piątek, 29 marca 2013

A ja sobie siedzę i piszę

Gdybym dostała smsa 'będę u ciebie za godzinę' odpisałabym, że to za wcześnie. Sernik nie zdąży dojść w piekarniku, u mnie rozgardiasz, cebula na podłodze i policzki z sadzy. Wpisałabym prędko z uśmiechem 'idź na przechadzkę po mieście, spójrz na różowy ratusz, pogub się w rozkopanym centrum jeszcze z 40 minut. I chodź na herbatę ;)'. Zaraz bym wstała, naczynia pomyła, porządek zrobiła, rzęsy poczerniła, cebulę kot by zmiótł ogonem. Byłabym gotowa dziesięć sekund przed dzwonkiem, albo przed nieudaną próbą otworzenia zardzewiałej bramki - z herbatą czarną z pomarańczą. Zaprosiłabym do rozmowy vis à vis kominka , albo do pokoju, gdzie mieszkam tylko na niektórych wakacjach. Pokazałabym koty i album z Compiègne. A o 22 zaprosiłabym na drogę krzyżową do Franciszkanów.

Ale nie patrzę dziś na komórkę, nie będzie smsa od czerwonych kapturków. Na drogę krzyżową pójdę z Mirą ;).

Wszystkim Czytelnikom (zwłaszcza tym, którym nie przekazałam życzeń osobiście) życzę Wielkanocy pełnej radości, dobrych emocji i ciepła (także tego na termometrze ;) ).

poniedziałek, 25 marca 2013

Stała Plancka

Sesja pozostała za nami daleko w tyle, a studenci (5 roku politechniki przykładowo) pogrążają się w błogim nicnierobieniu (jak to się pisze, z pauzami?), tak znajomemu ich rówieśnikom na innych kierunkach (no dobra, przesadzam trochę, ale na budownictwie czas (czyli 5 przedmiotów zamiast 11, coby niektórych wyobraźnia nie poniosła :P) ma się tylko na 2 semestrach, 7 i 10 :P). Gramy w gry, oglądamy filmy po nocach, jeździmy na głupie wycieczki (mój pomysł wyjazdu na kebaba na prokocim został zbojkotowany niestety) - jest to naprawdę taki dobry, jeszcze w miarę spokojny czas (chociaż magisterka już się czai za plecami i każdy zastanawia się, gdzie będzie za rok o tej porze).

Jeszcze w sesji, ucząc się na jakiś chemiczny egzamin, zahaczyłam o stałą Plancka (co wybitnie trudne nie jest, chyba tylko pi i e częściej się trafiają :P). Używa się jej przede wszystkim w chemii i fizyce kwantowej, towarzyszy światłu, metodzie XPS, równaniu schroedingera, funkcjom falowym, i wszystkiemu, gdzie się tylko kwanty przewijają. Nie jest obca, nie jest jakoś przesadnie egzotyczna, ale wystarczająco odległa, by nawet studiujący kierunki ścisłe mieli o niej nikłe pojęcie.

Tu dochodzę do sedna problemu. Istnieje pewna grupa pojęć, wiadomości, które powinien znać każdy dorosły człek, a już zwłaszcza ten po studiach. Teraz, przez nadmiar testów, przez szał sprawdzania wszystkiego co się da, przez ogrom teorii do opanowania, często się zapomina, że dziecię po jakimś etapie edukacji winno mieć konkretną wiedzę. Niekoniecznie powinna być zaawansowana i dotycząca jakiejś określonej dziedziny, ale powinna obejmować 'zasady życia na świecie'. Przykładowo budowa tasiemca albo mRNA (:P) jest niewątpliwie kluczowa w skali rozwoju cywilizacji, ale lepiej bym się czuła umiejąc nazwać w parku drzewo, które nie jest wierzbą albo brzozą. Przykład jest cokolwiek źle skonstruowany (bo drzewa kojarzą się z podstawówką, a RNA to już liceum), ale nie umiałam się oprzeć biologicznym kosmosom ;). Przeładowanie ilości materiału do przyswojenia nie utrwala wiedzy ani nie zwraca uwagi na ważne jej fragmenty. W efekcie umie się rzeczy z przypadku (bo 'akurat był sprawdzian z tego', ewentualnie 'pani się uparła'), albo nie umie się ich wcale.



Czuję to dotkliwie na studiach - gdzie to właśnie pani od 'metod matematycznych w mechanice' upiera się przy wyprowadzaniu dowodów czegoś, czego przeciętny student nawet nie jest w stanie wymówić, a obsługa wytłumaczonej łopatologicznie na AGH transformaty Laplace'a zdaje się wymagać co najmniej doktoratu z matematyki. W siedmiolatka nie rzuca się trygonometrią (choć daję słowo, że z niektórych przedmiotów próbują), a w studenta 10 książkami naraz. Może kiedyś ktoś wpływowy dojdzie do wniosku, że posługiwanie się nauką jest jak posługiwanie się mapą. Jeśli chcemy gdzieś dojść, najpierw trzeba obejrzeć dobrze całą okolicę, w małej skali, bez wszystkich szczegółów. Dopiero potem wchodzić głębiej, w detale, w uliczki, w dużą skalę.

Odbiegłam trochę od mojej ankiety - chodziło w niej o to, czy za często spotykanym kawałkiem wiedzy idzie zrozumienie, pewność, wiedza, czy po prostu sobie jakoś przemykamy bokiem :P. Moja odpowiedź to [cytuję]: '6,cośtam razy 10 do jakiejś potęgi', ale szczegóły owiane są nieciekawą tajemnicą. Uważam, że to i tak nieźle :P, chociaż przykładowo stałej Boltzmana nawet bym do działu nie potrafiła przypisać. Ciekawe, czy to jedna z tych rzeczy, które powinnam wiedzieć?



Skupiając się jednak na wynikach - mam dość mocne podstawy, by twierdzić, że w ankiecie odpowiadali ludzie wykształceni - i pewnie nie tylko w kierunkach ścisłych. Moje '6 z kawałkiem...' nie wypada na tym tle najgorzej - żadna z 14 innych osób nie znała dokładniejszej wartości stałej, a 3 wykazały się wiedzą podobną do mojej. 8 słyszało o tym pomniku planckowym, z czego 2 chciałyby zgłębić jego sekrety. Ściskam (na ile internet pozwala) 3 osoby, które o najważniejszym h w fizyce nie mają zielonego pojęcia, ale wykazują dobrą wolę i zainteresowanie ;). Cóż, przecież i tak nikt by jej nigdy w celach użytkowych z pamięci nie pisał... :).




U mnie latanie, przede wszystkim po paniach z AGHowego sjo, które nie wierzą w moje umiejętności językowe i nakazują mi chodzić na niebotyczną ilość zaległych semestrów języka obcego (na które oczywiście w planie zajęć miejsca już nie ma). Panie z politechniki z kolei muszę przekonać, że wil nie od macochy i certyfikowany egzamin B2 z angielskiego powinniśmy móc zdawać. Wyjaśni się koło środy, mam nadzieję. Postaram się przed świętami dodać kolejną ankietę, może ktoś ma pomysł? Miłego dnia wszystkim :).

PS Miałam system przeinstalowany w ten weekend i chyba jeszcze nie dograłam wszystkiego, do czego się przyzwyczaiłam. Brakuje chyba jakichś wtyczek w chrome, bo nie mogę zrobić większych i wyśrodkowanych zdjęć. Będę nad tym pracować, póki co musi Wam wystarczyć powyższe.

niedziela, 17 marca 2013

wierszyki

Mam dla Was 2 - oba w sumie do przemyślenia (oba z gatunku banalnych i oba Jonasza Kofty), z czego jeden jest śmieszny ;). Wkrótce podsumuję ankietę o stałej Plancka.


Bajka 1002-ga

'Żył, o Efendi, w pięknym kraju
Kędy gorący, korzenny ląd
Władca - co oprócz innych zwyczajów
Miał tysiąc dwieście czterdzieści żon


(Może się mylę o jedną żonę
Bo wszystkie były zaokrąglone)

Władca nie lubił bałaganu
Intryg, w przedsionku przepychania
Żony więc ponumerowano
Uczciwą drogą losowania

By w usprawnieniach swych nie spocząć
I wszystko mieć w każdej porze
Kazał zbudować kryty taśmociąg
Między haremem a własnym łożem


(Sadzono w taśmę kolejne żony
Włączył - i był zadowolony)

Aż - jak kroniki stare podają -
Taśmociąg zawył, zachrzęścił
Stanął! - A w całym Seraju
Nie było zamiennych części

Wnet po pałacu rozniosło się
Że plan się chyba wali
W łożu jest żona 508
A części nie dostarczyli


(Zawsze są takie kłopoty
Kiedy w rozruchu prototyp)

Władca w sypialni kąt wtulony
Przeżywa nudy dramat
Na taśmie więdną nowe, nie użyte żony
A w łożu wciąż ta sama

Nawet niebrzydki biust ma
Ta moja żona pięćset ósma
Dalej nie można przy dzieciach -
Patrz: van de Velde plansza trzecia

Coraz to nowych doznań
Zapragnął władca jak byle łasuch
We dwoje przecież wiele można
Gdy ma się chwilę czasu

Pierzchło zmęczenie i znudzenie
Haremu masą przerobową;
Cieszył się z tego niestrudzenie
Choć nie był wcale Casanovą


(Rzeczy w szczegółach streścić nie potrafię
Nie popadając w pornografię)

Noc była parna i duszna
Jak zwykle przy miłosnej grypie
Rzekł władca - Wiesz co, pięćset ósma?
Ty chyba jesteś w moim typie

Kiedy poranek okien dosięgnął
Słowik rozśpiewał się w gęstwinie
Szepnął do żony pięćset osiem:
Kochanie, jak ty masz na imię?

