piątek, 19 kwietnia 2013

Bajka o Księciu

Opowiem Wam dzisiaj Bajkę o Księciu. By jednak była zrozumiała, musicie wiedzieć, że Bajka o Księciu jest dalszą częścią opowieści o przedmiocie Skuteczna Prezentacja Multimedialna. Zatem zacznijmy od marca...

W marcu musiałam wybrać przedmioty obieralne - a wiadomo, że im później się to robi (np. dopiero wtedy, gdy zna się już plan ze wszystkich innych przedmiotów :P), tym gorsze przedmioty zostają do wyboru. 'Gorsze' można pośrednio zdefiniować za pomocą cech takich jak: (a) niemożliwie nudne, (b) z jakimś strasznie wymagającym i dziwnym prowadzącym, który robi zaliczenie trudniejsze niż egzamin z chemii organicznej, (c) na których obecność jest bardziej obowiązkowa niż na własnej obronie, (d) te odbywające się o dziwnych godzinach, np. w czwartek o 19, (e) wymagające jakichś dodatkowych i czasochłonnych czynności (laboratoria w niedzielę?). Istnieją hybrydy łączące kilka tych przymiotów, i wtedy najczęściej przedmiot 'nie rusza' z powodu ilości chętnych niewystarczającej do stworzenia jednej grupy. W każdym razie, w tym semestrze z radością uczęszczam na przedmiot z dziwnym panem po angielsku, na przedmiot z fajną panią o 18 w poniedziałki i na Skuteczną Prezentację Multimedialną, w czwartki o 13.

Do niedawna wydawało mi się, że mankamentem tego przedmiotu jest pan, który zaczął naszą znajomość dość niefortunnie - od nazwania mnie 'panienką z politechniki' (natychmiastowa reakcja obronna, zimne spojrzenie, robienie wszystkiego szybko i arcypoprawnie). Całe zajęcia zwracał się do studentów (grupa w 90% składa się ze studentek) per 'złotko', nazywał nas 'niegrzecznymi dziewczynkami' i narzekał na brak uśmiechów. Nóż się w kieszeni otwierał mi się do drugich zajęć, pod koniec których przywykłam do dziwnego sposobu bycia pana prowadzącego. Przysiadł się do mnie, i zaczął rozmowę, w trakcie której okazało się, że poglądy ma całkiem zbliżone do moich - odpuściłam mu zatem winy i uznałam za nieszkodliwego. Na zajęciach zajmowaliśmy się tworzeniem prezentacji w starej wersji power pointa, po czym przyszła kolej na flasha. Efekty można podziwiać pod linkiem, niestety nie potrafię tego wrzucić na bloga w postaci filmiku, albo w ogóle umieścić jakoś inaczej niż na dropboxie (gdyby komuś nie chodziło, należy plik otworzyć w przeglądarce internetowej).



Tak nam ciekawie (muszę przyznać) mijały zajęcia, gdy to pan postanowił zapoznać nas ze sztuką robienia zdjęć. Rendez-vous odbyło się dzisiaj w Parku Jordana, gdzie to mogliśmy spędzić w cieple i zieleni 1,5 godziny poznając tajniki robienia portretów kobiecych. Zanim jednak zaczęło nas zajmować światło i włosy koleżanki, pan opowiedział nam Bajkę o Księciu.

'Dawno, dawno temu...' - powiedział pan, po czym mrugnął do nas szelmowsko (w domyśle) - '...w pewnym królestwie żył sobie książę. Był bardzo, bardzo niski, do tego miał jedną nogę krótszą, brakowało mu też jednego oka. Jak to w tamtym czasie było w modzie, zapragnął mieć własny portret - taki, na którym będzie wyglądał dostojnie, wspaniale, męsko, jednocześnie taki, który ukaże go takim, jaki jest w rzeczywistości. Wielu malarzy próbowało sprostać temu zadaniu, jednak ich dzieła nie były wystarczająco dobre - zawsze w którąś stronę przesadzały. W końcu znalazł się jeden wielki malarz, który namalował doskonały portret księcia. Przedstawiał go siedzącego na koniu - z żabiej perspektywy, przez co książę wcale nie wydawał się niski. Naturą rzeczy widać mu było tylko jedną, normalnej długości nogę, poza tym książę patrzył w dal, celując ze sztucera - mając przy tym jedno oko (to, którego de facto nie było) zamknięte.

Ten obraz był najwspanialszy, bo niczego nie tuszował, ani nie okłamywał odbiorcy - pokazywał tylko rzeczy z właściwej strony. I tak macie robić zdjęcia.'

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz