piątek, 28 lutego 2014

pobiegnę w któryś świat!

Świat - to nie jest coś, co nam się zdarza w określonym miejscu, w określonym czasie, z określonymi ludźmi. To jest coś, co jest od początku do końca w nas, co jest zestawem możliwości, które czekają tylko, by zostać wywołane czynnikami zewnętrznymi.

Jestem w domu, mam czas na spacer zaplanowany tego samego dnia. Oglądam z Rodzicielką Ojca Mateusza. Wiem, kiedy zaczyna się kauflandowa promocja na kawę, i dlaczego pan W. leży w szpitalu. Zwalniam i żyję domowo. W Krakowie nie raz blisko dwie godziny poświęcam MPK. Biegam, nie dobiegając do celu. Celuję w biegi, z przeszkodami. Łatwe życie, bo obowiązki nie wychodzą poza jednostkę. Na wakacjach poznaję cały dostępny w momencie świat, który zapominam z wzajemnością przez czas nie-wakacji. Śmieję się, zwiedzam, zdobywam, zrzeszam. Żyję.

Wszędzie - różnymi światami, czyli różnymi wyborami, decyzjami, zachowaniami, wywołanymi aktualnym tłem, otoczeniem. Każdy z tych światów jest mój, żaden nie jest obcy. Pomimo tego, że każdy jest tylko kawałkiem większego zbioru.


Tyle smęcenia na dzisiaj, czas mi wracać do biegu. Zapraszam do nowej ankiety ;).


PS Wiecie co? Dzisiaj nie wierzę w to, co napisałam.

piątek, 21 lutego 2014

Bajzel naukowy

Przepraszam, dziś post z cyklu narzekających :(. Projekt przytłacza.

Nie wiem, czy już pisałam, ale rzeczą straszną w dowolnej nauce jest bajzel robiony przez ludzi. Żyją sobie oni w różnych zakątkach świata i w różnych zakątkach nauki właśnie, niosąc z sobą lokalne naleciałości i przyzwyczajenia. Bajzel naukowy, ogólnie rzecz biorąc, polega na tym, że jedna literka oznacza wiele rzeczy - w zależności od podręcznika, autora, wąskiej dziedziny, w jaką akurat trafiliśmy i, jak mniemam, od wielu innych rzeczy.

W matematyce i mechanice dobrym przykładem jest nieścisłe oznaczanie liczb, zmiennych, macierzy i wektorów, które sobie często występują razem w równaniu. Mamy do dyspozycji normalną czcionkę, kursywę, pogrubienie, spory wybór podkreśleń i nadkreśleń, a i tak co nauczyciel to inne oznaczenia. I pół biedy jeśli są spójne..

Problemem naczelnym zdaje się być niedostateczna liczba znaków w alfabecie łacińskim i greckim, by pokryć naukowe zapotrzebowania. Zdarza się, że jedna literka w związku z tym występuje kilkukrotnie w danej nauce, i tylko od kontekstu zależy, co dokładnie oznacza. Niewprawny (czyli przykładowo studiujący :P) czytelnik ma zatem czasem problem ze zrozumieniem wzoru i zdarza się, że podstawia zupełnie nie te rzeczy, co potrzeba (pomijam wstawianie temperatury w kelwinach zamiast w stopniach Celsjusza :P). Literki zmieniają także znaczenie w zależności od gałęzi wiedzy - mogę wspomnieć elektrotechnikę, gdzie jednostkę urojoną oznacza się przez 'j', gdyż małe 'i' zarezerwowane jest dla natężenia prądu (zmiennego w czasie, jak mi wyjaśniono niedawno :P). Siły tnące mogą być zarówno 'Q', jak i 'T', ewentualnie 'V', przy czym nie mam pojęcia od czego to zależy. Ciekawostką dla mnie było także francuskie oznaczanie przyśpieszenia nie przez 'a', tylko za pomocą 'gammy'. Robi się ciekawie :P.

Jednak uważam, ze ze wszystkich nauk, jakich kiedykolwiek kosztowałam (bo nie zagłębiałam się zazwyczaj :P), największy rozgardiasz panuje w chemii, gdzie niemal wszystko może być nie tym, co użytkownik uważa. Najłatwiej wspomnieć rozmaite ułamki, stężenia, stosunki, występujące w odmianach: molowe, masowe i objętościowe, cieczy i gazów. Ułamek masowy w fazie ciekłej jest oznaczany przez małe 'x', a duże 'X' pokazuje stosunek masowy (dwie różne rzeczy). Konia z rzędem temu, kto odróżni na tablicy małe 'x' od dużego 'X', małe 'p' od dużego 'P'. W związku z powyższym 'przenoszenie masy - ćwiczenia' było ciężkim przedmiotem :P. Jeśli komuś będzie dana naukowa kariera - proszę, pamiętajcie o tym :).

Chciałam jeszcze opowiedzieć o tym, co bezpośrednio skłoniło mnie do napisania posta - o lepkości dynamicznej (bo jest jeszcze kinematyczna), oznaczanej przez greckie eta, albo mi, zależy co się komu uwidziało. Robiąc dzisiaj projekt, potrzebowałam ją policzyć. Wzoru nie miałam (chyba nie zapisałam), za to dysponowałam podanymi przez panią stałymi dla konkretnych substancji. Nie mając zbyt wielu książek chemicznych w zasięgu ręki, zapytałam googli (może mój błąd?). Nie podały mi rozwiązania, które by mi przypadło do gustu, natomiast znalazłam na dwóch różnych stronach wzory, które mnie zaintrygowały:

Pierwszy:

i drugi:

Nie trzeba jakoś specjalnie znać matematyki, by zauważyć, że z jednego nijak nie da się otrzymać drugiego. Pewnym ratunkiem mogłyby być różne stałe A i B (żadna ze stron ich nie podaje), ale jakoś mi się nie wydaje, by panowie Arrhenius i G... (ciężko powiedzieć, patrząc na wycinki :P) opracowali dwa zestawy stałych (choć mogę się mylić, i każdy z nich mógł podać osobny wzór, który został niefortunnie podpisany). I nigdy nie wiem, co mam w takiej sytuacji robić (poza przewertowaniem kolejnych stron/książek). Mogę dodać, że żaden nie daje dobrych rezultatów dla moich A i B. Ehh.

PS (godzinę po napisaniu posta) Na wiki odkryłam wzór, który uzależnia gęstość (zmieniłam obiekt zainteresowania) od cosinusa temperatury. Nic mnie nie zdziwi już chyba. (wzór na samym dole) :).

poniedziałek, 17 lutego 2014

Bożonarodzeniowa ankieta

Przydałoby się podsumować ankietę związaną ze Świętami Bożego Narodzenia. Nie ma to większego sensu teraz, gdy do grudnia daleko i gdy wszystkie świąteczne odczucia dawno zostały zastąpione czymś nowym. Myślę, że część osób zastanawia się, dlaczego zrobiłam w ogóle taką ankietę :P. I wybaczcie - post będzie pełen oczywistości, ale skoro już zostały spisane, to niech zostaną :).

Pytanie wiązało się z nastawianiem się ludzi na różne okazje. Odkryłam kilkanaście dni temu nagranie ze skoku Felixa Baumgartnera - na spadochronie ze stratosfery :). Jako jednostka nieco wrażliwa, oglądałam je trzęsąc się niemal (eee, nie wiem z czego - ze strachu, z podziwu dla odwagi i dążenia ludzi do pokonywania granic?), jednak moją postawę skontrował kolega. Wyjaśnił mi, że tego typu dokonania/filmiki nie robią na ludziach takiego wrażenia, jak powinny, bo każdy często spotkał się z podobnymi, choć nierealnymi obrazami. Jako siewców mocnych bodźców podał kino i internet - miejsca, gdzie można odnaleźć wszystko, właściwie bez ruszania się z miejsca, które dostarczają wrażeń, emocji, wiedzy i widoków. Przez co właśnie te realne rzeczy tracą na znaczeniu, stają się bezbarwne, zwyczajne - nawet jak w obiektywnej skali są Wielkie. (tak w nawiasie - czyż nie o tym poniekąd mówi religia katolicka, zakazując seksu przed ślubem?)

Dzieje się tak z wieloma rzeczami, które nam się przytrafiają - mają swoje idealne, wspaniałe odpowiedniki, pokazane i dostępne z najlepszych stron. Nie odkrywam tu Ameryki, to temat często ostatnio poruszany. Problem zaczyna się w momencie, gdy to wystarcza - gdy świat obok staje się banalny, bez dostatecznego wyrazu, nie taki, jak oczekujemy. Powoduje to złość, smutek i rozczarowanie - no i brak ochoty, by cokolwiek zmieniać (bo, swoją drogą, jest to jedna z ostatnich rzeczy, jakie ludzie narzekający chcą robić :P). Cóż poradzić, świat koło nas jest wyposażony w nieidealnych ludzi, w nieidealne chmury, w nieciekawą pracę, przyćmione kolory (za to w całkiem ładny smog).

Z drugiej strony tylko od nas zależy, jak będziemy postrzegać rzeczywistość. 'Nieidealne' na pewno nie jest synonimem słowa 'złe', jest raczej czymś, co ma kilka wad. Te wady zostawiają jednak nam także pewien margines błędu, pozwalają nam nie być idealnymi. Ten nieidealny świat jest pełen piękna w każdej postaci (pięknych widoków, pięknych ludzi, pięknych gestów, pięknych wspomnień) - dzięki temu jest różnorodny (popatrzcie - zwykło się mówić, że bryłą idealną jest kula. Jest też bryłą niesamowicie nudną, bo określa ją jedynie promień. Mamy za to nieskończenie wiele brył nieidealnych, charakteryzowanych różnymi parametrami, długościami, kształtami.). Jeśli ktoś oczekuje perfekcji na każdym kroku, nigdy jej nie dostanie.

Wracając do Świąt Bożego Narodzenia - jest to czas bliski sercu większości ludzi, z powodów przede wszystkim religijnych i kulturowych. Także jest to okres, w którym oczekujemy miłych doznań, rodzinnej atmosfery, odpoczynku, obiecywanych nam przez filmy familijne i reklamy kaw. A wychodzi jak zwykle :P, i właśnie ta zwykłość (ganianie, gotowanie, złość, ostatnie chwile i odśnieżanie z uśmiechem na ustach w stronę nieznanej familii) przygnębia. Święta męczą, tym bardziej, im bardziej oczekujemy odpoczynku i magii. U mnie w domu zdecydowanie nie jest idealnie, ale zdaję sobie sprawę, że jest wiele domów gorszych. Rzecz w tym, by nie mówić wszystkim, że święta są do bani, nie iść z kwaśną miną na Wigilię, czekając tylko, aż ta się skończy. Zaakceptować.

Tak ogólnie, dwa rozwiązania przychodzą mi do głowy - po pierwsze, trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Od razu oczekiwać tego, co znamy z doświadczeń, a nie przyjemnego obrazka, który chcielibyśmy powiesić na ścianie wspomnień. Po drugie - nie jesteśmy drewienkami wrzuconymi do rzeczki, a kowalami swego losu. Coś nam się nie podoba - trzeba to zmienić, przynajmniej w tym małym zakresie, który zależy od nas.




Tak w ogóle, jeśli ktoś ma wrażenie, że post jest na 5 różnych tematów, z których nie skończyłam żadnego - macie 100% racji. Następny będzie lepszy, postaram się ;). Nie wiem, czemu ankieta jest nieco szara - ale mój komputer tyle ze mną wytrzymuje, że czasem mogę mu wybaczyć fanaberie ;). 


PS Słowem rządzącym tym postem jest 'idealny' :P.
PPS Mam coś, co nazywa się 'przechodzone zapalenie oskrzeli', cokolwiek to jest.

piątek, 14 lutego 2014

Walentynki

Post wyjątkowo okolicznościowy, pod patronatem instytucji Świat Jest Dobry :P, sponsorowany w większości przez personel mojej drugiej uczelni.

Scenka 1
Miałam dzisiaj zaliczenie z 'podstaw elektrotechniki i czegośtam'. Na uczelni byłam już przed 9, usiadłam sobie w budynku wydziałowym pod biblioteką, czynną od 9:30. Nadeszła bibliotekarka, która radośnie podtrzymała mi drzwi, gdy przenosiłam miliony papierów z miejsca A na miejsce B, które teoretycznie bardziej sprzyja nauce. Pani bibliotekarka, po jakichś 10 minutach przyniosła mi herbatę, ze słowami:
-Aaa, bo pani tak kaszle, uczyć się jeszcze pani musi, no to pani herbatę zrobiłam.  
Nie wiem czemu tą bibliotekę odkryłam jakiś miesiąc temu dopiero :P.

Scenka 2
Do tej samej biblioteki wchodzi pan R, od miernictwa cieplnego, moodli, i innych termopar. Wchodzi, uśmiecha się szelmowsko i daje pani bibliotekarce jabłko - na walentynki i w podzięce za cierpliwość wczorajszą (?) :).

Scenka 3
Po wizycie pana R, pani bibliotekarce zabrakło rozrywki, toteż wykonała telefon:
-Cześć, wiesz, dzwonię, bo dzisiaj jest takie durne święto (cytat dokładny), pewnie słyszałeś. Tak, walentynki. No i dzwonię, żeby ci powiedzieć, że cię kocham. No nie śmiej się, naprawdę... ' - made my day :). 

Scenka 4
Piszemy w 4 osoby elektrocośtam. Pan, na oko 70 lat, rozmawia chwilę z panią koło 40, po czym wychodzi z gabinetu (gdzie to kolokwium się odbywało). Nie ma go, nie ma, po czym wraca, zdejmuje kurtkę i z radością mówi do pani:
- Noo, nadrobiłem, wszystkiego najlepszego na walentynki :). (szkoda, że w sumie nie wiem, co przyniósł, byłaby lepsza historia :P).

Scenka 5
Wracam do akademika i facebook w ruch:
Hi Joanna! I don't know in Poland, but in Mexico today is lovers' but also friends' day! So, happy friends' day!!!! I wish a great day and plenty of love and friends in you life!


Morał z tego taki - walentynki zawsze Cię dopadną, ale w tym roku jakoś strasznie pozytywnie wszystko odbieram :). Miłego :).


(rysunek stąd)

wtorek, 11 lutego 2014

Awizo

Dzwoni Rodzicielka:
- Dziecię, awizo do ciebie przyszło.
Zdziwione dziecię po drugiej stronie telefonu:
- Yyyy... (podczas gdy 'eeeee' używam dla wyrażenia wahania i wątpliwości, gdy wiem, co powiedzieć, ale z jakichś powodów wolę to poprzedzić niewyraźnym dźwiękiem, zbitka liter 'yyyyyy' jest czystej postaci tabula rasą) ...z jakiego kraju? Albo skąd w ogóle?

Tymi danymi oczywiście druczek A6 nie dysponował. Zaczęłam zatem w głowie rozważać wszystkie światowe instytucje, którym jestem coś winna, i które mają wystarczająco danych, by nasłać na mnie komornika (przede wszystkim francuską opiekę zdrowotną, która w dalszym ciągu domaga się 11 euro z hakiem (zapłaconych w grudniu 2012)). Przed oczami stanęły mi przemiłe panie z pięciu banków, trzymające dziesiątki PITów z różnych oficjalnych i mniej oficjalnych prac, pijące bawarki i jednocześnie wymachujące kartami stałego klienta Allegro lub pismami uczelnianymi (obroniła się - wyślijmy jej list polecony z gratulacjami :P).

Rada - nierada, ale wiedziona ciekawością Rodzicielka podrałowała zatem do centrum na pocztę, by odebrać... zawiadomienie z biblioteki miejskiej w moim rodzinnym miasteczku, informujące, że wiszę (od października?) dwie książki o enigmatycznych dla całej familii tytułach. Biblioteka i listy polecone - no, no :P.


Mogę się pochwalić pierwszą w życiu rybką destylacyjną :P. Projekt z aparatury w toku.


sobota, 8 lutego 2014

Nie ma sesji bez kaszelku

Informuję oficjalnie, że zmieniam status z 'podziębionej' na 'chora'. Kaszlę jak osoba niepaląca, która weszła do zadymionej palarni, wypluwając każdorazowo nienazwane liczby bakterii (podobno Świat zawiera się w przedziale ' od 10 do potęgi -24 do 10 do potęgi 24' (do tych liczb istnieją przedrostki, spotkał się  ktoś kiedyś z jottagramami :P?). Zastanawiałam się, jak to się ma przykładowo do określenia ilości atomów w kilogramie czekolady (6.02*10^23*dużo), ale stwierdziłam, że to jest wiedza bardzo bezużyteczna :P). Układ oddechowy anonsuje moje przybycie przed wejściem do pomieszczenia, każdy, kto mnie ostatnio spotkał, to wie :P. Pani doktor i pani aptekarka dały mi po jednym syropku, i tak sobie je piję na zmianę z wapnem musującym, którym popijam rutinoscorbin. Męczy to trochę, zwłaszcza, jak dochodzi lekka gorączka. Prócz tego stwarza to trochę problemów w czasie sesji (bo sił twórczych i naukowych brak), ale planuję wyzdrowieć do poniedziałku ;).

(Tak w ogóle nie przejmujcie się, piszę o tym w charakterze ciekawej opowiastki, niż realnego zagrożenia czyhającego na moje płuca. Zawsze kaszlę w zimie, a niedziela w ciepłym akademiku mi się na pewno przysłuży).

Może to nieco głupio wyglądać akapit niżej po malowniczym opisie stanu zdrowia, ale chciałam napisać, że jestem w Krakowie jeszcze tydzień z okładką. Jeśli ktoś by miał do mnie jakąś sprawę, albo chciałby się spotkać (Monika i Rafał - pamiętam o Was :) ), to to jest najlepszy moment, by mi dać o tym znać. Mam jeszcze wspomnianą sesję i problemy z personelem skądinąd wspaniałej uczelni - lepiej mi rozplanować czas, wiedząc o czymś z wyprzedzeniem. Z przyczyn pierwszoakapitowych nie odwiedzam matek z małymi dziećmi :(. Potem pewnie przyjadę na początek marca - i nie wiem, ile zostanę. Impakt życia nieuchronny i żadna mechanika mi nie powie, gdzie się ono odbije, i z jakim przyrostem energii.

PS Ostatni oglądam dużo TEDów. Może kogoś zainteresuje ten.

czwartek, 6 lutego 2014

Podpora

'Dajcie mi punkt podparcia, a poruszę ziemię'. Serio, serio :).



PS Konia z rzędem (albo ekwiwalentnie jakiś deser) temu, kto potrafi zrobić moim komórkowym aparatem wyraźne zdjęcia. Nawet Szwesti się poddała.

PPS Po prawej jest nowa ankieta :).