poniedziałek, 17 września 2012

Prywatne życie kolegi z pracy

Post miał być dopiero jutro, ale muszę jakoś wyjaśnić sobie, czemu się tak mało uczyłam.


Chciałam napisać jeszcze o jednym człowieku, i tym samym skończyć temat Anglii 2012 (chyba, że wydarzy się coś niesamowitego, albo przypomni mi się coś interesującego). Rozmawialiśmy na bardzo prywatny i dość trudny temat. Z jednej strony bardzo chciałam napisać o tej rozmowie, a z drugiej strony internet jest internetem – nie chciałabym, by ktokolwiek, kiedykolwiek połączył wydarzenia z osobą (której nikt z czytelników póki co nie ma szans znać). W związku z tym, nie podaję imienia kolegi ani jego córki, a także prostuję rzeczy, które wtedy były dla mnie niejasne.

(Tak na marginesie – jeśli zamieszczam na blogu jakąś rozmowę w formie dialogu, naprawdę ją przeprowadziłam, i przepisałam tak dobrze, jak tylko pamięć pozwalała. )



Na spacerze, możliwe, że wracając z Lidla. (Uspołeczniłam się, i oprócz samotnych spacerów przystawałam także na propozycje wspólnych wyjść, gdy ktoś mieszkał blisko i nie znudziłam mu się w pracy).

- Mogę Ci zdać osobiste pytanie? - nie znam kogoś, kto by z czystej ciekawości nie odpowiedział ‘jasne, pytaj’, co najwyżej dodając bezpieczne ‘najwyżej nie odpowiem’. Kurtuazja jednak nakazuje (mi przynajmniej) męczyć otoczenie takimi zwrotami. - Jak to było z waszymi dziećmi? Jeszcze rozumiem, że pierwsze mogło być przypadkiem, ale wasz synek? - kolega w tym roku skończył 22 lata.

- Niee, to było zupełnie inaczej, to Marcin był przypadkiem, a córkę chcieliśmy. To znaczy niekoniecznie córkę, ale dziecko.

- Naprawdę? Ale przecież byliście strasznie młodzi, właściwie sami byliście jeszcze dziećmi, no a za dziecko trzeba być odpowiedzialnym, trzeba mu dać jeść, zapewnić dach nad głową, opiekę…

- To wszystko było. Ja pracowałem, moja dziewczyna siedziała w domu. Dobrze zarabiałem, od 16 roku życia pracowałem. Po budowach, po różnych takich... Pieniędzy mieliśmy na wszystko, mogliśmy sobie ot tak kupować co chcieliśmy. Ona chodziła na zakupy, ja dawałem pieniądze, a ona jeszcze mi za to coś kupowała, jakieś swetry, skarpetki.. . No i postanowiliśmy, że chcemy mieć dziecko.

- A co na to wasi rodzice?

- Co oni mogli mówić, myśmy już razem mieszkali. To znaczy ona się do mnie wprowadziła, jak była w 3 miesiącu ciąży. Przyszła raz na noc i już została. Sami decydowaliśmy o sobie, no i zdecydowaliśmy, oni nie mieli nic do gadania.

- Poczekaj, to ile lat mieliście wtedy?

- Ja… czekaj, nie pamiętam. Córa ma teraz 3 lata, to pewnie miałem jakieś 18-19. A Maria jest młodsza, nie wiem, ile mogła mieć. 16-17 chyba…
- Sprawdziłam. Maria, o ile nie kłamie na facebooku, jest z rocznika ’94. Daje jej to w chwili NARODZIN córki jakieś 15 lat, może wczesne 16. Widziałam córkę, naprawdę ma te 3 lata.

- I mając 16-17 lat zdecydowała się, że chce mieć już dziecko? To znaczy wy zdecydowaliście, że świadomie chcecie mieć dziecko?

- No tak, co w tym dziwnego. Kochaliśmy się, żyć bez siebie nie mogliśmy. Bardzo chcieliśmy mieć dziecko. Jak się okazało, że Maria jest w ciąży, byliśmy bardzo szczęśliwi.

- Urodziła się córka, i co dalej?

