Poszłam wczoraj na dyskotekę. (jest to może mniej dziwne z punktu widzenia mojego życia w Krakowie, za to zupełnie kłóci się z tym, co zwykłam robić w Sanoku. Jako że Kraków był później, chyba nie mogę napisać, że 'nie lubię dyskotek' (co miało być drugim zdaniem tego posta). Prawdę mówiąc lubię, zwłaszcza, jak towarzystwo jest odpowiednio pijane i nie zwraca na mnie większej uwagi, poza tym następnego dnia pozostaje tylko wrażenie, a nie wbite w pamięć fakty. No chyba, że się zrobiło coś bardzo złego albo nietypowego.)
(To nie dotyczy Krakowa, gdzie jest przyjemnie z odpowiednimi osobami, poza tym chodzi się potańczyć dla siebie, gdy się ma ochotę i humor). Dziękuję za dobrą radę ;).
Ludzie, wśród których się znalazłam tutaj (i mam prawo sądzić, ze jednak większość Polaków), z mojego punktu widzenia, piją dużo (chociaż kolegów z akademika nie pobiją, za to ci nie są po 3 krzyżyku i nie mają żon ;)). Dzień przed imprezą (w tym tygodniu moją pożegnalną) jakaś niezidentyfikowana, bystra jednostka wpadła na pomysł, że fajnie by było pójść sobie potańczyć. Wcześniej byłam na dyskotece w Anglii tylko raz, 2 tygodnie temu, z inną grupą osób. Ciężko mi powiedzieć, czym się różni zabawa w Polsce od tej tutaj, bo 'znam' tylko Kwadrat, w każdym razie widziałam wczoraj osoby w każdym wieku (w granicach wyobraźni, chociaż dam głowę, ze gdyby dowolny dziadek chciał potańczyć ze swoją małżonką, nie wzbudziłoby to zdziwienia a uśmiech i aprobatę) tańczące do muzyki, do której bez problemu dało się tańczyć. Do tańca jest wydzielona specjalna przestrzeń, a w barze sprzedają gotowe drinki w butelkach takich jak Tymbark (być może w Polsce też tak jest, nie wiem). Chłopcy musieli mieć eleganckie buty, natomiast ja musiałam tłumaczyć ochroniarzowi, że sandały zjadł mi pies, stąd moje baleriny w brązową kratkę. Z 9 osób, które poszły, po angielsku umiałam się dogadać ja i Sławek, reszta 'podrywała' na uśmiech, po czym wołała nas do tłumaczenia (w ten sposób poznałam 2 fajne dziewczyny, jedna to Berta).
Pomijając rzeczy związane z wypiciem przez niektórych zbyt dużej ilości alkoholu, wyjście uważam za całkiem ciekawe i przyjemne. Z drugiej strony wiem, że nie powinnam była iść z nimi.
Przyszedł mi HomeOffice i karta z numerem NI, mam wszystkie dokumenty, które powinnam mieć jadąc do Polski. Już się cieszę z powrotu ;).
My też się cieszymy z powrotu :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszymy, szczególnie, że się nie miniemy mam nadzieję i pospacerujemy :)
OdpowiedzUsuń