niedziela, 28 października 2012

Jaworzyna Krynicka z Conkretem

Poprzedni weekend był pod wieloma względami wzięty rodem z wakacji. 3 piękne, słoneczne dni spędziłam w Jaworzynie Krynickiej, na wyjeździe z kołem naukowym konstrukcji żelbetowym Conkret :). Przygotujcie się na długi post :).




Już samo moje zgłoszenie się do wyjazdu jest ciekawą historyjką. Otóż najpierw byłam gorąco zachęcana do wzięcia udziału przez aktywną członkinię koła - Mirunię, której jednak odmówiłam z uwagi na chroniczny brak czasu dwukierunkowców. Kilka dni później, będąc lekko po alkoholu, dowiedziałam się od Agi T., że dużo osób z akademika wybiera się na ową wycieczkę. Zachęcał Tutek, który był zobowiązany do opowiedzenia na spotkaniu koła o swoich zagranicznych praktykach w zakładzie stawiającym żelbetowe zbiorniki w Niemczech (praktyki płatne, załatwiane za pośrednictwem uczelni), i chciał, by pojechało więcej znajomych mu osób. Pomyślałam więc, że może jednak też pojadę, a Aga T. (która już była zapisana) poparła moją inicjatywę i włączyła wniosek, który wypełniłyśmy będąc w takim stanie, na jaki wskazywał wieczór. Umotywowałam moje chęci wyjazdu sympatią do żelbetu, a także znajomością z Mirą i Tutkiem (co zdaje się zapewniło mi dość szybką promocję z listy rezerwowej - wszędzie liczą się koneksje :P).




Wycieczka zaczęła się w piątek, wizytami na 2 budowach. Pierwszą z nich była budowa centrum kongresowego w okolicy ronda grunwaldzkiego, a kolejna to bloki koło akademików. Mogliśmy sobie pooglądać poukładane zbrojenie, a nawet je poskręcać :P. Jest to jeden z niewielu elementów w życiu studenta budownictwa, gdy czuje się ów student usatysfakcjonowany i na swoim miejscu - gdy widzi, czym skutkują wzory na moment zginający, gdy każda kreska autocadowa nabiera 3 wymiaru, koloru i materiału.




Po wizytach na budowach pojechaliśmy do Jaworzyny Krynickiej. Na miejsce dostaliśmy się kolejką gondolową - nie wiem, czy ktoś miał przyjemność się przejechać, ale moim zdaniem wrażenia, zwłaszcza taką piękną jesienią, były niesamowite ;) (choć mojej mamy bym do czegoś takiego nie wzięła). Schronisko, czy raczej hotel, miał bardzo malownicze widoki (można tak po polsku napisać?), poza tym było czysto, swobodnie i karmili nas o wiele lepiej niż my sami siebie - czyli wszyscy studenci byli zadowoleni ;). Wyjazd polegał przede wszystkim na słuchaniu w swobodnej atmosferze referatów członków koła żelbetowego i zaprzyjaźnionych absolwentów. Przebojem stał się referat Mireczki, który wygrał nagrodę specjalną i wywołał salwy śmiechu absolutnie u wszystkich. (Prócz tego, przywieziona przez nią mata izolacyjna do zbiorników została ogłoszona najmniej potrzebną rzeczą na wyjeździe, jednak swoje walory edukacyjne dzielnie prezentowała). Chłopcy z opowiadaniem i zdjęciami z Niemiec także byli bezkonkurencyjni ;). Drugim, niejako stałym elementem wyjazdu były dwie wycieczki w góry - z racji ciepła wszyscy byli w krótkich rękawkach, a z racji przezorności wszyscy mieli plecaki wypakowane ciepłymi kurtkami (i czekoladami :P). Uwielbiam taką piękną jesień :).




Wieczory spędzaliśmy bardzo wycieczkowo i bardzo po studencku. Jednej nocy poszliśmy także kawałek za schronisko pooglądać gwiazdy - studenci i opiekunowie. Zaliczyłam 2 głupie historie - powiedziałam (po alkoholu co prawda, ale chyba i na trzeźwo byłabym w stanie) panu Dawidowi (doktorantowi i opiekunowi koła), że się ładnie i dużo uśmiecha, i powinien robić tak dalej. Prócz tego pół wycieczki wtajemniczone osoby śmiały się z mojego 'oczytania' w kontekście 'chłopa, który r**** babę' (jak ktoś jest zainteresowany, mogę opowiedzieć). Wróciliśmy pełni pozytywnych wrażeń w niedzielę w nocy. Koło konstrukcji żelbetowych jest fajnee :).




PS Taką jesień jak dzisiaj (śnieg i chlapcia) też lubię ;), choć wolę tą z zeszłego tygodnia ;).

czwartek, 25 października 2012

Uśmiech raz jeszcze

Mam duży i dość interesujący w skali świata problem. W dodatku rozwija się on od gimnazjum, poprzez liceum, wszystkie lata studiów, by osiągnąć teraz apogeum (mam nadzieję, że to jest własnie apogeum, gorzej już być nie może.. :P).

Chodzi o moje wieczne śmiechawki :P. Chyba nie ma osoby, która by mnie nie znała i choć raz nie doświadczyła tego, że w najmniej odpowiedniej chwili (w tych bardziej odpowiednich też, ale kto by wspominał o drobnostkach) wybucham niekontrolowanym i intensywnym śmiechem ;). Zazwyczaj śmieję się głośno (albo w miarę niegłośno, o ile mi się uda zatkać czymś nos bądź usta) i w pojedynkę, bo zauważony powód do śmiechu jest zazwyczaj powodem bardzo prywatnym i bardzo mało śmiesznym dla innych. Potrafi trwać dobre kilka minut zanim się uspokoję, i przynajmniej zacznę wyjaśniać otoczeniu o co mi tym razem chodziło. (na przykład o obrazek - wykres narysowany Pawłowi B. na wykładzie z ekologii. Wynikało z niego, że osioł ma zerowy poziom szczęścia, a drzewo niebywałe ambicje. Bazą był wykres sigma-epsilon dla rozciągania stali.).




Będąc prawie-chemiczką mogłabym napisać, że energia aktywacji mojego śmiechu jest niebywale niska, i wystarczy byle co, by mnie rozśmieszyć. W 'byle czym' mieszczą się przede wszystkim głupie sytuacje, które mi się zdarzają (albo które sama jakoś przypadkiem prowokuję), lub te, które popełnili ludzie koło mnie i nieopatrznie dali się na tym robieniu podejrzeć. Przyznaję z lekkim wstydem :P, ale i bez bicia, że często śmieję się z innych, nawet wtedy gdy, hmm, to nie jest na miejscu. Moją miotłą czyszczącą sumienie jest to, że nigdy nie mówię trzecim osobom dlaczego to nagle widok uśmiechniętego Wilka tak na mnie podziałał, często nie mówię nawet obiektom radości, czym mi zawinili - ot, taka moja prywatna sprawa, która nikomu nie umniejsza ;). Moja grupa zaczęła dostrzegać we mnie rozrywkę, i uśmiecha się do mnie na wykładach w celu ożywienia siebie i moich mięśni brzucha. Wykładowcy dyplomatycznie udają, że nie widzą.



Tak w ogóle, zwykłam mówić, że człowiek się śmieje, gdy jest szczęśliwy, odprężony i w miarę pewny siebie. Nadal widzę w tym dużo prawdy, śmiejemy się na widok długo niewidzianej osoby, na imprezie, w miłym towarzystwie. Śmiech, poza tym, ze jest (bądź co bądź) ćwiczeniem fizycznym i bodźcem do wydzielania osławionych endorfin, bardzo pozytywnie wpływ ana otoczenie, które szczęśliwieje w oczach, i jest skłonne do przychylności. Uśmiechajcie się, proszę :)! I nie miejcie mi za złe, gdy czasem mnie poniesie (wiem, że muszę się kontrolować, to potwornie niekulturalne).

Przygotowuję opowieść o Jaworzynie Krynickiej ;).

czwartek, 18 października 2012

magnez

Jest taka wspólna cecha gatunku ludzkiego, a przynajmniej większości jego elementów. Posiadanie brązowych oczu, praworęczność, umiłowanie radości, szczęścia i zabawy to naprawdę drobnostki.

Wróciłam do akademika, wypakowałam wszystko co się dało z plecaka, i zrobiłam sobie mocną kawę rozpuszczalną (o ile takie coś jak 'mocna kawa rozpuszczalna' funkcjonuje. Dzisiaj cierpię zdecydowanie na niedobór snu, co jest dla mnie ciosem poniżej pasa. To tak, jakby mieć kaca po jednym piwie - jejku spałam te przepisowe 5 godzin :P, więc się bynajmniej do niewyspania nie poczuwam. Dodatkowo zaszalałam i zafundowałam sobie 2 godzinki w łóżku w ciągu dnia :P. Wydaje mi się, że organizm po 4 latach (wzorem uciśnionych ludów) stwierdził, że to ON, a nie Świadomość - Dyktator rządzi moją skromną osobą. On stanowi rzeczywistą siłę (przynajmniej siłę sprawczą), i bez współpracy ani rusz. Zbuntował się zatem przeciwko systemowi 5+19, żądając zmiany na co najmniej 8+16, plus prawo do wakacji, łóżkowych promocji i wcześniejszej emerytury. Jak stwierdziła Mira (jeszcze podczas wakacji) - przy naszym trybie życia, śpiąc po 8 godzin, długo się pociągnąć nie da :P. Liczę, że są to chwilowe wymysły i wszystko się zmieni wraz z początkiem listopada :P).

W każdym razie - przyszłam do akademika, zabrałam się za chowanie lubiących lodówkę zakupów i za tą nieszczęsną kawę. Wyciągnęłam z reklamówki magnez z witaminą B6, rzuciłam go niedbale na biurko (na którym mieści się chyba przedstawiciel wszystkich grup rzeczy, jakie można mieć w akademiku). Usiadłam na krześle, i po pobieżnym przeczytaniu ulotki (143% dziennej dawki witaminy B6?!?) wzięłam do ust dwie tabletki i popiłam moją kawą. Popatrzcie jaki człowiek jest świetniy w równoważeniu rzeczy, które mu mogą pomóc, i które niewątpliwie mu szkodzą :P.

Dzień odwagi odroczony do poniedziałku. Jutro 3-dniowy wyjazd z kołem naukowym żelbetu do Jaworzyny Krynickiej.



PS Przed chwilą zauważyłam u Eli na fb poniższy obrazek. Już sama nie wiem, o co biega, powinnam w ogóle nie musieć spać :P.


środa, 17 października 2012

Dostatek

Lubię pisać o jakiejś konkretnej rzeczy, która się ostatnio zdarzyła. Naturalnie najlepszą jest taka, która mnie zdenerwowała, zadziwiła, albo wzbudziła jakiekolwiek emocje. Problem jednak w tym, że ostatnio wszystkie te emocje są jakieś takie dość płytkie, albo nieszczególne.

Mogłabym na przykład napisać o miłym panu z windy na Kijowskiej, który docenia dziewczęcy uśmiech :), nawet jak reszta facjaty jest nieumalowana. O panu kierowcy autobusu, który mi wskazał drogę i miło gawędził ze mną przez pół trasy 572. O jakimś pijanym i zupełnie nieznanym mi studencie z autobusu 139, któremu pomogłam dostać się do akademika i wyjaśniłam różnicę pomiędzy spódnicą a sukienką. O pytaniu pana z przedmiotu Dynamika o to, czy jest zadowolony ze swojej pracy i czy ją lubi. O wielu innych rzeczach, które spowodowałam, albo które mi się przydarzyły ostatnio.

Ale tak do końca chyba żadna z tych sytuacji mnie nie poruszyła aż na tyle, bym miała potrzebę się nią dzielić, teraz, gdy minęło pierwsze wrażenie. Wszystkie były tematem historyjek, ale jednocześnie żadna nie była szczególnie nietypowa. Może teraz człowiek potrzebuje potężnego kopa, by coś go dotknęło, poruszyło, zostało na dłużej?

Rozmawialiśmy dzisiaj w przerwie po Mechanice Zniszczenia... (piekielnie nudny przedmiot, prowadzony przez panią, która monotonnym głosem, tydzień w tydzień, od 7:30, czyta i interpretuje nam książkę 'Podstawy i zastosowania mechaniki pękania w zagadnieniach inżynierskich' wyświetlaną za pomocą rzutnika. 80% obecnych śpi, 15% marzy o spaniu, a 5% (których istnienie nakazuje założyć rozsądek) słucha pani) ...na temat strony internetowej 'sadistic' (albo coś w tym stylu, nie potrafię teraz znaleźć), gdzie są pokazywane zdjęcia, artykuły, materiały na temat okaleczeń, tragedii, śmierci, itp. Po prostu strona z bardzo mocną zawartością. Kolega wspominał, że zaczął ją przeglądać, by w jakiś sposób oswoić się z ciężkimi urazami, by nie zemdleć na widok ran, i być w stanie udzielić pierwszej pomocy w nagłym i krwawym przypadku.

Na pewno tak jest, że przyzwyczajamy się trochę do tego, co widzimy, z czym obcujemy. Stąd też wielka batalia o gry dla dzieci z elementami przemocy. (Ja tam zwykłam się bić pokemonami :P). Może do dobrych rzeczy się też przyzwyczajamy, ich natężenie sprawia, że nie robią na nas już takiego wrażenia. Chociaż nie, jest trochę inaczej - wrażenie robią, nawet bardzo mocne (nie wspominając o pozytywności :P), ale gdy jest ich dużo dookoła, przestajemy je traktować jako coś niezwykłego, a co za tym idzie godnego opisania jako ciekawostkę. Żeby nie było, zastanawiałam się o jakiej złej rzeczy mogłabym Wam napisać, ale poza nudną mechaniką pękania naprawdę nie potrafiłam wymyślić nic ciekawego i nietypowego. Życie piątoroczniaka jest nuuudne :P.

Jutro idę na rozmowę, która być może stanie się wodą na młyn moich najbliższych myśli :). Trzymajcie kciuki za odwagę.

sobota, 13 października 2012

wszystko da się do wszystkiego porównać

Miałam kiedyś zęba leczonego kanałowo. Pani dentystka opisywała, co też tam mi w buzi robi. Mówiła, że trzeba wyciągnąć dokładnie wszystkie nerwy, albo jakąś tkankę z kanałów zębowych (nie znam się zupełnie), albo coś jeszcze innego. W każdym razie trzeba wyciągnąć wszystko.

Jest taki moment, gdy umiera jakiś kawałek człowieka. Nie naskórek albo kawałek zęba, gdy umiera coś w środku. Nie wiadomo dokładnie co - bo przecież nie dusza, która jest pełna, kwitnąca, a nawet energiczna. Zabiera się jedną kredkę do malowania świata. I kawałek obrazka nigdy nie zaistnieje, choć jest dość dużo miejsca na kartce papieru. Umiera roślinka zostawiając pustą doniczkę, ząb z pustymi kanałami. Nie chce się już nawet płakać, ale świadomość pustki jest obezwładniająca. Przez moment, dłuższy lub krótszy. Ale chyba nie ma co boleć, wszystko co było do wyciągnięcia już wyjęte zostało. Zostaje spokój? Albo zrezygnowanie. I bal do końca. 'Bo nigdy dość się nie umiera'. Czasem brakuje siły.

http://www.youtube.com/watch?v=JwUR6c8lTE0


Na inny temat - nie jestem w stanie ocenić swoich umiejętności jako jeszcze nieprzeegzamionwany kierowca :P. Jeżdżąc, wydaje mi się, że nie robię jakichś kardynalnych głupot. Poza uwielbieniem zmieniania biegów, moim ulubionym lusterkiem jest lusterko wsteczne, które daje radę z powodzeniem zastępować mi lusterka lewe i prawe. Na wstecznym, kręcąc kierownicą w lewo oczekuję ruchu samochodu w prawo (za dużo gier komputerowych z odwróconym sterowaniem?). W ogóle nie zdaję sobie sprawy z rozmiaru zabawki, którą pozwolono mi sterować, co denerwuje instruktorów oskarżających mnie o zamiary zdemolowania lusterek przy autach zaparkowanych na całej długości ulicy. Jeszcze 8 godzin do wyjeżdżenia.

środa, 10 października 2012

Make a wish

Powoli robię porządek z zaległymi ankietami. Na pierwszy ogień niech pójdzie ta najłatwiejsza - o życzeniach urodzinowych :) (wymyślona tak w ogóle przy okazji urodzin M. w czerwcu :P). Chyba chciałam napisać jakoś inaczej to wszystko, ale wyszło tak :P. Cieszcie się! (hmm, to takie tłumaczenie 'enjoy' :) ).

Jak wszyscy wiemy, życzenia człowieka wiele mówią o nim samym. Poza nielicznymi przypadkami, jednak wcale nie różnimy się w tym, czego sobie życzymy. Zdrowie, szczęście, miłość, przyjaźń, pieniądze... - w końcu jesteśmy jednym gatunkiem. Im jednak idziemy głębiej, myślimy o szczegółach, opisujemy, okazuje się, że niektórzy chcą wygrać w totolotka, inni chcieliby znaleźć w parku walizkę pełną pieniędzy, kolejni pragną pracy pozwalającej im wpaść co najmniej w drugi próg podatkowy, a w końcu są tacy, którzy chcą móc zapłacić rachunki i nie jeść codziennie zupy jarzynowej w charakterze obiadu.

Inne są życzenia dzieci - gdzie często nie ma spraw niemożliwych (kiedyś naczelnym życzeniem było zostać księżniczką, teraz dostać tableta. Przypatrzcie się, moim zdaniem oba są takie same, co najwyżej odpowiadają innym czasom). Możemy na tej podstawie stwierdzić, jak bardzo posunęliśmy się w naszej dorosłości, na ile nasze marzenia wypowiadane przy tej szczególnej okazji, są realne i związane z naszym obecnym życiem. Czy w ogóle myślimy o czymkolwiek - bo nie zdziwiłabym się, gdyby dużo osób nie myślało o niczym :P.


Nie wiem, czy marzenia się spełniają. Albo inaczej - mając te 23 lata nie jestem w stanie wierzyć, że mają większą szansę się spełnić, bo pomysłowi towarzyszyło zdmuchiwanie świeczek powtykanych w domowej roboty placek. Jest to jednak szansa, żeby pomyśleć o czymś konkretnym - a pomysł to pierwszy krok do działania i realizacji.

Na 18 urodziny pomyślałam sobie 'chcę być dobrym, mądrym i szczęśliwym człowiekiem' (tak w ogóle zastanawiałam się jakiś czas wcześniej, co sobie wymyślić na taką 'wyjątkową' okazję, i to było zdaje się najlepszym pomysłem) - chyba za 60 lat będę mogła powiedzieć, czy mi się spełniło :). Tak jak większość z Was o swoich życzeniach :). Tak w ogóle wszystkim (zwłaszcza ostatnio świętującym :) ) życzę spełnienia wszystkich marzeń :P. I może świeczki jednak mają jakąś moc?

sobota, 6 października 2012

Głucho wszędzie

Smutną prawdą o świecie jest to, że choroba nie wybiera. Nie wybiera osoby, nie wybiera swojej nazwy łacińskiej, nie wybiera się czasu, w którym uderzy. Wśród wielu innych, istnieją choroby bolesne przede wszystkim dla otoczenia, najczęściej niewinnego i przypadkowego. Na czele staje skleroza, która boli zazwyczaj nie tą osobę, która powinna. Kilka pozycji niżej, jednak równie dokuczliwa jest głuchota, która dotknęła moje bezpośrednie sąsiadki.

Głuchota typu A (nie mylić z głupotą, z którą często występuje) objawia się między innymi GŁOŚNYM słuchaniem muzyki, którą można opisać szerokim mianem 'rozrywkowej' o każdej porze dnia. Jeśli przyjąć, że po 22 mamy do czynienia z nocą, również w porach nocnych. Wyjątkiem są niektóre pory poranne, gdzie to sąsiadki śnią swoje głośne sny, na całe szczęście niedostępne dla innych. Muzyka jest słuchana przez system głośników, wzmacniaczy, tub, sama nie wiem czego, w każdym razie leżących zdecydowanie za blisko ściany oddzielającej dwa pokoje. Implikuje to ciekawe, ale znane wszystkim zjawisko - by porozmawiać, trzeba przekrzyczeć tło, co też dziewczyny próbują uczynić. Niedługo poznam ich wszystkie sekrety i będę mogła je przykładowo szantażować. Dodatkowo, w celu obudzenia jeszcze większej powierzchni akademika (po co się ograniczać do składu, pokoju niżej i pokoju wyżej), drzwi do Przybytku Głośności są często otwarte.

Głuchota typu B to z kolei bycie głuchym na nawet dobitnie i wystarczająco głośno wyrażane argumenty drugiej strony. Moja Szwesti miała przykładowo taki etap w swoim życiu, że ubzdurała sobie środę. Niemal codziennie była środa, a na wszelkie próby przekonania do wtorku bądź piątku reagowała złością, płaczem i gwałtownym spadkiem wiary w każde słowa Rodzicielki. Pięcioletniemu dziecku jednak można niektóre rzeczy wybaczyć. Będę musiała wkrótce sprawdzić, czy moje sąsiadki cierpią i na tę odmianę głuchoty. Póki co, mają wygląd przerażonych stworzeń drugorocznych, które to stworzenia jednak na imprezy wychodzą i kolegów mają. Po każdym 'przepraszam, czy mogę wam zamknąć drzwi?' ściszały jednak swoje lady Gagi i rytmiczne hiphopy; jest zatem szansa, że pójdą na zasady jakiegoś w miarę logicznego współżycia.

Dziś o 8 rano obudziło cały skład Open FM z jakimiś smętami. Mam 4 razy w tygodniu na 7:30, i raz na 8 rano. Zaczynam też mieć niebywałą ochotę, by kiedyś rano suszyć włosy przy otwartych drzwiach do pokoju i akompaniamencie francuskich musicali.. :P. Zastanawiałam się, jak odbierano muzykę w Energy 1008 rok temu, i czy kolega z 9 piętra nie miał trochę racji.


PS. Wciskałam w paincie F8 i się zastanawiałam, czemu nie rysuje linii prostych :P.

wtorek, 2 października 2012

Again

Jestem teraz bardzo niedorosła. I tak to nikogo nie powinno obchodzić. Nikogo. Double negation rozchodzące się falowo w głowie. W ciele. W duszy. Usta milczą dusza śpiewa albo przeklina albo płacze. (...) Nie powinno się wskazywać błędów innym, jeśli się je samemu popełnia. Nieświadomie. Nieświadomie jest nie tylko za pierwszym razem. Okoliczności się zmieniają, ludzie się zmieniają, panta rhei. Tylko problemy są te same, niepokonane. Niepokonani? Nim się ogień w nas wypali, nim ocean naszych snów, czy słów? Nie potrafię, naprawdę nie potrafię. Sama brnę w to dalej, ciemność pociąga. (...) Powinnam była iść do mojej Poppy Lady i Lidera SP- i to jedyna rzecz, której nie zrobiłam, choć powinnam. Powinnam. Fuck off, powinnam iść tylko na zajęcia. Bo kto pokazuje, albo docenia inaczej? (...) Chcę. Ale nie mogę. Chcieć to móc? Nie, jeśli w grę wchodzą inni ludzie. Każdy musi chcieć, choć trochę, choć maleńki kawałek. Mówiłam tyle razy. (...) Człowiek jest tym, co je - czy ja wobec tego jestem słodka jak czekolada, każdy mnie lubi, ale można ode mnie dostać pryszczy, albo reakcji alergicznej? To nie moja wina, poradzę sobie sama ze wszystkim.

Miało być dzisiaj weselej, obiecuję następnym razem.

PS. I nic mnie nie obchodzi, że post jest słaby. Nikogo nie powinno. Nie komentujcie.

może ktoś sie trafi?

Szukam kogoś w miarę rozsądnego do porozmawiania o dowolnie pojętej przyszłości (zacząć wolałabym od mojej, ale nie pogardzę też ogólnie tematem).
Chętnych proszę o kontakt mailowy.


Dziewczyny z pokoju obok lubią głośne disco polo i głośna muzykę rozrywkową.