Wczoraj pakowałam paprykę z Kamilem. Znaleźliśmy w trejsie folię z kalafiora (w trejsach można wszystko znaleźć, parę dni temu znaleźli okulary. Normą są owoce i warzywa, zwłaszcza ziemniaki). Nadrukowany był na niej kraj pochodzenia - Poland. (Okazuje się, że Polska może być eksporterem kalafiorów.) Zaczęliśmy się śmiać, folia przechodziła z rąk do rąk, większość uśmiechała się ciepło. Rzadko się trafia. Polski się nie kocha tylko będąc w Polsce.
-Pani Gosiu?
-Noo, co tam, dziecko? - pani Gosia może uczyć w nauczaniu początkowym, jest też katechetką. Nigdy nie pracowała, zajmowała się dziećmi w domu. Ja wkładałam paprykę na maszynie Hamzy - large vine, a pani Gosia stała na sześciopaku i obserwowała lecące pomidory. Dzieliło nas może półtora metra.
-Ja wiem, że tutaj większości osób nie obchodzę jakoś szczególnie, że oni mnie też pewnie mało obchodzą, że tylko pracujemy razem, że się lubię z większością, ale przecież zapomnimy siebie niedługo. To znaczy, będę was wszystkich pamiętała, wy mnie też, jak przyjadę za rok, to się raczej będą wszyscy cieszyć że jestem, ale przecież nikt tutaj się nie przywiązuje do ludzi, nikomu nie brakuje innych, zwłaszcza jak pracują dwa miesiące...
-No, masz rację, tak jest, ludzie przychodzą, odchodzą, zwłaszcza w takiej pracy.
-Wiem, że to jest normalne, wiem, że chcę wrócić na studia, że przez 90% czasu człowiek się zastanawia, co tutaj robi... Ale mam takie ciężkie serce, jak muszę wszystko i wszystkich dzisiaj zostawić. Jestem smutna i wiem, że to smutek tylko na chwilę. Ale jestem, strasznie, i mnie to denerwuje, bo nie wiem czemu tak.
-Asia, ciesz się, że uciekasz stąd, widzisz jacy tu są ludzie, po co cię tu? Nie myśl za dużo, idź wkładać paprykę. To normalne, że jesteś smutna, jak cię poznałam, wiedziałam, że będziesz. - pomimo lecących pomidorów pani Gosia mnie przytuliła.
Dwa lata temu byłam przekonana, że żegnam się ze wszystkimi - na zawsze. W tym roku nic nie myślę.
-Eeee, Asia, chyba nie będziesz płakać. No, chyba, że za mną :P.
-Niee, no co ty, ja nie płaczę przecież. - ja nie płaczę z definicji.
Jamal i Joe zaprosili mnie do pracy na sezon w przyszłym roku. Miło.
Nienawidzę końców. W niedzielę rano Londyn, w środę o 18 mam samolot do Polski. Bardzo dużo osób mi zazdrości. Dalej nienawidzę końców.
Asiu wszystko się zmienia, ale tak jak napisałaś zostaje w naszej pamięci. Ludzie szczególnie w pracy przychodzą i odchodzą a potem się tylko wspomina "a była taka przemiła Asia. Może jeszcze kiedyś przyjedzie."
OdpowiedzUsuńTrzeba iść dalej i wynosić jak najwięcej miłych wspomnień i ile się tylko da wartościowych ludzi.
A tak na koniec wiem z własnego doświadczenia wiem, że im cięższa praca tym ciężej się rozstać. Ale właśnie nie z pracą ale z ludźmi bo to oni nadają tej pracy smak i pozwalają wytrzymać. Chociaż jak by nie było ciężko.
WRACAJ TERAZ DO NAS MY TU CZEKAMY. :)
Medyk.
Dzięki ;), dokładnie coś takiego czuję. Ale to, że się coś wie, rozumie, zna, jeszcze nie powoduje, że się człowiek z tym godzi, że nagle 'rozumie' i po wszystkim, można iść dalej. Ehh, swoje muszę przemęczyć.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą już mi lepiej, już mam Polskę do życia, nie myślę tak dużo o (bądź co bądź) prostym i chwilowym UK Salad. Brakuje mi ludzi, ale nie zostali mi zabrani, eee, w jakiś tragiczny sposób, tylko normalnie, zakrętami życia. Wszystko jest w porządku, ale za to 'w porządku' trzeba wcześniej zapłacić :P. Jejku, ale patetycznie, sorki.
I zgadzam się z ostatnim akapitem - im więcej wkładamy z siebie, tym potem jest gorzej. La vie.. ;). Dzięki za komentarz.