piątek, 31 sierpnia 2012

Stansted airport

[dopisane koło północy, 30 sierpnia] Poniższy kawałek jest trochę dziwny, ale sobie postanowiłam, że zostawię :P. W końcu to i tak blog dla mnie (już wkrótce użyję tego argumentu ponownie).


Post jest pisany na szybko – na lotnisku w Stansted. Pomyliliśmy się z wujkiem, dzięki czemu mam 3 godziny czekania na samolot – przynajmniej zdążę bez nerwów, mam złe wspomnienia z mojego ostatniego lotu z Londynu. Więc (słowo, którym się nie zaczyna zdań, ale zawsze tak ładnie pasuje) wracam do Polski. Z tym wracaniem nie do końca wiem, jak jest.


Wracam, na pewno wracam, bo mam gdzie, mam do kogo i mam do czego. Jednak (pisałam już o tym wiele razy) gdziekolwiek człowiek by nie był przez część swojego życia, zostawia tam kawałek siebie, 'bom wszędzie cząstkę swej duszy zostawił'. Może być to i krew na niebieskim plastrze naklejonym na pakowalni, może to być włos na białym dywanie u Francoise, może być też postać w czerwonej bluzce na zdjęciach z park party. Kiedyś jeszcze na pewno odwiedzę Anglię, albo świat robi się coraz mniejszy, albo ręce ludzie coraz dłuższe mają, i łatwiej nimi sięgnąć realnych celów. UK Salad (dyplomacja) wysyła mi smsy, z których przebija żal z powodu utraty źródła przepysznych cukierków z Sainsbury’ego, oraz kogoś, kto uśmiecha się idiotycznie zza papryki. Miłe ;).


Lotnisko w Stansted jest dość duże, przestrzenne, jasne. Idę na samolot (ubrana w adidasy, polar i płaszcz, poza tym przepełniona nadzieją, że jednak bagażu nie będą mi ważyć), może później jeszcze dodam ze dwa słowa ;). Tę noc spędzam u Paci i Grzesia, wyjadą po mnie samochodem ;). Gdyby ktoś kiedykolwiek potrzebował przenośnego domu, służę pomocą ;).


[PS, pisane w autobusie do Sanoka, następnego dnia, koło południa - by wyjaśnić wątpliwości niektórych] Część czytających może była za granicą w pracy, część pewnie słyszała o tym, jak jest w takich miejscach – zakładach pełnych emigrantów z Polski, w różnym wieku i z różnym stażem za granicą. Często nie jest lekko z tymi ludźmi, normą jest obgadywanie, brak życzliwości, złośliwość i chamstwo. Przez 2 miesiące da się 'być przyjacielem każdego', o ile się ma dobre podejście – często pobłażliwe, pełne zrozumienia, ale zdecydowanie nie uległe. Polubiłam dziwnych ludzi na UK Salad, oni odpłacali się godziwym traktowaniem, szacunkiem (zarówno wobec mnie, jak i moich próśb i decyzji) i zaufaniem. Ja nie miałam źle, i naprawdę ciężko było mi wszystkich i wszystko zostawiać. Myślicie, że po długości, po czasie trwania uczuć, odczuć, smutku, tęsknoty, można poznać ile coś dla nas znaczyło? To były dobre wakacje, dziękuję ;).


A teraz prośba - trzymajcie za mnie kciuki przez cały wrzesień najlepiej, bo mam dłuuuuugą sesję :P. Powodzenia wszystkim, uśmiech ode mnie ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz