miałam dziś dziwny humor - post też inny niż zwykle. myślę, że za miesiąc sama nie będę w stanie powiedzieć, o co mi w nim chodziło. i dobrze. daję sobie ostatni dzień, jutro kraków - czas ukrócić samowolkę wyobraźni.
ruch kilku twoich mięśni to jeden dzień życia dla kogoś, o kim nie masz pojęcia. U.śmiechaj się częściej. (10 minut pisania na klawiaturze dodatkowo spala 19 kalorii).
w nauce, każde nowe zjawisko powinno zostać wyjaśnione możliwie najprostszy i najbardziej intuicyjny sposób. tylko człowiek chcąc dać jednego rumianka da cały bukiet wszystkiego, co znajdzie na łące, by jeden rumianek nie powiedział stu słów za dużo. nie zrobi nic, czego nie dałby rady wyjaśnić, a granica prawdopodobności jest świetnie widoczna. bo część homo jest aż za bardzo sapiens.
U.rzekłeś. i w U widać równowagę stabilną (drugie pochodne energii potencjalnej większe od zera), podkowę na szczęście, pojemnik na odczucia, U.czucia. i widać też granice nie.U.ważnego, może świata, gdzie wrony zawracają po okręgu, otwartego tylko na niebo. U.dałoby się.
Ul i ubikacja. Ludzie są zdrowi. :P
niedziela, 26 lutego 2012
sobota, 25 lutego 2012
Czwarta bajka o Czerwonym Kapturku
Parafraza. Ale nie mogłam sobie odmówić nawiasów ;).
Czerwony Kapturek wspiął się na wysoką górę. Jedynymi górami, które dotychczas znał, były sięgające mu kolan kretowiska. Jedno stare służyło mu jako taboret.
"Z tak wysokiej góry jak ta - powiedział sobie - zobaczę od razu całą okolicę i wszystkich ludzi..."
Lecz nie dostrzegł nic poza ostrymi skałami. (trochę się pewnie zdziwił).
- Dzień dobry - powiedział na wszelki wypadek.
- Dzień dobry... Dzień dobry... Dzień dobry - odpowiedziało echo.
- Kim jesteście? - spytał Czerwony Kapturek.
- Kim jesteście... Kim jesteście... Kim jesteście... - powtórzyło echo.
(Tu nastąpiła krótka wymiana zdań, na podobnej zasadzie).
"Jakaż to zabawna okolica - pomyślał Czerwony Kapturek. - zupełnie smutna, spiczasta i słona, a ludziom brak fantazji (już lepiej było ze Śnieżką). Powtarzają to, co im się mówi... W moim lesie miałam zwierzęta: z nimi przynajmniej można było się bawić..."
Czerwony Kapturek wspiął się na wysoką górę. Jedynymi górami, które dotychczas znał, były sięgające mu kolan kretowiska. Jedno stare służyło mu jako taboret.
"Z tak wysokiej góry jak ta - powiedział sobie - zobaczę od razu całą okolicę i wszystkich ludzi..."
Lecz nie dostrzegł nic poza ostrymi skałami. (trochę się pewnie zdziwił).
- Dzień dobry - powiedział na wszelki wypadek.
- Dzień dobry... Dzień dobry... Dzień dobry - odpowiedziało echo.
- Kim jesteście? - spytał Czerwony Kapturek.
- Kim jesteście... Kim jesteście... Kim jesteście... - powtórzyło echo.
(Tu nastąpiła krótka wymiana zdań, na podobnej zasadzie).
"Jakaż to zabawna okolica - pomyślał Czerwony Kapturek. - zupełnie smutna, spiczasta i słona, a ludziom brak fantazji (już lepiej było ze Śnieżką). Powtarzają to, co im się mówi... W moim lesie miałam zwierzęta: z nimi przynajmniej można było się bawić..."
czwartek, 23 lutego 2012
Ferie
Wolny czas wolnym czasem, ale nowy post należy się jak...
(wymyśliłam powyższy początek, ale zanim otworzyłam okienka i wystukałam literki, zdążyłam owo zdanie w głowie skończyć na kilka sposobów. Chciałam najpierw napisać 'jak chłopu rola' - coby było bardziej swojsko i zrozumiale. Pomyślałam jednak, że bardziej 'na czasie' jest 'jak studentowi ferie', co przerodziło się mimochodem w 'jak studentowi wódka', którą zamieniłam zaraz na 'jak studentowi kiwówka' (odpowiednik cytrynówki, z wykorzystaniem innych, łatwych do odgadnięcia owoców (lub najtańszego soku z tychże), przyp. ucieszona autorka). Ten łańcuszek wydał mi się jednak nieco dziwny, poza tym zaraz zaczaiło się na mnie 'jak kania dżdżu' (w formie jak dżdż kani). To było ciekawe, bo przywoływało słowo, które naturalnie w mianowniku powinno mieć formę (albo lepiej, brzmieć :]) 'dżdż'. Na moje wątpliwości odpowiedziała nonsensopedia, i dopiero te poszukiwania skłoniły mnie do zostawienia wspaniałego tematu co się komu należy (albo w ogóle, czy komukolwiek, cokolwiek się należy :P)).
Post miał być o wydarzeniach bieżących, które jednak nie są prawie wcale ciekawe, niezależnie od sposobu opisania (wyjaśnia to po trochę obszerność wstępu). Zaczynając od tego najmniej codziennego - u mojej babci paliła się... pralka :P. Szczęściem byłyśmy wtedy z mamą u niej, co oszczędziło wszystkim nerwów. Paląca się część (przypominająca zwojnicę) została przeze mnie fachowo polana wodą z konewki (po odłączeniu urządzenia od prądu i włączeniu korków), po czym dla pewności (ciągle tkwiąc w pralce) umieszczona w rondelku z zimną wodą. Myślę, że jakiś Pan Naprawiający mocno się zdziwi :P.
Prócz tego okazało się dzisiaj, że zmieniono dokumenty, które trzeba zanieść do dziekanatu, by otrzymać stypendium socjalne. W związku z tym czeka mnie jutro kolejna wycieczka do pań z urzędu skarbowego (już mnie tam kojarzą), jednak największą nowością są... zaświadczenia z ZUS-u ;) (co ma swoje dobre strony, dowiedziałam się, gdzie sanocki ZUS ma siedzibę). Poza tym wspominałam już kiedyś o głupiej, ale chyba czasem uzasadnionej potrzebie przynoszenia zaświadczeń potwierdzających, że się czegoś nie ma, lub nie zrobiło (żadne tam domniemanie niewinności :P).
Próbowałam także w miarę możliwości stworzyć swój plan lekcji, jednak to nie takie łatwe. Politechnika każe mi w tym semestrze chodzić na... 12 przedmiotów (we Francji, na UTC, standardem było 6), które przynajmniej często są co dwa tygodnie. Godzinowo nie jest źle, co nie zmienia faktu, że kiedyśtam przyjdzie nam pisać 12 zaliczeń z dziedzin nie związanych ze sobą jakoś szalenie. W każdym razie - dwutygodniowość nijak nie łączy się z regularnością AGHową, która prędzej skończy przedmiot w połowie semestru niż zrobi go w większym wymiarze w tygodnie parzyste/nieparzyste. Jakoś się poskładam, 15 punktów już mam, co więcej - się zobaczy. Wieczory w większości lepsze niż rok temu ;).
(wymyśliłam powyższy początek, ale zanim otworzyłam okienka i wystukałam literki, zdążyłam owo zdanie w głowie skończyć na kilka sposobów. Chciałam najpierw napisać 'jak chłopu rola' - coby było bardziej swojsko i zrozumiale. Pomyślałam jednak, że bardziej 'na czasie' jest 'jak studentowi ferie', co przerodziło się mimochodem w 'jak studentowi wódka', którą zamieniłam zaraz na 'jak studentowi kiwówka' (odpowiednik cytrynówki, z wykorzystaniem innych, łatwych do odgadnięcia owoców (lub najtańszego soku z tychże), przyp. ucieszona autorka). Ten łańcuszek wydał mi się jednak nieco dziwny, poza tym zaraz zaczaiło się na mnie 'jak kania dżdżu' (w formie jak dżdż kani). To było ciekawe, bo przywoływało słowo, które naturalnie w mianowniku powinno mieć formę (albo lepiej, brzmieć :]) 'dżdż'. Na moje wątpliwości odpowiedziała nonsensopedia, i dopiero te poszukiwania skłoniły mnie do zostawienia wspaniałego tematu co się komu należy (albo w ogóle, czy komukolwiek, cokolwiek się należy :P)).
Post miał być o wydarzeniach bieżących, które jednak nie są prawie wcale ciekawe, niezależnie od sposobu opisania (wyjaśnia to po trochę obszerność wstępu). Zaczynając od tego najmniej codziennego - u mojej babci paliła się... pralka :P. Szczęściem byłyśmy wtedy z mamą u niej, co oszczędziło wszystkim nerwów. Paląca się część (przypominająca zwojnicę) została przeze mnie fachowo polana wodą z konewki (po odłączeniu urządzenia od prądu i włączeniu korków), po czym dla pewności (ciągle tkwiąc w pralce) umieszczona w rondelku z zimną wodą. Myślę, że jakiś Pan Naprawiający mocno się zdziwi :P.
Prócz tego okazało się dzisiaj, że zmieniono dokumenty, które trzeba zanieść do dziekanatu, by otrzymać stypendium socjalne. W związku z tym czeka mnie jutro kolejna wycieczka do pań z urzędu skarbowego (już mnie tam kojarzą), jednak największą nowością są... zaświadczenia z ZUS-u ;) (co ma swoje dobre strony, dowiedziałam się, gdzie sanocki ZUS ma siedzibę). Poza tym wspominałam już kiedyś o głupiej, ale chyba czasem uzasadnionej potrzebie przynoszenia zaświadczeń potwierdzających, że się czegoś nie ma, lub nie zrobiło (żadne tam domniemanie niewinności :P).
Próbowałam także w miarę możliwości stworzyć swój plan lekcji, jednak to nie takie łatwe. Politechnika każe mi w tym semestrze chodzić na... 12 przedmiotów (we Francji, na UTC, standardem było 6), które przynajmniej często są co dwa tygodnie. Godzinowo nie jest źle, co nie zmienia faktu, że kiedyśtam przyjdzie nam pisać 12 zaliczeń z dziedzin nie związanych ze sobą jakoś szalenie. W każdym razie - dwutygodniowość nijak nie łączy się z regularnością AGHową, która prędzej skończy przedmiot w połowie semestru niż zrobi go w większym wymiarze w tygodnie parzyste/nieparzyste. Jakoś się poskładam, 15 punktów już mam, co więcej - się zobaczy. Wieczory w większości lepsze niż rok temu ;).
czwartek, 16 lutego 2012
Ankiety
Na feriach w domu zdecydowanie zmienia się tryb pracy genialnego urządzenia o nazwie Człowiek. Życie zwalnia i toczy się zupełnie w innych godzinach (co boli wieczorem, ale jednak o wiele bardziej rano). Zawartość głowy (która już doszła do siebie po ostatnich 'przejawach radości') zajmuje się problemami śliskich chodników w kontekście babci spragnionej super expresu i wyższością suchego drewna bukowego nad mokrym jaworowym, wyrzucając w niebyt przekroje podwójnie zbrojone i metodę sił. W tym wszystkim, postanowiłam podsumować w końcu zaległe ankiety ;).
Zacznę od najdawniejszej - 'Co najbardziej poprawia humor?'. Mam wrażenie, że to już któraś kolejna ankieta z tej serii, co tylko dowodzi tego, że poprawianie humoru jest nieustannie potrzebne (i chyba nie tylko mi ;) ). Przewagę w działaniu dobroczynnym zyskują wszelkie aktywności fizyczne, a także zajęcie się czymś innym (poprzez rozmowę, siedzenie na internecie, oglądanie filmu (ale niekoniecznie 'Pingwinów z Madagaskaru' :P), lub coś niesprecyzowanego). Duży uśmiech w stronę Kasi (a także w stronę jednej osoby, która jest zawsze w dobrym humorze ;) ), która każe mi 'nie myśleć tyle'. Większa część ludzkości popiera ten plan (który nie jest przecież łatwy), chociaż niektórzy polecają też rozmowę o problemach lub dość depresjogenny samotny spacer (pewnie dużo zależy od rodzaju problemu). Tak czy inaczej, w skrajnych sytuacjach najlepiej pójść spać (oczywiście w ramach możliwości, to jest gdy się nie można wyrobić z projektem, może jednak nutella?). I tak zupełnie btw nie lubię Johnego Bravo :P.
Kolejna ankieta, została zrobiona po przyjeździe do Francji po świętach, i miała być podsumowana w pierwszych dwóch tygodniach stycznia. Trochę jak widać się nie udało, ale jeśli ktoś miał powziąć jakieś postanowienie noworoczne - zrobił to dawno, a jeśli ktoś chciałby to zrobić teraz (i to w dodatku sugerując się moją ankietą :P), nie ma przecież żadnych przeciwwskazań - robimy to dla siebie. Najpopularniejsze są postanowienia dotyczące wyjazdu za granicę i nauki języka obcego - chyba się im nie dziwię, sama głosowałam na jedno z nich ;). Chciałabym, żeby te udało się zrealizować ;). Mam nadzieję, że osoba która była dawcą pomysłu, postanowiła coś i twardo trwa w swym postanowieniu ;).
Ostatnie moje dzieło, dość aktualne, dotyczyło wyboru specjalizacji na studiach II stopnia. O dziwo ;), nie miałam z tym większych problemów - rozważałam tylko dwie gałęzie budownictwa, mechanikę i KBI. Poświęciwszy lutowe noce na o wiele przyjemniejsze rzeczy niż dylematy z cyklu 'która literka ładniejsza, S czy Z?', wybrałam moją mechanikę (chyba przyczyniły się do tego pozytywne wrażenia z obrony pracy inż. ;) ). Tak czy inaczej, dzięki za głosy (jeśli nagle wszyscy by byli za KBI, byłoby to mało pokrzepiające).
Mam jeszcze dwie sprawy do poruszenia. Po pierwsze (i tu tradycyjny, 'długi' wstęp), istnieją wydarzenia, które nie są bezpośrednio związane z niczym ważnym w naszym życiu, występują jako 'bonusy', urozmaicenia. Problem w tym, że się o nich bardzo szybko zapomina, a chyba tak nie do końca by się chciało. Jeśli ktoś nie wie, o co mi chodzi, niech sobie otworzy folder ze zdjęciami na swoim komputerze i z ręką na sercu powie, że pamiętał o wszystkich sytuacjach, w których te zdjęcia były robione. Albo niech sobie spróbuje przypomnieć jakąś śmieszną sytuację z ostatniego miesiąca - wcale nie jest łatwo, choć życie (miejmy nadzieję :P) bardziej przypomina komedię romantyczną niż dramat obyczajowy :P. W każdym razie - cały ten akapit piszę po to, by nie zapomnieć o wizycie Meksykanów w Krakowie - o czymś, co było dla mnie poerasmusowym, wspaniałym prezentem, i pozwoliło mi na powrót być wesołą Żoaną ;). Jutro Karina, Maritza, David, Rodrigo, Cesar i Jaime wracają do Compiegne (z Bratysławy), i nadal twierdzą, że Polska jest najlepszym i najbardziej podobnym do Meksyku krajem ;).
Poza tym chciałam zapowiedzieć kolejną ankietę. Odpowiedzi specjalnie pomieszałam (w 'wersji roboczej' były poukładane w, hmm, rosnącej kolejności), bo dzięki temu żadna z nich nie wydaje się lepsza od innej (albo wydaje się w stopniu znacznie mniejszym niż wcześniej). Można wybrać jedną odpowiedź (po dłuuugim zastanowieniu, moim zdaniem 95% głosujących wystarczy ta jedna, chociaż ja sama nie wiem, którą ostatecznie wybrać ;) ). I prośba - nie traktujcie jej jako pytania o ulubiony kolor :).
Zacznę od najdawniejszej - 'Co najbardziej poprawia humor?'. Mam wrażenie, że to już któraś kolejna ankieta z tej serii, co tylko dowodzi tego, że poprawianie humoru jest nieustannie potrzebne (i chyba nie tylko mi ;) ). Przewagę w działaniu dobroczynnym zyskują wszelkie aktywności fizyczne, a także zajęcie się czymś innym (poprzez rozmowę, siedzenie na internecie, oglądanie filmu (ale niekoniecznie 'Pingwinów z Madagaskaru' :P), lub coś niesprecyzowanego). Duży uśmiech w stronę Kasi (a także w stronę jednej osoby, która jest zawsze w dobrym humorze ;) ), która każe mi 'nie myśleć tyle'. Większa część ludzkości popiera ten plan (który nie jest przecież łatwy), chociaż niektórzy polecają też rozmowę o problemach lub dość depresjogenny samotny spacer (pewnie dużo zależy od rodzaju problemu). Tak czy inaczej, w skrajnych sytuacjach najlepiej pójść spać (oczywiście w ramach możliwości, to jest gdy się nie można wyrobić z projektem, może jednak nutella?). I tak zupełnie btw nie lubię Johnego Bravo :P.
Kolejna ankieta, została zrobiona po przyjeździe do Francji po świętach, i miała być podsumowana w pierwszych dwóch tygodniach stycznia. Trochę jak widać się nie udało, ale jeśli ktoś miał powziąć jakieś postanowienie noworoczne - zrobił to dawno, a jeśli ktoś chciałby to zrobić teraz (i to w dodatku sugerując się moją ankietą :P), nie ma przecież żadnych przeciwwskazań - robimy to dla siebie. Najpopularniejsze są postanowienia dotyczące wyjazdu za granicę i nauki języka obcego - chyba się im nie dziwię, sama głosowałam na jedno z nich ;). Chciałabym, żeby te udało się zrealizować ;). Mam nadzieję, że osoba która była dawcą pomysłu, postanowiła coś i twardo trwa w swym postanowieniu ;).
Ostatnie moje dzieło, dość aktualne, dotyczyło wyboru specjalizacji na studiach II stopnia. O dziwo ;), nie miałam z tym większych problemów - rozważałam tylko dwie gałęzie budownictwa, mechanikę i KBI. Poświęciwszy lutowe noce na o wiele przyjemniejsze rzeczy niż dylematy z cyklu 'która literka ładniejsza, S czy Z?', wybrałam moją mechanikę (chyba przyczyniły się do tego pozytywne wrażenia z obrony pracy inż. ;) ). Tak czy inaczej, dzięki za głosy (jeśli nagle wszyscy by byli za KBI, byłoby to mało pokrzepiające).
Mam jeszcze dwie sprawy do poruszenia. Po pierwsze (i tu tradycyjny, 'długi' wstęp), istnieją wydarzenia, które nie są bezpośrednio związane z niczym ważnym w naszym życiu, występują jako 'bonusy', urozmaicenia. Problem w tym, że się o nich bardzo szybko zapomina, a chyba tak nie do końca by się chciało. Jeśli ktoś nie wie, o co mi chodzi, niech sobie otworzy folder ze zdjęciami na swoim komputerze i z ręką na sercu powie, że pamiętał o wszystkich sytuacjach, w których te zdjęcia były robione. Albo niech sobie spróbuje przypomnieć jakąś śmieszną sytuację z ostatniego miesiąca - wcale nie jest łatwo, choć życie (miejmy nadzieję :P) bardziej przypomina komedię romantyczną niż dramat obyczajowy :P. W każdym razie - cały ten akapit piszę po to, by nie zapomnieć o wizycie Meksykanów w Krakowie - o czymś, co było dla mnie poerasmusowym, wspaniałym prezentem, i pozwoliło mi na powrót być wesołą Żoaną ;). Jutro Karina, Maritza, David, Rodrigo, Cesar i Jaime wracają do Compiegne (z Bratysławy), i nadal twierdzą, że Polska jest najlepszym i najbardziej podobnym do Meksyku krajem ;).
Poza tym chciałam zapowiedzieć kolejną ankietę. Odpowiedzi specjalnie pomieszałam (w 'wersji roboczej' były poukładane w, hmm, rosnącej kolejności), bo dzięki temu żadna z nich nie wydaje się lepsza od innej (albo wydaje się w stopniu znacznie mniejszym niż wcześniej). Można wybrać jedną odpowiedź (po dłuuugim zastanowieniu, moim zdaniem 95% głosujących wystarczy ta jedna, chociaż ja sama nie wiem, którą ostatecznie wybrać ;) ). I prośba - nie traktujcie jej jako pytania o ulubiony kolor :).
piątek, 10 lutego 2012
Wykształcenie wyższe
Dzisiaj światu przybyła nowa Pani Inżynier Budownictwa :), na 4,5 :D.
OFICJALNIE PISZĘ, ŻE UDAŁO MI SIĘ POJECHAĆ NA ERASMUSA, PRZEŻYĆ WSPANIAŁE CHWILE, ZALICZYĆ WSZYSTKO WE FRANCJI, ZAŁATWIĆ FORMALNOŚCI W OBU KRAJACH W TERMINACH, NAPISAĆ PRACĘ INŻYNIERSKĄ I JĄ OBRONIĆ ;) (pani promotor, recenzent i cała komisja byli raczej zadowoleni :) ). Wystarczyło chcieć (także trochę się przyłożyć i mieć wspierające otocznie ;)) :) ).
'Dis tes rêves aux autres, et ils feront tout pour t'aider les réaliser. ;)'
(to chyba mój najkrótszy post w życiu :) - Ale się cieszę :)!)
to be continued... :P
OFICJALNIE PISZĘ, ŻE UDAŁO MI SIĘ POJECHAĆ NA ERASMUSA, PRZEŻYĆ WSPANIAŁE CHWILE, ZALICZYĆ WSZYSTKO WE FRANCJI, ZAŁATWIĆ FORMALNOŚCI W OBU KRAJACH W TERMINACH, NAPISAĆ PRACĘ INŻYNIERSKĄ I JĄ OBRONIĆ ;) (pani promotor, recenzent i cała komisja byli raczej zadowoleni :) ). Wystarczyło chcieć (także trochę się przyłożyć i mieć wspierające otocznie ;)) :) ).
'Dis tes rêves aux autres, et ils feront tout pour t'aider les réaliser. ;)'
(to chyba mój najkrótszy post w życiu :) - Ale się cieszę :)!)
to be continued... :P
środa, 8 lutego 2012
Bez początku
(Miało być już dawno - bo ładne ;). Zamieszczam to chyba tylko po to, żeby się nie denerwować przez chwilkę. Uwertura z musicalu 'Roméo et Juliette', ładnie się czyta po francusku. I link do innej piosenki (bo 'Les rois du monde' już każdy zna :P) ).
'Toutes les histoires, commencent pareil
Rien de nouveau sous la lune
Pour qu’une étoile s’éteigne
Il faut qu’une autre s’allume
Bien sûr la pluie, et le hasard
La nuit et les guitares
On peut y croire
Chacun ses mots, et ses regards
Toutes les histoires ont leur histoire
N’écoutez pas ce qu’on vous raconte
L’amour, y a que ça qui compte
On s’aimera toujours
On s’aimera si fort
Et puis, doucement, sans le vouloir
On passe du coeur, à la mémoire.
Toutes les histoires, commencent pareil
Rien de nouveau sous la lune
Voici celle, de Roméo et Juliette.'
'Toutes les histoires, commencent pareil
Rien de nouveau sous la lune
Pour qu’une étoile s’éteigne
Il faut qu’une autre s’allume
Bien sûr la pluie, et le hasard
La nuit et les guitares
On peut y croire
Chacun ses mots, et ses regards
Toutes les histoires ont leur histoire
N’écoutez pas ce qu’on vous raconte
L’amour, y a que ça qui compte
On s’aimera toujours
On s’aimera si fort
Et puis, doucement, sans le vouloir
On passe du coeur, à la mémoire.
Toutes les histoires, commencent pareil
Rien de nouveau sous la lune
Voici celle, de Roméo et Juliette.'
piątek, 3 lutego 2012
Trzecia bajka o Czerwonym Kapturku
(Bajkę napisałam w całości we Francji - bodajże w najgorszym dla mnie okresie. Wtedy jednak nie był dobry czas na historyjkę. Dzisiaj zamieszczam prawie nie zmienioną wersję z tego nieszczęsnego 18 stycznia. Enjoy, albo raczej profitez! ;)
Dobrze znowu być w akademiku. :). Niezależnie od pokoju, w którym mieszkam.
Dziś urodziny Żaby i Natalii w imprezowni ;). )
(Na szeroko pojętą przyszłość)
-Dobrze… Więc twierdzisz, że jesteś Wnuczkiem Leśniczego?
-Eee, no tak, mówię Ci od początku. – odparł Wnuczek Leśniczego, nieco zbity z tropu. Czerwony Kapturek przyglądał mu się nieufnie, jednocześnie bawiąc się podarowanym przez przybysza lizakiem.
-W sumie to całkiem możliwe, większość leśniczych ma żony i rodziny. Ale równie dobrze możesz być Wilkiem, który chce mnie oszukać!
-Co? Wilki się przecież przebierają za babcie, które są tak opatulone kołdrami, że nawet słoń by mógł jedną udawać. Z resztą, zdarzyło ci się kiedyś dać się nabrać Wilkowi?
Czerwony Kapturek pomyślał przez chwilę. Wnuczek Leśniczego rzucał w międzyczasie piłką o najbliższe drzewo, starając się ją złapać po odbiciu.
-Właściwie to nie, aż dziwne… Ale tym bardziej się przez to boję. Słyszałeś na pewno, co dzieje się z innymi Czerwonymi Kapturkami, zwłaszcza, jeśli naprawdę jesteś Wnuczkiem Leśniczego.
-I co, już zawsze będziesz się bała, że ktoś cię pożre, gdy tylko na chwilę wychylisz nosek spoza swojego kapturka? Przecież to bez sensu, poza tym dziadek by cię uratował. Poczułby się potrzebny, a to dobre na starość.
Dziewczynka pomacała ręką koszyczek, w którym pod serwetką leżał gotowy do użycia gaz pieprzowy. O nie, pożreć się ona nie da. Przypomniała też sobie, jak tydzień temu przyjechała na weekend Królewna Śnieżka, i razem wcinały jabłka z sadu. Śnieżka zupełnie nie przejmowała się jabłkami, nawet twierdziła, że są lepsze od gruszek, bo nie rozwalają się w kieszonce. Może zupełnie niepotrzebnie boi się Wilka? Odwinęła w końcu papierek z lizaka.
-Nie o to chodzi, przecież wiem, że wszystko będzie na końcu dobrze. Po prostu jestem ostrożna…
-Też mi ostrożność… Równie dobrze ja mógłbym się bać ciebie, bo też możesz być Wilkiem.
-Jesteś chłopcem (no, albo Wilkiem), chłopcy się boją inaczej niż dziewczyny. Albo w ogóle się nie boją, tylko od razu chcą zabijać wszystko, co się rusza.
-Każdy chłopak się boi trochę. Ale wiadomo – trzeba zabić jakiegoś smoka, Wilka, czy co tam się trafi, wyjścia nie ma. – powiedział Wnuczek Leśniczego i odbił z uśmiechem piłkę. Była niebieska, gumowa, nie za lekka i nie za ciężka. Idealna.
-Czyli teraz też się boisz, że mogę być Wilkiem i ci zrobić krzywdę?
-Oh, daj już spokój, chodź się rzucać balonem!
Taak, to świetna zabawa! Czerwony Kapturek nie pamiętał nawet, kiedy ostatnio bawił się piłką (Śnieżka wolała wyszywanie, poza tym chodziła w długich sukniach, które nie nadawały się do żadnej gry poza scrabblami).
-Poczekaj, teraz mam lizaka. Poza tym ciągle nie wiem, czy nie jesteś tym Wilkiem. – przez głowę przebiegła jej myśl, by porwać przelatującą piłkę i zacząć grę w skutego. Chłopiec popatrzył na nią z politowaniem. – Eee, i mogę sobie kolana poobijać?
-Kapturek, cały czas robisz problemy. Zaraz się zrobi ciemno i będziemy musieli oboje wracać do siebie. – Wnuczek Leśniczego przybrał ton nauczycielski – Jak tak dalej będziesz robić, nikt nie będzie chciał się z tobą bawić.
Skrzywiła się na myśl, że jej jedyną rozrywką poza zanoszeniem koszyczków będzie wyszywanie ze Śnieżką.
-Powinieneś mnie zrozumieć. Normalnie nie mam się z kim bawić tutaj, same wiewiórki i inne zwierzęta, ciężko je nawet wytresować. Z resztą nie umiem się bawić balonem.
Chłopiec otworzył usta, lecz nie zdążył odpowiedzieć, gdyż w tym momencie piłka nieoczekiwanie odbiła się w stronę Kapturka, wytrącając jej z ręki jedyny sensowny (i przy okazji słodki) argument.
-No i co teraz?
Dobrze znowu być w akademiku. :). Niezależnie od pokoju, w którym mieszkam.
Dziś urodziny Żaby i Natalii w imprezowni ;). )
(Na szeroko pojętą przyszłość)
-Dobrze… Więc twierdzisz, że jesteś Wnuczkiem Leśniczego?
-Eee, no tak, mówię Ci od początku. – odparł Wnuczek Leśniczego, nieco zbity z tropu. Czerwony Kapturek przyglądał mu się nieufnie, jednocześnie bawiąc się podarowanym przez przybysza lizakiem.
-W sumie to całkiem możliwe, większość leśniczych ma żony i rodziny. Ale równie dobrze możesz być Wilkiem, który chce mnie oszukać!
-Co? Wilki się przecież przebierają za babcie, które są tak opatulone kołdrami, że nawet słoń by mógł jedną udawać. Z resztą, zdarzyło ci się kiedyś dać się nabrać Wilkowi?
Czerwony Kapturek pomyślał przez chwilę. Wnuczek Leśniczego rzucał w międzyczasie piłką o najbliższe drzewo, starając się ją złapać po odbiciu.
-Właściwie to nie, aż dziwne… Ale tym bardziej się przez to boję. Słyszałeś na pewno, co dzieje się z innymi Czerwonymi Kapturkami, zwłaszcza, jeśli naprawdę jesteś Wnuczkiem Leśniczego.
-I co, już zawsze będziesz się bała, że ktoś cię pożre, gdy tylko na chwilę wychylisz nosek spoza swojego kapturka? Przecież to bez sensu, poza tym dziadek by cię uratował. Poczułby się potrzebny, a to dobre na starość.
Dziewczynka pomacała ręką koszyczek, w którym pod serwetką leżał gotowy do użycia gaz pieprzowy. O nie, pożreć się ona nie da. Przypomniała też sobie, jak tydzień temu przyjechała na weekend Królewna Śnieżka, i razem wcinały jabłka z sadu. Śnieżka zupełnie nie przejmowała się jabłkami, nawet twierdziła, że są lepsze od gruszek, bo nie rozwalają się w kieszonce. Może zupełnie niepotrzebnie boi się Wilka? Odwinęła w końcu papierek z lizaka.
-Nie o to chodzi, przecież wiem, że wszystko będzie na końcu dobrze. Po prostu jestem ostrożna…
-Też mi ostrożność… Równie dobrze ja mógłbym się bać ciebie, bo też możesz być Wilkiem.
-Jesteś chłopcem (no, albo Wilkiem), chłopcy się boją inaczej niż dziewczyny. Albo w ogóle się nie boją, tylko od razu chcą zabijać wszystko, co się rusza.
-Każdy chłopak się boi trochę. Ale wiadomo – trzeba zabić jakiegoś smoka, Wilka, czy co tam się trafi, wyjścia nie ma. – powiedział Wnuczek Leśniczego i odbił z uśmiechem piłkę. Była niebieska, gumowa, nie za lekka i nie za ciężka. Idealna.
-Czyli teraz też się boisz, że mogę być Wilkiem i ci zrobić krzywdę?
-Oh, daj już spokój, chodź się rzucać balonem!
Taak, to świetna zabawa! Czerwony Kapturek nie pamiętał nawet, kiedy ostatnio bawił się piłką (Śnieżka wolała wyszywanie, poza tym chodziła w długich sukniach, które nie nadawały się do żadnej gry poza scrabblami).
-Poczekaj, teraz mam lizaka. Poza tym ciągle nie wiem, czy nie jesteś tym Wilkiem. – przez głowę przebiegła jej myśl, by porwać przelatującą piłkę i zacząć grę w skutego. Chłopiec popatrzył na nią z politowaniem. – Eee, i mogę sobie kolana poobijać?
-Kapturek, cały czas robisz problemy. Zaraz się zrobi ciemno i będziemy musieli oboje wracać do siebie. – Wnuczek Leśniczego przybrał ton nauczycielski – Jak tak dalej będziesz robić, nikt nie będzie chciał się z tobą bawić.
Skrzywiła się na myśl, że jej jedyną rozrywką poza zanoszeniem koszyczków będzie wyszywanie ze Śnieżką.
-Powinieneś mnie zrozumieć. Normalnie nie mam się z kim bawić tutaj, same wiewiórki i inne zwierzęta, ciężko je nawet wytresować. Z resztą nie umiem się bawić balonem.
Chłopiec otworzył usta, lecz nie zdążył odpowiedzieć, gdyż w tym momencie piłka nieoczekiwanie odbiła się w stronę Kapturka, wytrącając jej z ręki jedyny sensowny (i przy okazji słodki) argument.
-No i co teraz?
Subskrybuj:
Posty (Atom)