- No jak Maria już była w szpitalu, ja musiałem pracować. I przez 3 dni nie spałem prawie, na noc chodziłem do pracy, po pracy tylko do domu się przebrać, umyć, i do szpitala. I na 3 dzień urodziła małą, wróciliśmy do domu. I wszystko było jak dawniej prawie.

- Jejku, trochę mnie zdziwiłeś. Generalnie ludzie nie decydują się na dzieci tak szybko, chcą sobie jakoś życie ułożyć, skorzystać z młodości…

- A myśmy chcieli mieć dziecko. Jak ktoś ma niepoukładane w życiu, to będzie miał niepoukładane cały czas, czy jest dziecko, czy go nie ma. Naszej córze niczego nie brakowało przecież, zabawki miała, ubrania miała, a myśmy spędzali z nią tyle czasu, ile potrzebowała.

- No a chłopiec?

- On był przypadkiem, nie planowaliśmy jeszcze drugiego dziecka.

- No ale jak już było…

- Chcieliśmy jechać na zabieg. Byliśmy umówieni, Maria miała wszystkie badania. Było tak, że wsiedliśmy do samochodu, mieliśmy jechać do lekarza, ale popatrzyłem na nią, ona popatrzyła na mnie, i bez słowa pojechaliśmy na pizzę. Nie było potem żadnego gadania na ten temat. Urodził się chłopak, w marcu, to daliśmy mu na imię Marcin. Ma teraz trochę ponad rok.

4 komentarze:

  1. piękna historia... dla mnie wciąż chyba jeszcze nie realna. Może moje myślenie nie jest takie że najpierw skorzystać z życia, wycisnąć z młodości ile się da.. ale żyć etapowo wg. planu, wszystko w swoim czasie... może dla nich to był czas 16-18 lat?

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba nie do końca był, bo już nie są razem. W każdym razie bardzo kochają swoje dzieciaczki, które nie są jeszcze zbyt świadome wszystkiego.

    Chciałam zwrócić uwagę na ich postawę i nastawienie w każdym momencie. Także na to, że życie poukładane, 'odbywane po kolei' jest tylko jednym (niekoniecznie najlepszym) jego modelem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Już żeśmy przegadały pół wieczoru o tak zwanej kolejności zdarzeń, więc sobie pozwolę przemilczeć ten aspekt.
    Za to teraz przyszło mi do głowy, że tak trudno jest ocenić poziom (własnej szczególnie) dojrzałości. Mam na myśli to, że czasami człowiek pięknie potrafi wykazać celowość i słuszność czynów (tak, że nawet sam wierzy głęboko), stwarza pozór dojrzałości, a tak naprawdę jest zielony od środka, niegotowy do radzenia sobie z odchyleniami od założonego planu. Złotych rad w tej kwestii pewnie nie ma, stąd może umownie podane w latach granice dorosłości (będące jedynie grubym sitem przy rozpoznawaniu dojrzałych..)

    OdpowiedzUsuń
  4. Patrząc z biologicznego punktu widzenia, pewnie człowiek 18-letni jest już w miarę ukształtowany fizycznie i, hmm, hormonalnie bardziej stabilny niż 2 lata wcześniej :P. Może też mieć za sobą więcej doświadczeń, różnych sytuacji, rozmów, które pozwoliły mu zbadać swoją reakcję właśnie na odchylenia (albo zmniejszyły zbiór tych odchyleń :P).

    Jasne, że trudno oceniać siebie ;). Miałam pisać, że póki nie staniemy przed wyborem, przed sytuacją graniczną, nie wiemy, jak się zachowamy. Teraz myślę, że to nie do końca tak jest, że teraźniejsze małe decyzje, małe nie-ucieczki, kiedyś pozwolą nam odruchowo wybrać coś, czego potem nie będziemy żałować. I zawsze się znajdzie sytuacja, w której będziemy zieloni :P.

    Jeszcze w kontekście tego mojego kolegi - nie wiem, czy jego decyzje były 'dorosłymi', (czyli przemyślanymi?). Miały swoje podstawy i konsekwencje, z którymi sobie radzą, nawet bardzo dobrze sobie radzą.

    OdpowiedzUsuń