Zaczęły się o 23 tutejszego czasu, odśpiewaniem mi 'happy birthday' przez współlokatorów (chyba kiedyś przygotuję o nich osobnego posta), oraz stwierdzeniem, że jestem 'birthday girl', i nie muszę myć po sobie naczyń. Owo 'birthday girl' ciągnęło się za mną (albo może przede mną?) przez dzień cały, zwłaszcza, gdy wieść o ptasim mleczku w kuchni rozeszła się po fabryce. Spowodowało to wizyty osób mi zupełnie nieznanych, szukających skonfundowanej urodzinowej panienki wskazywanej ochoczo przez rozradowanych współpracowników. W tym dziwnym kraju bycie 'birthday' wiąże się ze szczególną sympatia otoczenia i licznymi względami. Dostałam zatem 7 kartek urodzinowych, z czego 3 od moich współlokatorów (co bardzo odbiega od akademikowej idei - wszyscy na jednym 'czymś' :P), a także 3 pudełka czekoladek (co mnie naprawdę zaskoczyło, zapomniałam, że na urodziny dostaje się czekoladki). Co rusz ktoś dostarczał nowej bawarki :).
Wszystko, czego doświadczyłam, było niezmiernie miłe - i wydaje mi się, że czasem tego brakuje w świętowaniu urodzin. Oczekiwania wobec życia biegną szybciej niż lata, i o ile w wieku 8 lat wystarczała ładnie zapakowana kolejka, tak na 20któreś urodziny dajemy sobie garść refleksji na temat starzenia się i tego 'co powinniśmy robić' w tym wieku (chociaż mi się jakoś w tym roku udało bez :P). Zgodnie z filozofią życiową by cieszyć się z małych rzeczy i nadawać im znaczenie, apeluję! - cieszcie się z urodzin :)- i swoich i bliskich Wam osób. Niech to nie będzie zwykły dzień (bo takich mamy z 300 w roku), ale coś przyjemnego i wyjątkowego :)!
(Nie wiem, co mnie wzięło na takie truizmy :P. Warto się w życiu starać ;) ). Dziękuję wszystkim tutaj za życzenia i za inne prezenty - niespodzianki ;). Jesteście kochani ;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz