poniedziałek, 29 grudnia 2014

Praca dla przyjemności?

Jest seria zdarzeń, których wydarzenie się w życiu trąci lekką przesadą. Nie tak dawno przydarzyła mi się niecodzienna sytuacja, taka z cyklu poślizgnięcia się na skórce od banana. Możliwe niby, ale zdarza się tylko na filmach :P. Przechodząc do rzeczy - któregoś dnia zapomniałam zjeść w pracy (czyli w ogóle w ciągu dnia) obiadu. 

Nie wchodząc w tematy domniemanego bądź urojonego pracoholizmu - przy wypełnianiu obowiązków zawodowych (ale to szumnie brzmi :P) po prostu się zdarza, że nie ma czasu na jedzenie. W takich sytuacjach jednak, nawykły do dobrego organizm powinien się wściekać i kierować myśli i nogi w stronę kotleta. Z jakichś powodów jednak tego nie zrobił (kotletowstręt? nagła decyzja podświadomości o podjęciu diety?), i wyszłam późną porą radosna, błogo niegłodna i totalnie nieświadoma niespełnienia warunków umowy użytkowania ciała. Ale post nie o tym.

Najdłużej w pracy siedziałam do 20:30 (mogę dodać, że od 8 rano), po czym zmęczona zwlokłam się do domu. Tego samego dnia, o godzinie 22:44 dostałam smsa od koleżanki z działu C, że kolega z działu G właśnie wysłał wyniki swoich obliczeń, którymi z kolei miałam się zająć ja, następnego dnia rano. 4 osoby z działu C skończyły wtedy pracę tak, by o 23:50 być w domu. Po czym w tym samym tygodniu świętowali nadejście północy przy biurkach.

Nie znam wielu osób, które nie prowadziłaby prywatnych badań na ludziach - mianowicie obserwacji połączonej z wyciąganiem wniosków. W ten sposób mogę sobie popodglądać różnych współpracowników (w tym obcokrajowców pracujących w mojej firmie) i powyciągać wnioski z uwzględnieniem własnych przeżyć i doświadczeń. Zasadniczym pytaniem tego posta (jakkolwiek śmiesznie by ono nie brzmiało :P) jest: 'Co czyni z pracy zawodowej sposób na spędzanie wolnego czasu?', i 'Co powoduje, że siedzi się w tej pracy bez zwracania uwagi na własne potrzeby?'.

Nietrudno się domyślić, że motywacje ludzi zostających dłużej w pracy są przeróżne. Najbardziej popularną i najprostszą jest Konieczność - występująca pod postacią szefa, który nie rozumie idei ośmiogodzinnego czasu pracy, lub po prostu przywołuje ją ogrom Zadań Do Wykonania, z którymi nie jest się w stanie zdążyć (nawet po zredukowaniu ilości przerw na kawę). Poza Koniecznością istnieje jeszcze jeden ważny powód zostawania dłużej w pracy - po prostu przyjemność i komfort.

Nadchodzi bowiem (często dość prędko) taki moment, w którym praca staje się trochę domem. Miejscem, w którym ma się własny kąt, w którym jest ciepło, jasno, pachnie kawą, tuszem do drukarki i ... (wstaw to, czym pachnie u Ciebie. Tylko coś miłego :P). Jest to miejsce, gdzie raczej nikt nie krzyczy (zakładamy, że 'patologiczny szef' występuje akapit wyżej, w Konieczności), gdzie każdy jest w miarę akceptowany, jeśli nie żywo lubiany. Najważniejszym punktem pracy-domu są moim zdaniem ludzie. Przebywamy z nimi 8-12 godzin :P, podczas których jesteśmy dla siebie mili, mamy szansę porozmawiać, pośmiać się. Mamy czas dla siebie, na wyjaśnienia (zadań zawodowych, ale zawsze coś :P), na podziękowania. W świecie problemów rangi niedziałającej kopiarki, ważnego spotkania i błędów w wykopach wymieniamy się problemami rzeczywistymi - z chorym rodzicem/dzieckiem, z nieodpowiedzialnym chłopakiem, z wybraniem miejsca na wakacje.

Tu pojawia się pierwszy zgrzyt. Ile czasu byśmy nie spędzali w pracy, zawsze jest ona tylko fragmentem naszego życia, opływanym przezeń ze wszystkich stron, ale jednak o określonych granicach. Tak samo, jak stać nas na wytrzymanie na imprezie u  cioci dwóch godzin uśmiechania się, tak samo fundujemy sobie nawzajem dni w pracy w miłej atmosferze. Często jest ona tak miła, że znacznie przewyższa atmosferę domową, wzbogacaną o wyżej wymienione przykładowe problemiki. Niezależna jednostka w pracy, w domu ma już ułamkowy udział w podejmowaniu decyzji i działań, także tyczących się tylko swojej osoby. Pojawiają się konieczności, za które nikt nam nie wypłaci pensji, których często nikt nie zdefiniuje od A do Z. I współpraca z niechętnym dzieckiem lub zmęczoną żoną.

To jedna strona medalu. Drugą jest samotność, którą  praca połączona z kontaktem z ludźmi dość skutecznie wypełnia (przynajmniej na wspominane już 8-12 godzin :P). Jesteśmy sami, mieszkamy sami, bywa, że nie w swoim kraju. I na to nic poradzić nie mogę, choć widzę osoby z zagranicy odwiedzające się przy biurkach po godzinie 18. I Polaków, którzy nie muszą odbierać dzieci z przedszkola, ani gotować obiadów.

Podsumowanie będzie oczywiste - żeby praca była odskocznią od codziennego życia, przynosiła radość i spełnienie, trzeba to życie jakieś mieć :P.

PS Nie zdążyłam wszystkim życzyć WESOŁYCH ŚWIĄT, za to wierzę, że przyjmiecie życzenia SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU (czyli pełnego osiągniętych celów przykładowo :P) :)

2 komentarze:

  1. yea, but... sometimes its just hard to work for fun, especially when todo list doesnt make you laugh ;). unless youre workaholic :D. happy new year! /jo

    OdpowiedzUsuń
  2. Sad but true. I like the idea of keeping balance between work and life and enjoying (almost) every single moment (100% of efficiency?) :P.

    Same to you :)

    OdpowiedzUsuń