Brakuje mi czasu. Na rozmowy, na poznanie, na to, co zawsze było odkładane.
W moim pokoju wisiała (właściwie wisi jeszcze jeden, darowany dzień) flaga Francji - dar od erasmusowych opiekunów. Dzisiaj sprzątałam większość rzeczy, w tym także te podtrzymujące trójkolorowy kawałek syntetyku. Poszły najpierw książki, zeszyty, papiery - i flaga nieco opadła. Potem zabrałam się za rozmaite pocztówki, które dostałam w minionym roku akademickim od znajomych - flaga niemal poleciała, bo punkt dociskowy jej odpadł :P. Jaka to świetna analogia końca roku akademickiego - gdzie konieczność zdobywania wiedzy już nas nie trzyma, a i bliskie osoby muszą się rozejść..
Nadal mi brakuje czasu, którego pewnie nigdy by nie było dość. Dla wszystkich - na wyjaśnienie, na spojrzenie, na uśmiech. Na przytulenie, na łzy, na szczerość - w końcu. Teraz, albo nigdy. Płakać mi się chce 25 godzin na dobę. Bo coś się kończy, i (chwała Najwyższemu) coś się zaczyna.
Impreza u Grawula - moje i Ewy 'urodziny' - dostałam pierwszą w życiu antyramę ;). Życie jest dziwne, ale o tym innym razem.
PS Zazwyczaj bajzel na łóżku jest mniejszy. Niedużo bo niedużo, ale zawsze :P.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz