Sesja pozostała za nami daleko w tyle, a studenci (5 roku politechniki przykładowo) pogrążają się w błogim nicnierobieniu (jak to się pisze, z pauzami?), tak znajomemu ich rówieśnikom na innych kierunkach (no dobra, przesadzam trochę, ale na budownictwie czas (czyli 5 przedmiotów zamiast 11, coby niektórych wyobraźnia nie poniosła :P) ma się tylko na 2 semestrach, 7 i 10 :P). Gramy w gry, oglądamy filmy po nocach, jeździmy na głupie wycieczki (mój pomysł wyjazdu na kebaba na prokocim został zbojkotowany niestety) - jest to naprawdę taki dobry, jeszcze w miarę spokojny czas (chociaż magisterka już się czai za plecami i każdy zastanawia się, gdzie będzie za rok o tej porze).
Jeszcze w sesji, ucząc się na jakiś chemiczny egzamin, zahaczyłam o stałą Plancka (co wybitnie trudne nie jest, chyba tylko pi i e częściej się trafiają :P). Używa się jej przede wszystkim w chemii i fizyce kwantowej, towarzyszy światłu, metodzie XPS, równaniu schroedingera, funkcjom falowym, i wszystkiemu, gdzie się tylko kwanty przewijają. Nie jest obca, nie jest jakoś przesadnie egzotyczna, ale wystarczająco odległa, by nawet studiujący kierunki ścisłe mieli o niej nikłe pojęcie.
Tu dochodzę do sedna problemu. Istnieje pewna grupa pojęć, wiadomości, które powinien znać każdy dorosły człek, a już zwłaszcza ten po studiach. Teraz, przez nadmiar testów, przez szał sprawdzania wszystkiego co się da, przez ogrom teorii do opanowania, często się zapomina, że dziecię po jakimś etapie edukacji winno mieć konkretną wiedzę. Niekoniecznie powinna być zaawansowana i dotycząca jakiejś określonej dziedziny, ale powinna obejmować 'zasady życia na świecie'. Przykładowo budowa tasiemca albo mRNA (:P) jest niewątpliwie kluczowa w skali rozwoju cywilizacji, ale lepiej bym się czuła umiejąc nazwać w parku drzewo, które nie jest wierzbą albo brzozą. Przykład jest cokolwiek źle skonstruowany (bo drzewa kojarzą się z podstawówką, a RNA to już liceum), ale nie umiałam się oprzeć biologicznym kosmosom ;). Przeładowanie ilości materiału do przyswojenia nie utrwala wiedzy ani nie zwraca uwagi na ważne jej fragmenty. W efekcie umie się rzeczy z przypadku (bo 'akurat był sprawdzian z tego', ewentualnie 'pani się uparła'), albo nie umie się ich wcale.
Czuję to dotkliwie na studiach - gdzie to właśnie pani od 'metod matematycznych w mechanice' upiera się przy wyprowadzaniu dowodów czegoś, czego przeciętny student nawet nie jest w stanie wymówić, a obsługa wytłumaczonej łopatologicznie na AGH transformaty Laplace'a zdaje się wymagać co najmniej doktoratu z matematyki. W siedmiolatka nie rzuca się trygonometrią (choć daję słowo, że z niektórych przedmiotów próbują), a w studenta 10 książkami naraz. Może kiedyś ktoś wpływowy dojdzie do wniosku, że posługiwanie się nauką jest jak posługiwanie się mapą. Jeśli chcemy gdzieś dojść, najpierw trzeba obejrzeć dobrze całą okolicę, w małej skali, bez wszystkich szczegółów. Dopiero potem wchodzić głębiej, w detale, w uliczki, w dużą skalę.
Odbiegłam trochę od mojej ankiety - chodziło w niej o to, czy za często spotykanym kawałkiem wiedzy idzie zrozumienie, pewność, wiedza, czy po prostu sobie jakoś przemykamy bokiem :P. Moja odpowiedź to [cytuję]: '6,cośtam razy 10 do jakiejś potęgi', ale szczegóły owiane są nieciekawą tajemnicą. Uważam, że to i tak nieźle :P, chociaż przykładowo stałej Boltzmana nawet bym do działu nie potrafiła przypisać. Ciekawe, czy to jedna z tych rzeczy, które powinnam wiedzieć?
Skupiając się jednak na wynikach - mam dość mocne podstawy, by twierdzić, że w ankiecie odpowiadali ludzie wykształceni - i pewnie nie tylko w kierunkach ścisłych. Moje '6 z kawałkiem...' nie wypada na tym tle najgorzej - żadna z 14 innych osób nie znała dokładniejszej wartości stałej, a 3 wykazały się wiedzą podobną do mojej. 8 słyszało o tym pomniku planckowym, z czego 2 chciałyby zgłębić jego sekrety. Ściskam (na ile internet pozwala) 3 osoby, które o najważniejszym h w fizyce nie mają zielonego pojęcia, ale wykazują dobrą wolę i zainteresowanie ;). Cóż, przecież i tak nikt by jej nigdy w celach użytkowych z pamięci nie pisał... :).
U mnie latanie, przede wszystkim po paniach z AGHowego sjo, które nie wierzą w moje umiejętności językowe i nakazują mi chodzić na niebotyczną ilość zaległych semestrów języka obcego (na które oczywiście w planie zajęć miejsca już nie ma). Panie z politechniki z kolei muszę przekonać, że wil nie od macochy i certyfikowany egzamin B2 z angielskiego powinniśmy móc zdawać. Wyjaśni się koło środy, mam nadzieję. Postaram się przed świętami dodać kolejną ankietę, może ktoś ma pomysł? Miłego dnia wszystkim :).
PS Miałam system przeinstalowany w ten weekend i chyba jeszcze nie dograłam wszystkiego, do czego się przyzwyczaiłam. Brakuje chyba jakichś wtyczek w chrome, bo nie mogę zrobić większych i wyśrodkowanych zdjęć. Będę nad tym pracować, póki co musi Wam wystarczyć powyższe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz