Lato było jakieś szare
i słowikom brakło tchu
smutnych wiersz parę
ktoś napisał znów...
Noc z czwartku na piątek była ostatnią tak wspólną nocą w akademiku.
Do około 5 rano trwała impreza u Tutka - motywem przewodnim było ziarno, którego resztki wyścielały podłogę pokoju (potem przykrywają także wszystko inne i migrują do innych pokoi, również przez klatkę schodową. Ziarno jest wszędzie i ziarno musi być dziubane). Ewelina stała się magistrem w czwartek, Tomek (po całonocnej imprezie, bez chwili snu) bronił się w piątek (oczywiście oboje 5.0 :) ). Głośnik, zabawa, muzyka, alkohol i mnóstwo, mnóstwo bliskich mi osób.
...Smutnych wierszy nigdy dosyć
i zranionych ciężko serc
nieprzespanych nocy
które trawi lęk...
Koło 2 ktoś stwierdził, że poloneza czas zacząć, i puścił melodię z głośnika :). Jak na umówiony sygnał wszyscy wyszli na korytarz, zaczęli dobierać się w pary i tańczyć razem. Tak jak 5 lat temu, taniec na zakończenie etapu życia, dla niektórych 100 dni przed obroną :P. Poprzychodzili ludzie z innych pięter, pani Gosia, która miała nas uspokajać, była zachwycona. Nadszedł też czas belgijskiego pod windami. Było tak, jak powinno być, pomijając przerażającą świadomość ostatniego razu.
...Kap, kap, płyną łzy
W łez kałużach ja i ty...
9 rano w piątek - trzeba było wstać i spakować resztę niebieskich motyli. Zmywamy, zamiatamy, sprzątaczka nie widzi urwanej jednej żyłki od żaluzji. Uparcie uczę się do egzaminu o 16:30, by za dużo nie myśleć o czym innym.
...Wypłakane oczy
i przekwitłe bzy...
Ewelina pojechała z Łukaszem do domu. Kończę czytać notatki z wymiany ciepła. Ubrana na egzamin, z kieszeniami wypchanymi zużytymi chusteczkami latam po wszystkich, zwłaszcza po tych, którzy jadą już do domu. Wtedy nie umiałam patrzeć inaczej, niż z perspektywy smutku, końca, żalu, malując portrety do pamięci długotrwałej. Na portierni znów pani Irenka.
...Płacze z nami deszcz
i fontanna szlocha też
trochę zadziwiona
skąd ma tyle łez...
Jadę w końcu na ten egzamin, dobrze się zająć czymś innym. Wracając spotykam Madzię, idziemy do Tutka na herbatę, Sylwia przychodzi z barszczem. Normalny dzień, tylko porządek wszędzie większy i ciężko znaleźć dostateczną ilość kubków i sztućce. Serce szaleje, i chyba nie ma już siły. Sprzątam udając, że wcale mi się nie chce płakać. Paweł zyskuje nową fryzurę, a świat nową fryzjerkę.
Ostatnie malowania, układania, mycia. Śpi u mnie Kasia. Świat zadziwia. Nocne spotkanie u dziewczyn z drużyny A - już po przymusowej przeprowadzce na 5, z Grawciem, Tutkiem i obronionym Tomkiem. Po 2 idę spać, wstaję o 7.
...Nad dachami muza leci
muza czyli weny znak
czemuż wam poeci
miodu w sercach brak...
Wykwaterowanie przebiegło szybko i dziwnie bezboleśnie. Świetnie sobie to urządziliśmy - jedziemy wieczorem na grilla do Izy, pod Gorlice. Ciężko zostawić na raz i ludzi i miejsce, osobno idzie trochę lepiej. Ci, co mają wakacje daleko, powoli wyjeżdżają, a każdy kto mógł, zjawił się u Izy. Jej babcia jest fenomenalna, Tutek grał na akordeonie, a reszta wesoło pląsała. Królewskie przyjęcie i ostatnie rozmowy. Przerobiliśmy trawnik na kawałek apetycznego błotka (pod uprawę ziarna).
...Muza ma sukienkę krótką
muza skrzydła ma u rąk
lecz nam ciągle smutno
a mnie boli ząb...
W perspektywie obrona Agi i Ewy (2 lipca, trzymajcie wszyscy kciuki) i całe wakacje, w miarę możliwości pewnie wspólne. Potem obrony wrześniowe i październikowe. Potem praca. Ciepło zdałam na 4. Gdyby ktoś mi w październiku na 1 roku opowiedział moje kolejne 5 lat, na pewno bym go wyśmiała.
Skończył nam się piękny okres w życiu - mówią, że najpiękniejszy. Pewnie coś w tym jest, swoboda, wolność, zdrowie, marzenia, ...., ale jest to przede wszystkim obraz życia po swojemu i, jeśli chcemy, jest to życie na 100%. Jeszcze możemy wszystko, i mamy na to 'wszystko' 50% zniżki ;). Potem stopniowo ogranicza nam się wolność, zakłada obrączką i umową o pracę warunki brzegowe, odpowiedzialność w końcu krzyczy głośniej niż beztroska.
I wielu ludzi uważa to za taką małą, przymusową tragedię. Z tej małej tragedii robi się większa, gdy wchodzi się w trybiki świata, w życie bez codziennych radości, w życie przyszłością lub przeszłością - bez teraźniejszości. Ludzie (poza przypadkami szczególnymi) sami są odpowiedzialni za to, co się z nimi dzieje - i teraz dużo zależy od postawy, od chęci, od nas. Dużo czasu minęło, zanim nauczyłam się myśleć o tegorocznym czerwcu nie jako o końcu, ale jako o zmianie. Koniec studiów to nie przemiana chemiczna, w której ze znanych substratów otrzymujemy produkt, który może okazać się bezwartościowy, który będzie czymś nowym, o innych właściwościach. Bliższy mógłby być model przemiany fizycznej, gdy tylko zmienia się stan materii. Może staje się trochę bardziej rozproszona, ale wciąż jest tym samym - grupą ludzi, którzy sobie ufają i się dobrze ze sobą czują. Nawet jak będzie ich dzieliło więcej niż kilka pięter ;).
czytam już drugi raz i formuje mi się taka malutka łezka w oku... piekne podsumowanie :*
OdpowiedzUsuńgrwl
Nie jest trudno pięknie podsumować coś pięknego, prawda :)? I będziemy mieli co wspominać za kilka lat :). Uśmiech :)
OdpowiedzUsuń