśka wodą. W związku z tym (chociaż tak prawdę pisząc, nie wiem dlaczego) zabrałyśmy mu pościel, schowałyśmy ją, po czym rzuciłyśmy w niego workiem wypełnionym kranówką. Worek trafił w pomalowaną 3 tygodnie temu ścianę w kuchni, a Krzysiek poczuł się w obowiązku odwdzięczyć się nam przy pomocy garnka. W całym domu rozpętała się wojna godna Lanego Poniedziałku, wszyscy oblewaliśmy się wodą ;). Było bardzo śmiesznie, salon i tak był przeznaczony do malowania, a pod mokrą pościelą też da się spać ;).

1 komentarz:

  1. Mam zaległości konkretne po nadmorskim pobycie jeśli chodzi o czytanie Twoich wpisów, miło było zobaczyć notkę o uśmiechu na samym wierzchu. W ogóle to lubię jak się uśmiechasz, całe nasze mieszkanie krakowskie to uwielbia :)

    OdpowiedzUsuń