Zapraszam do głosowania w nowej ankiecie po prawej ;). Jest zbyt skomplikowana, by opisywać ją w malutkim okienku po lewej, zatem instrukcja poniżej.
Dostępne są trzy zestawy, po dwa wyrażenia. Jeżeli znasz choć jedno z dwóch wyrażeń w zestawie, i jesteś w stanie cokolwiek powiedzieć na jego temat (np. co to jest?), zaznacz tą opcję (lub jej mix). Nie patrz przy tym do wikipedii, nie używaj internetu ani współlokatora :P.
1. Ściskanie mimośrodowe, lub krzyżulec
2. Miareczkowanie, lub acetylen
3. Operator nabla, lub aproksymacja
Przyjemnego odpowiadania :P
PS 'Miareczkowanie' to nie jest odmierzanie czegoś za pomocą miarki, a acetylen to nie to samo co aceton w zmywaczu do paznokci :P.
PPS Jeśli znasz choć jedno wyrażenie z każdego zestawu, zaznacz odpowiedź 'wszystkie' :).
poniedziałek, 25 listopada 2013
niedziela, 24 listopada 2013
nie chcemy otwartych okien!
Zaatakowała mnie choroba - którą z braku lepszego słowa nazywam lenistwem. Nie takie zwykłe nicnierobienie, ale bezwład twórczy, brak możliwości ruszenia ręką przywaloną przez szafę z pochowanymi w niej książkami i artykułami do przeczytania 'jak będzie czas, albo odpowiedni moment'. Podobnie jak rdzenni Amerykanie byli podatni na katar, tak perfekcjoniści w kontakcie z lenistwem cierpią nie tylko na bezpośrednie i 'formalne' jego efekty, ale także na duszy - z niemożności zrobienia czegoś najlepiej, jak się tylko umie - bo własnie się nie umie..
Już dosyć jojczenia :P, może przynajmniej kilka rzeczy uda mi się dziś naszkicować. Rozważam urwanie się z połowy poniedziałku na uczelni. A piszę posta, bo mam w pokoju śmieszną sytuację. Jej współautorem i zaraem bohaterem jest Okno, które przeżywa bunt nastoletni (bądź kryzys wieku średniego, zależy, czy liczyć lata w kontekście ludzkim, czy okiennym) i nie chce się zamknąć. Trwa zatem w stanie permanentnie rozszczelnionym, dostarczając mi tym samym świeżego, schłodzonego tlenu (tak niezbędnego do dobrego wypoczynku i pracy umysłowej!) w ilościach poruszających kartki leżące na parapecie. W chylącym się listopadzie jednak wolałabym wyraźnie oddzielić zewnętrze od wnętrza (w maju tak samo, bo wtedy miast tlenu pojawia się dym z grilli. Mam jednak nadzieję, że do maja Okno przestanie nam robić numery).
Tak czy inaczej, pomimo czajnika, parującego kubka herbaty, kaloryfera nastawionego na 5 i przegrzanego laptopa, mam dość zimno. Jednym ze sposobów radzenia sobie z tym stanem (bez użycia kołdry) jest poruszanie się. Zawiązałam zatem włosy w kucyk na czubku głowy i zaczęłam pląsać w rytm muzyki ;). Polecam wszystkim - na wszystkie smutki, zmęczenia i problemy, nie tylko te z oknami.
Chyba źle ze mną, jeśli już piszę o 'moim dniu'. Ratuje mnie pierwszy akapit i przepisane ogłupiające pomiary :P. Do poprawy czekają wyparki.. Miłego weekendu wszystkim ;)
Już dosyć jojczenia :P, może przynajmniej kilka rzeczy uda mi się dziś naszkicować. Rozważam urwanie się z połowy poniedziałku na uczelni. A piszę posta, bo mam w pokoju śmieszną sytuację. Jej współautorem i zaraem bohaterem jest Okno, które przeżywa bunt nastoletni (bądź kryzys wieku średniego, zależy, czy liczyć lata w kontekście ludzkim, czy okiennym) i nie chce się zamknąć. Trwa zatem w stanie permanentnie rozszczelnionym, dostarczając mi tym samym świeżego, schłodzonego tlenu (tak niezbędnego do dobrego wypoczynku i pracy umysłowej!) w ilościach poruszających kartki leżące na parapecie. W chylącym się listopadzie jednak wolałabym wyraźnie oddzielić zewnętrze od wnętrza (w maju tak samo, bo wtedy miast tlenu pojawia się dym z grilli. Mam jednak nadzieję, że do maja Okno przestanie nam robić numery).
Tak czy inaczej, pomimo czajnika, parującego kubka herbaty, kaloryfera nastawionego na 5 i przegrzanego laptopa, mam dość zimno. Jednym ze sposobów radzenia sobie z tym stanem (bez użycia kołdry) jest poruszanie się. Zawiązałam zatem włosy w kucyk na czubku głowy i zaczęłam pląsać w rytm muzyki ;). Polecam wszystkim - na wszystkie smutki, zmęczenia i problemy, nie tylko te z oknami.
Chyba źle ze mną, jeśli już piszę o 'moim dniu'. Ratuje mnie pierwszy akapit i przepisane ogłupiające pomiary :P. Do poprawy czekają wyparki.. Miłego weekendu wszystkim ;)
Lokalizacja:
Kraków, Polska
poniedziałek, 18 listopada 2013
google potrafi
Wydaje mi się, że jestem o wiele lepsza w pisaniu listów niż w pisaniu prac naukowych. Pisząc swobodnie, palce giętkie wstukują wszystko, co pomyśli głowa, która od idei do rozwiązania przechodzi traktem tłocznym od słów jak Oxford street po południu (jeśli pomyślę o tłocznym miejscu, zawsze przychodzi mi to jedno do głowy. Pamiętam także, że idąc z Radkiem i Edytą znaleźliśmy się na jej paryskim odpowiedniku. Galeria Krakowska to jednak niższy level :P). Tymczasem klecąc mechaniczne zdania, o każde słowo muszę się z neuronami handlować, przeczesywać dzikie stepy słowników internetowych i rezerwy woli uruchamiać. Ale już nie jojczę (i taktownie nie wspominam o progresie dzisiejszym, poniżej normy).
Piszę z ciekawą sprawą. Przypadkiem odkryłam ciekawą opcję wyszukiwarki google, polecam wszystkim do zabawy :P. Wpiszcie sobie również 'zerg rush' w wyszukiwarkę ;).
I to tyle, chciałam dzisiaj coś normalnego napisać. I to z 5 zdań bez przerwy :).
Piszę z ciekawą sprawą. Przypadkiem odkryłam ciekawą opcję wyszukiwarki google, polecam wszystkim do zabawy :P. Wpiszcie sobie również 'zerg rush' w wyszukiwarkę ;).
I to tyle, chciałam dzisiaj coś normalnego napisać. I to z 5 zdań bez przerwy :).
czwartek, 14 listopada 2013
samookaleczanie
Tak się zastanawiałam (w sumie nie po raz pierwszy), czemu ja sobie to robię. 'To' jest ogólnym określeniem na pracę po nocach - bo dnia brakuje, albo jest wypełniony czym innym. Marzy się łóżko (odległe zaledwie o metr), w głowie dziwne szumy (nie dochodzące tym razem z 7 piętra), a tu uparcie MES się wciska. I nie wiadomo jak jest 'zbieżność' po angielsku. Uuhhhhh..
Nie ma mnie fizycznie - przynajmniej dopóki nie napiszę mojego tałatajstwa.
Nie ma mnie fizycznie - przynajmniej dopóki nie napiszę mojego tałatajstwa.
Lokalizacja:
Kraków, Polska
czwartek, 7 listopada 2013
Czasy się zmieniają - Kompania Braci
Temat na posta chodził mi
po głowie od dłuższego czasu, jednak nie mogłam trafić na odpowiedni moment, by
coś porządnego stworzyć. W ramach pisarskich ćwiczeń przed kilkudziesięciostronicowym esejem na tematy dynamiczne, postanowiłam spróbować choć część myśli przelać na piksele (i ostatecznie z efektu nie jestem szczególnie zadowolona, ale chyba już powinno tak zostać :) ).
Jeżeli jest coś, co trwale łączy ludzi, są to silne emocje. Przeżyte razem wydarzenia (przede wszystkim ciężkie i wymagające), te same trudy, te same momenty pochłaniające wszystkie zmysły – implikują te same myśli. I tworzą powiązania międzyludzkie, które są przynajmniej tak mocne jak współdzielone emocje.
Jak pewnie większość z Was wie, niedawno skończyłam czytać książkę, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie i z miejsca zasiliła szeregi ulubionych pozycji. Nosi ona tytuł ‘Kompania Braci’ i jest opisem walk, jakie toczyła Kompania E(asy), 101 Dywizji Powietrznodesantowej armii Stanów Zjednoczonych, podczas II Wojny Światowej. Kompania została zwerbowana z ochotników, którzy chcieli przystąpić do wojsk spadochronowych. Po przeszkoleniu, żołnierze uczestniczyli w tworzeniu 2 frontu w trakcie D-Day (lądowanie w Normandii), po czym walczyli w wielu bitwach, w tym w obronie Bastogne. Jednym z jej fenomenów (który z resztą jest wielokrotnie wymieniany w książce, i który skłonił jej autora do spisania wydarzeń) jest to, że członkowie Kompanii Braci stali się sobie bardzo bliscy, stali się dla siebie braćmi. Wojna, przeżyte wszystko, co wymieniłam w pierwszym akapicie (i o wiele więcej), uczyniło z nich przyjaciół, ludzi, którzy mogli na sobie polegać w każdej sytuacji.
Wydaje mi się, że mało jest teraz tak mocnych doświadczeń, mało wspomnianych emocji, chwil, podczas których obie strony muszą stanąć na wysokości zadania, polegać na sobie by przetrwać. Dosłownie lub w przenośni. Jednym z niewielu wydarzeń ostatnich lat, które przyszło mi do głowy była śmierć Jana Pawła II. Całe miasta wychodziły na ulice, a ówczesny tłum nie był tłumem obcych. W każdych oczach było widać te same emocje, smutek, pytania – ludzie na chwilę byli razem. Podobnie po katastrofie Tupolewa – społeczeństwo w pierwszej fazie było społeczeństwem jednolicie zdezorientowanym i zagubionym. Te chwile nie trwały długo, jednak na jakiś czas były w stanie połączyć naród, który dał radę wytrzymać bodajże 123 lata niewoli. Może dlatego, że była niewolą?
Życie (pełne ludzi) zatem może przypominać dwa kawałki metalu, których nie można ze sobą połączyć, bez uprzedniego podgrzania i stopienia. Mówi się, że przyjaciół poznaje się w biedzie, ale przysłowiowa ‘bieda’ jest tylko ostatecznym testem tego, co powinno zostać wytworzone dużo wcześniej – mocnej więzi zawiązanej właśnie przez wspólne przeżycia. O ile podczas wojny czy niewoli bodźce są bardzo mocne, tak dzisiaj łączy nas, hmm, wspólne siedzenie po nocach nad projektem z konstrukcji metalowych, wycieczki i ewentualnie gromadne marsze na 11 listopada (przynajmniej tyle mi przychodzi teraz do głowy :P). Stąd bierze się niepewność, nie tylko w kontekście innych, ale także siebie.
Mam dwie znajome dziewczynki, siostry. Widziałam je ostatnio, atmosferę w pokoju można by było łyżeczką wkładać do słoika. Starsza patrzy na młodszą:
- ...
- Właśnie nie wiem, czy to ja coś zrobiłam, czy ty.
- Chyba ja. (wymienienie zbrodni, której bym nie wspomniała nawet jako grzechu lekkiego)
Potem już rozmawiały samymi oczami, ale ja wiedziałam, że są razem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)