Post byl (jak wspominalam) pisany na szybko, w kilku miejscach go poprawilam i dokonczylam. I tak w 20 minut nie da sie napisac tego, co sie chcialo, ale zawsze lepsze to niz cos innego :P.
Pisze tego posta w troche zlym humorze, spowodowanym caloksztaltem i przyslowiowa kropla przepelniajaca czare. Wczesniejszy post byl o usmiechu, teraz pewnie troche mniej radosnie, ale w przyrodzie musi byc rownowaga, nic nie ginie i dominuje zasada zachowania energii (co z pewnoscia potwierdzilby pan Materniak ;) ).
Zastanawialam sie, ilu rzeczy w swoich tekstach nie pisza autorzy reportazy. W reportarzach chodzi przede wszystkim o to, zeby pokazac zycie takim, jakie jest, ale wiadomo, ze osoba piszaca nastawia sie na okreslone wydarzenia, doznania, ktore zajmuja wiecej miejsca, badz sa przedstawione w jednym, z gory zaplanowanym swietle. Chodzi mi o to, ze troche falszuja w ten sposob rzeczywistosc, chcac dobrze, uwypuklaja jedna strone zycia, ktore przeciez jest niemozliwie wrecz zlozone. Moze wojna na co dzien wcale nie byla taka straszna. Nie, zle, byla; ale na pewno zdarzaly sie w niej promienie slonca, ktore rozswietlaly oczy najwiekszym pesymista. Ja tez nastawilam sie na opisywanie wakacji w Anglii jako przepelnionych przyjemnosciami, niemal idyllicznych, tymczasem tak do konca nie jest. Z roznych powodow, co jednak nie zmienia faktu, ze jestem z nich zadowolona i nie wyobrazam sobie innych. Bede pisala w skrocie, mam 10 minut w bibliotece, a w domu nie moge usiasc do komputera, gdyz salon jest w trakcie malowania.
Wyjezdzam za kilka dni (moze bedzie ktos w Krakowie we wtorek, 24 sierpnia?), jest mi smutno, bo zostawiam wiele osob, ktore staly sie dla mnie wazne, a one nie zdaja sobie z tego sprawy. Pewnie niektorych nigdy juz nie zobacze, i to przez jakis czas (znajac zycie - krotki) boli. I znowu mi sie przypomina cytat 'rzecz, ktora mogla byc, a nie byla nigdy'. Jak zawsze przy pozegnaniach. Wiele rzeczy moglo byc, ale juz nie bedzie.
Monika mnie nie lubi i mna gardzi z powodu tak glupiego, ze az smiac mi sie z niego chce (zainteresowanym kiedys opowiem). Czyni to przebywanie w jednym domu, pracowanie przy jednej maszynie, jazde jednym samochodem, ..., nieprzyjemnym przezyciem, zwlaszcza dla mnie.
Andzia nie moze do mnie przyjezdzac z powodu prawie tego samego (rowniez opowiem). W zwiazku z tym widujemy sie rzadko i zostaja nam smsy.
Sara pogryzla mi: nowe okulary (juz zamowilam kolejne), tusz do rzes, szczotke do wlosow, wygodne sandaly, komorke angielska, gumke do wlosow i niebieska skarpetke. Za to w dalszym ciagu tylko ja jej daje jedzenie, a caly dom jest na nia obrazony (za zjedzenie butow do pracy, pilota i rury od odkurzacza).
Nie lubie ludzi, ktorzy sa przesadnie pewni siebie i zawsze dostaja to, co chca!(to odnosnie jednej osoby, ktora mnie okresowo denerwuje)
Od stania na maszynie ogorkowej mam pelno siniakow na nogach, a od rabiszy (rubbish) paprykowych robia mi sie wypieki, ktore trzymaja sie pol dnia i nie chca zejsc pomimo galonow wypitego wapna musujacego.
Damian, brat Moniki, to temat na osobnego posta, ratujcie!
Jimmy nauczyl sie do mnie mowic 'Asia', a nie 'Joanna' ;)
Jest uśmiech na końcu, jest dobrze:)
OdpowiedzUsuńAle wiesz, trochę się nie zgodzę z tą równowagą w przyrodzie. Złość, czy też zły humor jest równie 'energetyczny' jak uśmiech. Tylko, że w drugą stronę. A energia + energia daje nadmiar energii:)
No, chyba że to taki obłomowski zły humor to się nie czepiam;];]