Więc został z jedną tylko żoną
To było już dla niego jasne
Jak zachować efektywność wzmożoną
Zmniejszając jednocześnie koszta własne

Bo świat nasz toczy się jednako
A bajki treść nie kłamie
Wciąż ilość nam przechodzi w jakość
A poligamia w monogamię'





Kiedy się dziwić przestanę

'Kiedy się dziwić przestanę
Gdy w mym sercu wygaśnie czerwień
Swe ostatnie, niemądre pytanie
Nie zadane, w połowie przerwę
Będę znała na wszystko odpowiedź
Ubożuchna rozsądkiem maleńkim
Czasem tylko popłaczę sobie
Łzami tkliwej i głupiej piosenki
By za chwilę wszystko zapomnieć
Kiedy się dziwić przestanę
Kiedy się dziwić przestanę
Będzie po mnie

Kiedy się dziwić przestanę
Zgubię śpiewy podziemnych strumieni
Umrze we mnie co nienazwane
Co mi oczy jak róże płomieni
Dni jednakim rytmem pobiegną
Znieczulone, rozsądne, żałosne
Tylko życia straszliwe piękno
Mnie ominie nieśmiałą wiosną
Za daleko jej będzie do mnie
Kiedy się dziwić przestanę
Kiedy się dziwić przestanę
Będzie po mnie

Kiedy się dziwić przestanę
Lżej mi będzie i łatwiej bez tego
Ścisną szczęścia i bóle wyśmiane
Bo nie spytam już nigdy - dlaczego?
Błogi spokój wyrówna mi tętno
Gdy się życia na pamięć
Wiosny czułej bolesne piękno
Pożyczoną poezją zakłamię
I nic we mnie i nic koło mnie
Kiedy się dziwić przestanę
Kiedy się dziwić przestanę
Będzie po mnie'



Habemus Papam tak przy okazji. Cieszę się, że Argentyna, mam sentyment do tego kraju odkąd słuchałam ścieżki dźwiękowej do Evity. Miałam na erasmusie koleżankę stamtąd - Marianę. Mnie (reprezentantkę europejskiego kraju środka) też kojarzono (o ile w ogóle) z Janem Pawłem II. Marianę z tango Argentina :P.

środa, 13 marca 2013

kawałek łuku

Czasem jest tak, że trzeba coś skończyć, by móc coś zacząć. Istnieją pewne dziwne formy współgrające z okręgami - krążenie wody w przyrodzie, przepływ energii, koło życia ludzkości, ale normalny człowiek wypada zaledwie w łuku czegoś wielkiego - a łuk swój koniec i początek posiada.

Końce są zazwyczaj odczuwalne. Są smutne, są pozbawianiem siebie czegoś, co było ważne. Albo ważne - ukochane, albo ważne - męczące i znienawidzone, niemniej jednak zawsze istotne. Nie jest łatwo kończyć coś większego niż semestr, coś ważniejszego niż projekt, coś, co wymaga od nas odwagi i porzucenia czegoś bezpiecznego. A jednak, gdzieś głęboko wiemy, co jest słuszne. Przynajmniej nam się tak wydaje, a to już spora przesłanka do drogi dalej. Szczególnie, gdy nasz koniec pozwala innym iść do przodu, nie hamujemy ich naszym wolnym krokiem, czy niezdecydowaniem. Kończmy ładnie i dokładnie..

 Człowiek jest wędrowcem, współrzędna iksowa zawsze wzrasta.



Do 2 kierunków, magisterki i imprez piątorocznych dołączyłam opiekę nad dziećmi (z korepetycjami na szczęście) raz w tygodniu. Czytam namiętnie Pratchetta, części o Straży. Wesoło ;).

PS. Pierwszy raz zdarzyło mi się napisać posta, poprawić go na tyle, by nadawał się do przedstawienia publiczności i nie kliknąć 'opublikuj' ;). Notka z 2 w nocy dnia (w sumie) dzisiejszego. 

środa, 6 marca 2013

too much

By zacząć jakoś ładnie tego posta, zastanawiałam się przez chwilkę, czy sformułowanie 'too much' można  zinterpretować pozytywnie. Nie poświęcałam może temu szczególnie dużo uwagi, ale wyszło mi, że czego by się nie miało 'za dużo', zawsze będzie źle (to chyba najmniej odkrywcze zdanie w całej historii bloga :P). Za dużo czekolady - ból brzucha. Za dużo snu - paradoksalnie zmęczenie i rozleniwienie. Za dużo witamin - hiperwitaminoza. Za dużo miłości?

'Too much love will kill you' - to tytuł popularnej piosenki zespołu Queen (miałam na nią fazę w tamtym roku, kto przebywa blisko, ten wie :P). Jest bardzo ładna; nawet można napisać, że bardzo mocna ze względu na wrażenia jakie zostawia i przekazywane emocje. Kiedyś, jednego wieczoru, w pokoju powstał pomysł na ankietę - 'Czy uważasz, że zbyt dużo miłości cię zabije?'

Piosenka (jak można przeczytać w internecie) powstała, gdy rozwodzący się Brian May postanowił hmmm, opisać swoje uczucia? Fakt, że tekst poniekąd opowiada o wyborze pomiędzy kochanką a ukochaną pozostawioną za sobą, ale w bardziej ogólnym kontekście opisuje człowieka w depresji, którego przerosła sytuacja, której sam jest autorem. Przyznam, że ten podstawowy sens piosenki 'odkryłam' dopiero na potrzeby pisania posta :P. Jakieś 'lover' się co prawda przewijało, ale ogólna złość, smutek, pain i victim w refrenie przykrywają dość skutecznie osobową kochankę.

Gdy pierwszy raz słuchałam piosenki w charakterze innym niż tło, uderzył mnie refren 'too much love will kill you' i wszystko, co następuje. Za dużo miłości - odbierałam jako za dużo pasji, za dużo siebie, za dużo mocnych emocjonalnie uczuć. Piosenka woła umiaru!, UMIARU! - bo będzie źle, bo za wszystko trzeba zapłacić - najczęściej sobą. Nie ginie się z miłości jak książę w walce ze smokiem, jak ckliwe niewiasty z książek, jak kochankowie po zażyciu trucizny. Z miłości ginie się, bo ona wysysa, bo zaczyna panować nad człowiekiem, przejmować jego myśli, podsuwać nowe cele, podawać pragnienia, bo nie pozwala się skupić na niczym innym prócz siebie - nie dając w zamian spełnienia (w końcu jest too much :P). Za dużo miłości, za dużo pasji, uczucia, gorączki - może zabić człowieka, albo przynajmniej jego dużą część.




Tak to sobie myślałam na temat śmiercionośnej miłości. Jak widać z wyników ankiety, 72% osób sobie coś a propos niej pomyślało, bo uznało, że słowa są prawdziwe. Jedna zgadza się ze stwierdzeniem bezwarunkowo, a dwie odwołują się do autora. Dziwne, że nikt nie zaznaczył odpowiedzi na nie, chyba too much jednak działa na wyobraźnię ;).

piątek, 1 marca 2013

Prawo jazdy - próby 2 i 3

Hej, dziś jednak krótko :). Chciałam się tylko pochwalić ostatnimi 'dokonaniami' - zdałam sesję :)!, a właściwie dwie sesje. Trochę wysiłku we wszystko musiałam włożyć, i na pewno nie udałoby mi się, gdyby nie chmara przyjaznych i wspierających (wiedzą, słowem, uśmiechem i czym się da) osób ;) - DZIĘKUJĘ :).

Porównywalną radość przyniosło mi... zdanie egzaminu na prawo jazdy ;). Za drugim razem (nie pisałam o tym) nie zdałam, bo źle zatrzymałam się przed znakiem STOP (no i panu nie podobało się, że jeżdżę tak blisko innych samochodów. Ale chyba też miał zły dzień). Wczoraj próbowałam swoich sił po raz trzeci - jakoś o 18 usiadłam za kierownicą toyoty yaris, z tym samym panem egzaminatorem, który towarzyszył mi za pierwszym razem ;). Do najciekawszych rzeczy, które zrobiłam należało ruszanie pod górkę na placu manewrowym na 2 biegu (udało się, jestem dobra w ruszaniu z niewłaściwych biegów :P), objechanie ronda z sygnalizacją świetlną w kółko (stojąc na pasie do skrętu w lewo, zorientowałam się, że powinnam akurat w tym miejscu pojechać prosto), i potrójne poprawianie parkowania przed ośrodkiem egzaminacyjnym. Ale się udało ;)! i od marca mogę zacząć zbierać na samochód :P.