wtorek, 17 stycznia 2012

Final examen

Dwa dni wcześniej - 16.00 Mój organizm jednak potwornie reaguje na stres.

16.30 - 17.00 Początek egzaminu. 'Co ten człowiek wymyślił? Hej, widziałam taką maszynę na żywo.' Marne pocieszanie się i panika.

17.00 - 17.30 'Hej, weź się za siebie, nie da się czegoś znaleźć, trzeba pomyśleć. No dobrze, na ćwiczeniach było podobnie. Spróbuję obrócić w pionie, zignorować grawitację i zastosować do przykładu na egzaminie.' - to akurat zadziałało.

17.32 Miałam zrobione pierwsze zadanie (nie pamiętam na ile, cały egzamin mógł mieć z 15-20), które mogło być poprawne.

17.30 - 18.00 Stwierdziłam, że w takim tempie daleko nie zajdę, i puściłam wodze fantazji - czyli liczyłam cokolwiek, byle by było.

18.00-18.30 Liczę cokolwiek, starając się nie zastanawiać, czy robię dobrze, czy źle.

18.32 Stoi nade mną pan zbierający prace, ostatkiem sił próbuję pomnożyć szybko przez siebie 3 macierze (ale małe macierze). (Jak się okazało 10 minut temu - zupełnie niepotrzebnie)

18.33 Pan zabrał ode mnie kartkę, ale się uśmiechał. Ja też się zaczęłam śmiać, bo to moja normalna reakcja na koniec wysiłku. Co miałam innego zrobić? MQ03 już za mną.

19:10 Centre de recherche - szybkie wyniki zamieszczone na stronie internetowej przedmiotu. Otwieram je bez żadnych emocji, jednocześnie czytając, że

'każdy z nas ma te dni, chce tylko palić i pić
drapać rany do krwi, bezwiednie krzyczeć i wyć'.


Ma, zgadzam się. (Ale dla mnie to nie jest dzisiaj.)

kilka linijek niżej 'Smutno mi Boże', to mi bardziej pasuje

19:12 - 19:17 'Hmmm' - patrząc na wyniki.

Konkluzje:
1.Zrobiłam trochę rzeczy, o które nie pytali, albo raczej nie zrobiłam tego, o co pytali, tylko coś innego - ciekawe, jak będą to oceniać?
2. Część podpunktów (w zależności od poświęconego im czasu) jest całkiem ok. Istnieją takie, w których zrobiłam błąd merytoryczny, i takie z błędem ewidentnie rachunkowym (4/2 to u mnie 3, dosłownie te liczby :P). Mam cichą nadzieję, że nie będą patrzeć po cyferkach.
3. Jestem przekonana, że nie zdam tego egzaminu. Żeby być spokojną o ocenę 3.0, musiałabym mieć 12 punktów na 20 możliwych - pas possible.

Lubię mechanikę. Jest najciekawszą rzeczą, z którą się spotkałam na studiach (nie licząc chemii). Jest też trudna, i jej trudność nie polega na nauce wzorów, twierdzeń, czegokolwiek - chodzi o doświadczenie, o sposób patrzenia na problem. Pisząc obiektywnie, do tego egzaminu byłam naprawdę dobrze przygotowana. Po prostu był dla mnie za trudny, zwłaszcza w stosunku do czasu na pisanie. I tak jestem szczęśliwa, że wybrałam ten przedmiot ;).

Koniec przerwy, przede mną noc z punktem drugim pracy inż.

A kto się czuje dzisiaj désespéré (spokojnie, wyjadę i przestanę po francusku (tak w ogóle to nie wiem, czy można tego używać do ludzi. I tak w ogóle (x2) myślę, że jedno słowo każdy sobie może sprawdzić.)), niech sobie pośpiewa (ok, teraz działa, jakoś mi się przedtem źle link wkleił), można przy tym nawet tańczyć, i zdecydowanie dodaje energii. Piszę serio, spróbujcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz