Temat na posta chodził mi
po głowie od dłuższego czasu, jednak nie mogłam trafić na odpowiedni moment, by
coś porządnego stworzyć. W ramach pisarskich ćwiczeń przed kilkudziesięciostronicowym esejem na tematy dynamiczne, postanowiłam spróbować choć część myśli przelać na piksele (i ostatecznie z efektu nie jestem szczególnie zadowolona, ale chyba już powinno tak zostać :) ).
Jeżeli jest coś, co trwale łączy ludzi, są to silne emocje. Przeżyte razem wydarzenia (przede wszystkim ciężkie i wymagające), te same trudy, te same momenty pochłaniające wszystkie zmysły – implikują te same myśli. I tworzą powiązania międzyludzkie, które są przynajmniej tak mocne jak współdzielone emocje.
Jak pewnie większość z Was wie, niedawno skończyłam czytać książkę, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie i z miejsca zasiliła szeregi ulubionych pozycji. Nosi ona tytuł ‘Kompania Braci’ i jest opisem walk, jakie toczyła Kompania E(asy), 101 Dywizji Powietrznodesantowej armii Stanów Zjednoczonych, podczas II Wojny Światowej. Kompania została zwerbowana z ochotników, którzy chcieli przystąpić do wojsk spadochronowych. Po przeszkoleniu, żołnierze uczestniczyli w tworzeniu 2 frontu w trakcie D-Day (lądowanie w Normandii), po czym walczyli w wielu bitwach, w tym w obronie Bastogne. Jednym z jej fenomenów (który z resztą jest wielokrotnie wymieniany w książce, i który skłonił jej autora do spisania wydarzeń) jest to, że członkowie Kompanii Braci stali się sobie bardzo bliscy, stali się dla siebie braćmi. Wojna, przeżyte wszystko, co wymieniłam w pierwszym akapicie (i o wiele więcej), uczyniło z nich przyjaciół, ludzi, którzy mogli na sobie polegać w każdej sytuacji.
Wydaje mi się, że mało jest teraz tak mocnych doświadczeń, mało wspomnianych emocji, chwil, podczas których obie strony muszą stanąć na wysokości zadania, polegać na sobie by przetrwać. Dosłownie lub w przenośni. Jednym z niewielu wydarzeń ostatnich lat, które przyszło mi do głowy była śmierć Jana Pawła II. Całe miasta wychodziły na ulice, a ówczesny tłum nie był tłumem obcych. W każdych oczach było widać te same emocje, smutek, pytania – ludzie na chwilę byli razem. Podobnie po katastrofie Tupolewa – społeczeństwo w pierwszej fazie było społeczeństwem jednolicie zdezorientowanym i zagubionym. Te chwile nie trwały długo, jednak na jakiś czas były w stanie połączyć naród, który dał radę wytrzymać bodajże 123 lata niewoli. Może dlatego, że była niewolą?
Życie (pełne ludzi) zatem może przypominać dwa kawałki metalu, których nie można ze sobą połączyć, bez uprzedniego podgrzania i stopienia. Mówi się, że przyjaciół poznaje się w biedzie, ale przysłowiowa ‘bieda’ jest tylko ostatecznym testem tego, co powinno zostać wytworzone dużo wcześniej – mocnej więzi zawiązanej właśnie przez wspólne przeżycia. O ile podczas wojny czy niewoli bodźce są bardzo mocne, tak dzisiaj łączy nas, hmm, wspólne siedzenie po nocach nad projektem z konstrukcji metalowych, wycieczki i ewentualnie gromadne marsze na 11 listopada (przynajmniej tyle mi przychodzi teraz do głowy :P). Stąd bierze się niepewność, nie tylko w kontekście innych, ale także siebie.
Mam dwie znajome dziewczynki, siostry. Widziałam je ostatnio, atmosferę w pokoju można by było łyżeczką wkładać do słoika. Starsza patrzy na młodszą:
- ...
- Właśnie nie wiem, czy to ja coś zrobiłam, czy ty.
- Chyba ja. (wymienienie zbrodni, której bym nie wspomniała nawet jako grzechu lekkiego)
Potem już rozmawiały samymi oczami, ale ja wiedziałam, że są razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz