sobota, 28 kwietnia 2012

Przed weekendem majowym

Post będzie krótki, nie wiem jakim cudem znowu brakuje mi czasu (przykładowo, żeby się spakować :P ). O ile wszystko dobrze się uda (na przykład wentylator w samochodzie będzie działał, a także będą działały inne rzeczy, o których istnieniu nie mam pojęcia), weekend majowy w tym roku spędzę... na Chorwacji ;). Jedziemy dwoma samochodami, w 9 osób, przede wszystkim ekipą z akademików (chciałam jakoś zastąpić słowo 'ekipa', ale kreatywność poszła już spać). Aga, Dulek, Eliza, Adrian, Magda, Karola, Grawciu, Sid i ja ;). To, że jedziemy stało się pewne w poniedziałek (udało się znaleźć drugiego kierowcę), po czym stopniowo pojawiał się plan i jakieś 'drobne szczegóły' (widzieliście kolejki po EKUZ w Krakowie, w kwietniu?). Chcemy jechać na południe, przez Budapeszt i Sarajewo do Chorwacji, przejechać wybrzeżem do Słowenii, i wrócić do Krakowa. Po drodze pewnie będziemy spali 'gdzie popadnie', czyli zupełnie na dziko, w samochodach i namiotach. Zaczęło mnie to (nie wiedzieć czemu) dzisiaj niepokoić (wcześniej byłam wielką zwolenniczką tej opcji ;) ), trzymajcie kciuki, żebyśmy byli bezpieczni i pełni humoru przez cały ten tydzień ;). Obiecuję piękne (choć pewnie nie moje :P) zdjęcia :).

Cieeeeszę się strasznie, bardzo lubię wycieczki ;). No i będzie moje ukochane morze (co prawda będę nad nim pierwszy raz w życiu, ale 'wszystkie morza moje są' ;) ). Wam również chciałam życzyć jak najbardziej udanego weekendu majowego. Bawcie się dobrze, gdziekolwiek będziecie - nawet, jeśli to nie jest najlepsza opcja, jaka mogła się Wam trafić, ważne, by się nią cieszyć - inaczej weekend zmarnowany, cieszmy się więc, z tego, co nam wyszło ;).

Nadmienię jeszcze, że jedna grupa znajomych z akademika poleciała w czwartek samolotem do Hiszpanii ;). Istniała druga grupa również zainteresowana Pirenejami, ale strasznie pokomplikowały im się plany :P - z 4 osób zrobiła się jedna, i ciekawa jestem, co z tego wszystkiego jej wyjdzie. W ogóle ludzie są niesamowici. Polecam do zobaczenia jeszcze raz, w ramach dziwności. I zachęcam do głosowania w ankiecie - tym razem jest przede wszystkim dla dziewczyn, ale myślę, że wyniki szczególnie powinny interesować chłopców ;). Dziewczyny - proszę spróbujcie dopasować sobie jakąś odpowiedź ;). Trzy ostatnie są dla chłopców ;).

A jeśli ktoś by się nudził przez weekend majowy, mam jeszcze jedną nietypową rzecz. Moja Szwesti pisze maturę w tym roku, w związku z tym musiałam poszukać mojej prezentacji z języka polskiego, na maturę ustną. Przeczytajcie sobie, temat 'Pokonali los, pokonani przez los. Scharakteryzuj sposoby kreowania takich postaci w utworach literackich różnych epok.'

Do zobaczenia po moim powrocie :), uśmiech ode mnie dla wszystkich!

wtorek, 24 kwietnia 2012

Konferencja i balet

Mówi się, że najtrudniejszą częścią jakiegoś działania jest wymyślenie planu. Co prawda, gdy już ten plan się stworzy, (choćby w zarysie), zawsze trafi się jakaś nieprzewidziana wcześniej trudność w jego wykonaniu. Albo nawet dość liczna grupa trudności, z którymi trzeba walczyć wszystkimi siłami, i ciała i woli. Niemniej jednak plan jest, i choć tutaj człowiek czuje się spokojny - wie, co robić, a że to czasem nie wyjdzie, to już zgoła inna sprawa (i zależna od wieeelu, wielu rzeczy).

Naszym (moim i Miry) planem na ostatni czas było 'Poznanie i Zafascynowanie Się Budownictwem!' Plan był niezbyt precyzyjny, jednak skłonił nas do ciekawej aktywności - zapisałyśmy się jako wolne słuchaczki II Studenckiej Konferencji Budowlanej EUROINŻYNIER, która została (już 2 raz :P!) zorganizowana przez nasze koło konstrukcji żelbetowych - Conkret. Była to pierwsza konferencja naukowa, wobec której przekroczyłyśmy etap 10-sekundowego oglądania plakatów, byłyśmy więc bardzo pozytywnie nastawione i głodne wiedzy na tematy ogólnobudowlane. Może nie powinnyśmy zaczynać dopiero na 4 roku studiów (przynajmniej ja), zwłaszcza, że ankieta pokazuje duże zainteresowanie wszystkim, co w przybliżeniu można nazwać konferencją naukową. Pomyślałam, że opowiem pokrótce, jak wszystko wyglądało u nas - dla 8 osób nihil novi, ale może uda mi się zachęcić 2 te dwie pozostałe ;).

Tak więc trwające 2 dni atrakcje rozpoczął przemówieniem nasz rektor, po nim rzekł słowo ktoś inny, aż w końcu głos zabrał pan S-ski - wykładowca z Politechniki Śląskiej, jednocześnie autor słynnych książek do żelbetu i gość honorowy. Mówił o (pisząc z pamięci) kruchych pęknięciach w betonie, który to był zazbrojony prawidłowo i wystarczająco, za to w sposób chyba nie najlepszy z możliwych - w związku z czym rozwalał się tam, gdzie nikt (czyli niedoświadczony projektant) się tego nie spodziewał. Nauczyłyśmy się, że zbrojenia trzeba dużo, naroża zbroi się 'na pentelkę', a ułożenie strzemion w słupie i podciągu zależy od relacji ich wymiarów (tzn. czy w stronę słupa, czy w stronę podciągu). Powyższe napisałam chyba przede wszystkim dla siebie, by w sytuacji 'jejku, kiedyś było, ale nie pamiętam dokładnie...' mieć gdzie sprawdzić :P.


Tak w ogóle konferencja (jak chyba każda) polegała na wygłaszaniu referatów przez studentów. Tych zgromadzono koło 24, dzieląc ich na 4 panele. Pojawiła się spora grupa z Warszawy, a także kilku przedstawicieli z Wrocławia i z Łodzi (nasi ulubieńcy - rzadko widzi się kogoś, kto rozumie stal :D). Zostałyśmy z Mirą na dwóch panelach, choć pewnie korzystniej byłoby posiedzieć do końca. Jeden z hmm, mniej typowych referatów dotyczył 'domów ze szkła' - nie w wydaniu Żeromskiego, ale zbudowanych z butelek (plastikowych lub szklanych). Był zdecydowanie najmniej naukowy i najbardziej śmieszny, zwłaszcza, że wygłoszony z powagą i bogaty w trafne spostrzeżenia 'zachęć rodzinę do wypełniania butelek piaskiem - szybciej się wybudujecie'.

Konferencja podobała nam się na tyle, że w luźnych planach uwzględniamy zapisanie się w przyszłym roku, w charakterze mówców. Może ktoś będzie chciał posłuchać o charakterystykach dynamicznych :P. Jeśli chodzi o wyniki ankiety - pozytywnie mnie zaskoczyły ;). Trochę szkoda, że niektórzy nie pałają chęcią słuchania 15-minutowych i dość ciekawych wykładów, ale z kolei wooow, 80% kiedykolwiek było na konferencji :D, i do tego nie raz ;). Ciekawi mnie, jakie jeszcze funkcje można pełnić podczas takich wydarzeń, przychodzi mi do głowy przede wszystkim roznoszenie ciasteczek :P.

Chciałam jeszcze napisać tutaj o jednym wyjściu - ale już w skrócie. Otóż kilkanaście dni temu okazało się, że jeden z kolegów dysponuje 3 dodatkowymi biletami do opery, które rozdysponował pomiędzy mnie, Sylwię i Agę. Pierwszy raz w życiu mieliśmy okazję pooglądać... balet ;). Byliśmy na spektaklu 'Rachmaninow. Szczedrin... (Tragedia Don José)' (interpunkcja zaczerpnięta ze strony opery). Pierwsza część była odrobinę nudna, za to druga zawierała już fabułę, i trochę bardziej urozmaiconą choreografię. Sukienki były bardzo ładne ;). Piszę o tym, jako o ciekawostce, bo balet należał do moich rzeczy 'do zobaczenia kiedyś w życiu' ;). Wydaje mi się, że jest całkiem sporo form sztuki, które bardziej mi się podobają, chyba powinnam kiedyś pójść i zobaczyć jeszcze jeden spektakl do porównania. I daję słowo, kobieta jest się w stanie zebrać do opery w 20 minut ;).

Przepraszam, jeśli komuś nie odpisuję tak szybko, jak powinnam. Zamiast 'organizacji budownictwa' bardziej przydałby mi się przedmiot 'organizacja czasu' :). Na pocieszenie piosenka, którą miałam pokazać już dawno (bo jeszcze we Francji), (nie dam głowy, czy rozsądne wykonanie, teraz już słuchać nie będę).

wtorek, 17 kwietnia 2012

Piąta bajka o Czerwonym Kapturku

(Będzie krótko, bo standardowa wtorkowa 7:30 z teorią plastyczności przeraża. Nie daj czego zasnę w ławce, a wtedy murowane koszmary w postaci tensorów, macierzy i iloczynów diadycznych. To są rzeczy ciężkie do wyobrażenia, więc nie dość, że będą straszne, to jeszcze bardzo się zmęczę usiłując im nadać jakąś formę i kolory :P.)

Czerwony kapturek szedł przez las zbierając rumianki i machając zawzięcie koszyczkiem. Naraz zobaczył dwa wysokie drzewa, oraz drabinę przy każdym z nich. Już samo to było dość nietypowe, jednak elastyczna lina łącząca oba drzewa na wysokości kilku metrów dopełniała efektu - ktoś przeniósł kawałek cyrku i na siłę wbił go w konwencję lasu. Dziewczyna przystanęła zaciekawiona, i zadarła główkę w górę. Nie zauważyła, gdy stanął obok niej Jeż i ją ją szturchać noskiem. Jego intencją było przekonanie Kapturka, by wszedł na drzewo i przeszedł po linie.

Dziewczyna niewiele myśląc podeszła do najbliższego drzewa. Podniosła nogę, wychodząc na stopień drabiny. Potem na kolejny. Potem na jeszcze jeden, aż na samą górę. Stanęła na gałęzi, i niepewnie postawiła stopę na linę, która zaraz się ugięła. Zamknęła oczy, by nie widzieć Jeża. Dopingował ją machając rytmicznie łapkami - aż do momentu, gdy Kapturek bezpiecznie dotarł do drugiego drzewa. Schodząc po drabinie, czuł wiosenny wiatr wydymający kapturek i chłodzący rozgrzane policzki.
-Co mi w ogóle przyszło do głowy, by przechodzić z jednego drzewa na drugie po linie, przecież tam było wysoko, mogłam w każdej chwili spaść, coś sobie zrobić. Żeby przynajmniej to miało jakiś cel... - to i inne rzeczy wyrzucał sobie Czerwony Kapturek, gdy już trochę ochłonął.


(A teraz o tym samym ;). Ciekawość ludzka nie zna granic - i czasem pcha do odkryć, do nowego. Także do głupich rzeczy. Czy głupota jest większą głupotą, jeśli zanim się ją zrobi, już się wie, że to głupota?)



Jeszcze jedno - mam bardzo ciekawy filmik, PROSZĘ, pooglądajcie. Trwa niecałe 8 minut, a jest 'inspirujący' ;). Jak tylko znajdę, zamieszczę drugi w podobnej tonacji. To też a propos ciekawości, innej ;). I, jak uda mi się ze wszystkim uporać, będzie post o konferencji żelbetowej i o balecie :P.

środa, 11 kwietnia 2012

Seks przedmałżeński part 2

Zaczęłam pisać posta w busie, wracając do Krakowa - zdarza mi się to bardzo rzadko (wyciąganie laptopa w dowolnym pojeździe, zwłaszcza przepełnionym ludźmi), jednak dzisiaj stwierdziłam, że bardzo mi to zaoszczędzi czas w akademiku, a i może dojdę do jakichś odkrywczych wniosków. Z pisania wyszło mi opowiadanie o tym, co widać za oknem (pan kierowca chciał bardzo uniknąć korków (albo może zbrzydła mu obwodnica tarnowska) i wymyślił trasę, jakiej chyba nikt prócz niego nie widział). Był też spory fragment o ciężkiej torbie (daję słowo, do samolotu by mi jej nie wzięli), i o busach, które potrafią zaskoczyć swoją wielkością. Dojechałam po lekko ponad 4 godzinach, czas w normie ;).

Tak czy inaczej, wstępu (2 strony worda; potem oczy mi się zaczęły zamykać, i nawet książka nic na to nie zdołała poradzić) nijak nie mogę dopasować do tematyki seksu przedmałżeńskiego. Może więc zgodnie z obietnicą napiszę, skąd mi się wzięło takie pytanie (pewnie dość nietypowe w skali moich ankiet). Otóż mam od niedawna kolegę - Grawcia, którego reszta akademika znała od października, a ja od momentu przyjazdu z Francji. Grawciu jest osobą bardzo bezpośrednią, o mocnych i szeroko głoszonych poglądach, poza tym szybko się przystosował do naszego towarzystwa, a i ja nie miałam problemu z jego polubieniem. Podczas jednej z marcowych imprez (urodzin Kózki, o ile dobrze pamiętam), Grawciu stwierdził, że mnie zna. Może nie jakoś szczególnie dobrze, ale chyba porównywalnie do reszty znajomych z akademika. Trzeba dodać, że wiele czasu nie miał, uwzględniając to, że byłam zaaferowana własną obroną, mieszkałam w akademiku od lutego i miałam w międzyczasie dwutygodniowe ferie zimowe :P (no i nie poświęcałam każdej wolnej chwili na zapoznawanie się z jego osobą). Jego podejście nie spodobało mi się szczególnie, więc wywołałam temat, w którym (byłam tego pewna) mamy odmienne zdania - seks przedmałżeński. W międzyczasie zarioło się wokół nas od innych osób, z których każda dostała pytanie 'co myślisz na temat seksu przedmałżeńskiego?'.






Wydaje mi się, że już podczas tej imprezy zdania były podzielone, a dużo osób wolało nie odpowiadać. Temat jest chyba dość aktualny - mamy te 20parę lat (przynajmniej większość), ślub pewnie wzięli nieliczni, za to gro osób ma chłopaka/dziewczynę. Jeśli się kogoś kocha, jeśli się planuje z tym kimś przyszłość, jeśli się komuś ufa, czy zmienia coś poczekanie do momentu ślubowania przed Bogiem? Można na to patrzeć z wielu stron, jest bardzo dużo argumentów i za i przeciw. Nie wiem, czy hamuje nas sam Bóg, same powody religijne, kulturowe, czy jest w nas jakaś obawa przed oddaniem siebie, zawierzeniem jakiejś innej osobie, która będzie nas mogła zranić, wykorzystać. To przecież bardzo ważna chwila w życiu dorosłego człowieka, i powinna być we właściwym miejscu, czasie i towarzystwie :). (Cały czas piszę do osób 20kilku letnich, które pewnie jakichś szalonych doświadczeń w tej kwestii nie mają, i żyją w trochę dziwnym świecie ;) ). Seks to także coś łączącego ludzi, niekoniecznie 'narzędzie' do robienia dzieci, a już na pewno nie 'dowód miłości' (hej, czy ktokolwiek się spotkał z takim traktowaniem seksu? Ja chyba tylko w przestrogach dorosłych i w serialach babci), niekoniecznie niszczące i spłycające ich dotychczasowe więzi.


Co zatem wyszło w ankiecie? Połowa zdecydowanych na tak, połowa na nie, plus dużo niewiedzących :P. Spodziewałam się takiego podziału (równego); cieszy mnie jedna osoba, która wybrała złożoną odpowiedź. Prócz tego, to już druga ankieta pokazująca, że nie czytają mnie religijni fanatycy (nie pamiętam tej pierwszej, może potem znajdę). Mnie jednak bardziej zainteresowała odpowiedź 'nie wiem, to jednak sprawa bardzo indywidualna'. Wybrało ją 50% głosujących, często zmieniając swoje wcześniejsze zdanie. Tak właściwie nie wiem, co ona dokładnie oznacza czy to nie jest czasem taki bezpieczny i jednocześnie złoty melanż 'nie jestem ani na tak, ani na nie, nie wiem'. To 'indywidualna sprawa', czyli z Gerwazym nie, a z Anatolem już tak?, teraz nie, ale po 30stce tak?, albo po 3 latach znajomości nie, a po 3,5 tak? Czy może dochodzi zdanie tej drugiej osoby, jej nastawienie, argumenty? Sama nie wiem, chyba zbyt wszystko upraszczam. Wydaje mi się, że sprawy które dotyczą przede wszystkim nas, w których jest wybór tak/nie, w których nie musimy się decydować w przeciągu 15 minut - że to trochę łatwiejsze niż zwykłe, złożone decyzje.

Naturalnym :P następstwem ankiety o seksie jest ankieta, która pojawi się za chwil kilka - serdecznie zapraszam (wraz z pomysłodawczyniami ;) ) do głosowania ;). Jeśli nie znasz do końca wszystkich słów w niej występujących - jesteś jak najbardziej normalną osobą, mnie podczas tworzenia wspierała wygodna maszynka o nazwie google. I na zakończenie, pionta zaproponowana przez Kasię (lub Katarinę, jak pewnie woli ;) ):

'Zasłyszane na naukach przed małżeńskich, rozmowa narzeczeństwa z księdzem. Kobieta skończyła omawiać sprawy 'naturalnej antykoncepcji' - badania swego śluzu 2 razy dziennie (aktualnie zalecana przez Kościół metoda). Następnie ksiądz zabiera się za podsumowanie:
-Wiecie, zawsze możecie dać dzieciom na imię Dona, Mietek czy Wincenty - Dona z pękniętego kondoma, Mietek z przeterminowanych tabletek czy Wincenty za późno wyjęty. Ale pamiętajcie że na to Kościół się nie zgadza."

czwartek, 5 kwietnia 2012

rrrrrrr

Jak do cholery odróżnić, 1.czy się wymaga od ludzi (tyle, ile się powinno), 2.czy się jest dla nich ostrym, przykrym, czy się ma nieuzasadnione pretensje, czy się ich nie poucza, nie wchodzi na ich kawałek wolności? Czy w ogóle mam prawo cokolwiek od kogokolwiek wymagać? Ja nawet nie wiem, czy oprócz mamy ktoś coś chce ode mnie, jakichś zachowań, wsparcia, odpowiedzialności? Miło by było, gdyby ktoś miał poradnik w pdf-ie.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Serce to kawał flaka

Przyszło mi do głowy, żeby napisać coś głupiego :P (albo w ogóle żeby coś napisać. Jak nie ma normalnych tematów, to 'głupie' często chwyta ;) ). Dzisiaj, gdy pomyślałam o 'czymś głupim', ni z juszki, ni z pietruszki przypomniał mi się mój ogród. ('Ogród' to zasadniczo trawka z drzewkami i nikomu niepotrzebnymi krzakami porzeczki, koło domu, ogrodzona prowizoryczną siatką, przez którą każdy ważący ponad 30 kg bałby się przejść). Mamy na nim chybotliwy trzepak, na którym czasem trzepie się dywan (jeśli ktoś ma za dużo energii, ale niezbyt często), lub układa pościel do wywietrzenia. W dzieciństwie służył mi i Szwesti do różnych aktywności popularnych na blokowiskach, typu zwisanie głową w dół i robienie pokazów akrobatycznych. Trawa na dole działała uspokajająco na mamę.

Zaraz obok trzepaka jest stary wychodek - jak przystało na porządny dom, znajdował się na polu i chyba nie przewidywał żadnej kanalizacji. Drewnianą konstrukcję mój dziadek wzmocnił budując obok betonową drewutnię (zwaną częściej 'komórką'). W całej historii ważne są jednak drzwi do owego wychodka - wykonane z ciemnego drewna (byle jakie deski, zbite razem), nie zamykające się dobrze. Otóż wykonano na nich napis, który głosił:

SERCE TO KAWAŁ FLAKA

To zdanie, choć niewątpliwie zbliżone do prawdy, budziło jakiś dziwny sprzeciw wśród dwóch dziewczynek, dla których to serce powinno być ładne, różowe i sercowe, a już z flakami nie mieć na pewno nic wspólnego. Mama, by zatrzeć negatywne wrażenie, nauczyła nas innego wierszyka:

Serce to kawał mięsa bez kości, zdolny do miłości.

I takie to rzeczy chadzają mi po głowie zamiast struktur koksu :P. Muszę jeszcze dodać, że nadal nie wiemy, który członek rodziny zostawił dla przyszłych pokoleń wiadomość o flakowatości serca w tak strategicznym miejscu. Dobranoc wszystkim (którzy to jeszcze dzisiaj przeczytają) :).

PS Nie przewiduję ankiety 'co to jest serce?', chyba, że ktoś dostarczy mi więcej wariantów odpowiedzi ;).