niedziela, 7 sierpnia 2011

łyżka czy łyżeczka

Moja mama dzisiaj powiedziała 'przysłowie', którego nie znałam (nie widzę różnicy pomiędzy przysłowiami, powiedzeniami itp, zupełnie mi obojętne, jakiej nazwy użyję. To pewnie jakieś lekceważenie z mojej strony, ale czasem można :P ). Chodziło o to, że 'życie trzeba jeść łyżeczką a nie łyżką', czyli przede wszystkim iść drobnymi kroczkami do celu, a nie brać wszystkiego szybko i dużymi porcjami, bo można się zachłysnąć. W życiu na wszystko musi przyjść odpowiedni czas, a na większość rzeczy trzeba poczekać i starać się długo. Sztandarowym przykładem mojej mamy jest odkładanie przez kilka lat pieniędzy na jedne, porządne wakacje.

Przez 2 noce byłam ze znajomymi w Komańczy, tam na powrót zaczęłam mieć wątpliwości odnośnie wyjazdu do Francji. Zacznę może od drugiej strony. Każdą decyzję,związaną z wyjazdem podejmowałam bardzo jak na mnie szybko, i chyba nie do końca wszystko przemyślałam.

Mogłabym pojechać na 5 roku, podczas semestru letniego. Po obronie inżyniera w tym roku, poszłabym dalej się dyplomować do pana G., który ma kontakty w Clermont-Ferrand. Pisałabym tam pracę o pełzaniu betonu. Biorąc pod uwagę cały mój stosunek do budownictwa nie byłoby takie nudne ;), a nawet powiedziałabym, że ciekawe. Przez 1,5 roku poduczyłabym się francuskiego technicznego, i pewnie dałabym sobie radę. Później, mogłabym robić na miejscu doktorat z tego betonu, pan G. również prezentował takie możliwości. Mogłabym zostać we Francji, albo wrócić do Polski, wedle uznania.
Mając odrobione 2 przedmioty z VII semestru, mogłabym skupić się na AGH, i nadrobić kilka przedmiotów (w tym momencie mam 7 punktów długu z semestru zimowego, plus 45 do zrobienia w 2 semestrach (pracy inżynierskiej nie liczę). Cały czas mam nadzieję, że jakiś dobry człowiek w końcu przepisze mi przedmiot Podstawy Konstrukcji Inżynierskich :). Gorzej stoję z semestrem letnim, brakuje mi chyba z 15 punktów po 2 latach + 30 zwykłych punktów, które musiałabym nadrobić będąc jednocześnie na I semestrze 2 stopnia budownictwa. Trudne ;) ). Przy odpowiednim natężeniu pracy, mogłabym obronić pracę inżynierską z chemii, i pojechać na erasmusa już mając spokój z AGH.
Poza tym nie zostawiałabym wszystkich znanych i lubianych osób, miałabym pewne miejsce w akademiku, mogłabym sobie trochę uporządkować życie.

Jednocześnie chcę jechać teraz. Dużo spraw już załatwiłam, choć podejrzewam, że większość przede mną ;), boję się, ale wiem, że przezwyciężenie tego strachu pomoże mi po powrocie ;).

(po przeczytaniu jeszcze raz wszystkiego widzę, że pewnie by mi się nie udało dograć wszystkiego tak, żeby pojechać na 5 roku (zwłaszcza AGH ;) ). I czuję, że dobrze zrobię jadąc teraz. Jednak napisanie wątpliwości bardzo pomaga ;). Normalnie, po dojściu do takich wniosków, kasuję całe wypociny, ewentualnie zapisuję sobie na mailu, ale pomyślałam, że te zostawię. Wrócę tu, gdy znowu najdą mnie wątpliwości.

Tymczasem dalej nie wiem, czy nie usprawiedliwiam siebie w ten sposób (jestem bardzo wrażliwa na swój brak obiektywizmu wobec własnych odczuć), albo skąd wiadomo, że nadszedł na coś właściwy czas. Życie jest jak muzyka (widziałam już w co najmniej 2 miejscach taki motyw), trzeba bardzo uważnie patrzeć i wyczuwać, żeby wszystko dobrze ułożyć. Żeby wyszło właściwie, lekko, żeby wszystko się udało. Czasem są sytuacje, że nie powinno się słuchać melodii innych, dla dobra swojego, tej osoby i innych, postronnych. Przynajmniej mam nadzieję :P).


W Komańczy bardzo przyjemnie spędziłam czas. Spróbowałam pieczonego barana, potrafię znaleźć łabędzia na rozgwieżdżonym niebie (oglądaliśmy też spadające gwiazdy. Czy tylko ja żyłam w przekonaniu, że gwiazdy spadają przede wszystkim w czerwcu ;)? ) i dowiedziałam się, że istnieją ludzie, którzy jechali w bagażniku autobusu ;). Poza tym zostałam złapana wraz z 3 koleżankami jak chodziłam po dachu eternitowym o 3 w nocy i starszy pan śpiewał mi piosenkę ;).

Może wieczorem podsumuję ankietę, teraz lecę do kościoła. Odpust ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz