Jak do cholery odróżnić, 1.czy się wymaga od ludzi (tyle, ile się powinno), 2.czy się jest dla nich ostrym, przykrym, czy się ma nieuzasadnione pretensje, czy się ich nie poucza, nie wchodzi na ich kawałek wolności? Czy w ogóle mam prawo cokolwiek od kogokolwiek wymagać? Ja nawet nie wiem, czy oprócz mamy ktoś coś chce ode mnie, jakichś zachowań, wsparcia, odpowiedzialności? Miło by było, gdyby ktoś miał poradnik w pdf-ie.
To jeszcze poproszę rozdział: "przestrzeń osobista i jak ją naruszać, zeby jej nie naruszać".
OdpowiedzUsuńPS
Ha, wróciłem, i ha, nadrobiłem wszystkie notki ^^.
Tak się da chyba tylko falami elektromagnetycznymi :P. Często w ogóle jest tak, że większy problem ma naruszający niż naruszany. (Dalej nie wiem, przynajmniej już zła nie jestem).
OdpowiedzUsuńHa!, cieszę się :). I mam nadzieję, że wszystko się udało, nawet lepiej niż się zapowiadało ;)
Skąd się bierze chęć naruszania cudzych przestrzeni osobistych?
OdpowiedzUsuńNie są to zbyt gościnne miejsca dla obcych.
Gościowi zdaje się często ze panuje w nich nieład. A Gospodarz zwykle nielubi gdy obce łapki próbują wprowadzać nowy porządek, nawet jeśli jest to lepszy porządek.
neito
Chyba z potrzeby bliskości, sama nie wiem ;). To niesamowicie złożony problem, ciężko mi jest nawet go sprecyzować. Nie mam pojęcia, czy złapałam za ten sam kawałek, co Ty, ale próbuję ;).
OdpowiedzUsuńOtóż: jak długo można żyć w systemie 'jestem sam, ja innym nie mówię co mają robić, i niech nikt mi też nie mówi'? Samemu nie da się rady pójść do przodu, a co ważniejsze, z taką filozofią nie można nic oczekiwać od innych, bo to już jest wpływaniem na nich, na ich wolność. Ja nic nie muszę i Ty nic nie musisz, przecież proste.
Popatrzmy na Twojego Gościa i Gospodarza - żeby 2 ludzi przeszło w relacje odwiedzany-odwiedzający, musieli się znać, choć trochę. W jakimś momencie zechcieli się poznać bardziej - jeden zaprosił drugiego. Jeśli przychodzą do Ciebie goście - jasne, że posprzątasz trochę, pokażesz się z najlepszej strony, zwłaszcza jeśli ich wcześniej zaprosiłeś - sam ogarniesz swój bałagan, a Gość po prostu 'istnieje' i tym istnieniem już wymusza Twoją reakcję.
Gdy znacie się lepiej, Gość przychodzi i, eee, myje Ci naczynia :P. To już trochę mniej komfortowe, i o to można się wkurzać. Tylko to Gospodarz ustala na początku relację: jeśli Gość wchodzi i widzi jako taki porządek, lokalny bajzel w kącie jest mu obojętny, a jeśli widzi ruinę, robaki i szkło na podłodze, stara się pomóc. O ile lubi Gospodarza :P. Wydaje mi się, że ludzie się nie wtrącają, jeżeli im się nie pozwoli (to primo), a secundo, Gospodarz sam się prosi o pomoc czasem.
A co do tego, że większy problem ma nie raz Gość niż Gospodarz, pomyśl o jakimś pytaniu, na które wygodniej byłoby Ci odpowiedzieć, niż je zadać ;).
(Pisałam już kiedyś tutaj na podobny temat, ale chyba za dużo by było szukania (powinnam jakoś inaczej nadawać etykiety, moja wina :P). Sprawdź maila).
Jak się będziemy ze sobą zgadzać to nie będzie o czym dyskutować ;P
OdpowiedzUsuńn.
Tylko to nie jest tak, że mamy "gospodarza" i "gościa", tylko dwoje "gospodarzy". Spotykają się dwie różne przestrzenie, i nigdy nie wiadomo, jaki będzie wynik. Problem pojawia się, kiedy różnica między przestrzeniami jest dramatyczna, a spotykający się nie potrafią wspólnie wypracować reguł. I albo jedna z osób narzuci swoją formę, albo dwoje się rozejdzie.
OdpowiedzUsuńNie uciekać, rozmawiać, być uczciwym ze sobą i innym. Przeklęty idealizm.
A jesteś pewien, że tych dwóch gospodarzy 'chce na siebie koniecznie włazić'? Oni chyba żyją bez siebie -a raczej obok siebie, wiedząc tyle, ile powinni. Nawet jeśli jestem z kimś w zupełnie normalnych, różnopłaszczyznowych relacjach, gdy pytam o coś osobistego, gdy proszę o coś, już jestem gościem (czasem pewnie nieproszonym ;) ). Dlaczego w ogóle zależy na współżyciu z kimś z 'dramatycznie' różnej płaszczyzny?
OdpowiedzUsuńNie uciekać... Uciekanie jest takie bezpieczne czasem ;).
No i idealizm...
Wydaje mi się, że nie da sę być tylko gościem, że interakcja to nie tylko wejście w czyjąś przestrzeń, ale też otwarcie swojej. Inaczej trudno to nazwać inter-akcją. To takie goszczenie i bycie goszczonym w jednym ;). A co do różnych płaszczyzn - mam przyjaciółkę z ogromną potrzebą poczucia niezależności i przestrzeni osobistej. To świetna i mądra osoba, i choćby dlatego mnie, któremu zupełnie inaczej do kwestii niezależności podchodzi, zależy na przyjaźni z nia :).
OdpowiedzUsuńUciekanie jest pewnie bezpieczne, a na pewno łatwo. Jak to było u Pratchetta - nieważne "dokąd" - "przed czym" to o wiele bardziej interesujące pytanie ;).
Czyli na dobrą sprawę nie mamy dwóch gospodarzy, tylko dwóch gości, bo każdy może pokazać tylko to, co chce (eee, no dobra przy małym stopniu zażyłości. A przy większym (jednak) dwóch gospodarzy ;) ). tak w ogóle - widząc czyjąś otwartą przestrzeń chyba mało osób by chciało ją pozwiedzać, zwłaszcza bezinteresownie.
OdpowiedzUsuńA chcesz uciekanie niełatwe :P? Np strażaka, który ratuje się przed ogniem, wiedząc, że w płonącym budynku są ludzie. Albo nawet niech nie ratuje swojego życia - tylko zdrowie, sprawną rękę. (Są ucieczki, które wcale nie wyglądają na ucieczkę.)
Hej, nie, już się za bardzo czepiam ;). Zgadzam się z Tobą, ale to wszystko niesamowicie trudne.