środa, 20 lutego 2013

liczba złota


Pytanie na egzamin:
Co to jest liczba złota?
Odpowiedź:
Najmniejsza liczba mg koloidu ochronnego zabezpieczająca 10 cm3 0,1% formaldehydowego zolu złota przed zmianą barwy z czerwonej na fioletową w wyniku dodania 1 cm3 10% roztworu NaCl.

Nie wiem po co i dlaczego, ale to i parę innych pytań przypomina mi mirowy egzamin z czegoś, co miało w nazwie fizykę i nie wykluczone, że kwanty. Trzymajcie kciuki do końca tygodnia ;).

[update 19:23] W układzie cgs jednostką lepkości dynamicznej jest jeden PUAZ (czytane zapewne jako płaz). Przy innej okazji widziałam też coś mierzonego w DYNACH (już nawet wiem, co :P). Świat jest śmieszny ;), ale wolałabym, żeby taki nie był przed egzaminem :P.

[update 00:23] Odkryłam wzór z 'pewną stałą' :P (na obrazku fragment wykładów).


[update 8:59] Przed egzaminem (wykład - reakcje oscylacyjne)


sobota, 16 lutego 2013

Świat się dzieje dookoła

Wyszło mi długo, chyba tak za cały okres wolnego ;). Mam nadzieję, że przebrniecie przez całość, można próbować na raty - do obrazka i od obrazka. Udanych ferii wszystkim ;).


Porcio pożyczyła mi książkę Małgorzaty Szejnert 'Śród żywych duchów'. Opisuje ona drogę autorki do odkrycia prawdy na temat pochówku, między innymi bohaterów polskich i więźniów politycznych zabitych w więzieniach, po II Wojnie Światowej. (Szczerze pisząc, jakoś mi się źle to czyta. Chociaż temat ważny, książka nie może mnie porwać; ostatnio dobre klimaty dla mnie to fantastyka i ustroje cięgnowe). Jeden z dni - niejako rozdzialików - kończy się słowami:

'Ojciec Jan Spież opowiada mi jeszcze o swym przyjacielu, zakonniku z Poznania, poloniście, który prowadził staranny dziennik. W którąś rocznicę wydarzeń poznańskich postanowił sięgnąć do starych zeszytów, aby przeczytać, co w nich zapisał w czerwcu 1956 r. Stwierdził z rozczarowaniem i zaskoczeniem, że w Poznaniu w tych dniach nie działo się nic; zapisał jedynie drobne sprawy prywatne. Wydarzenia przerosły świadomość autora, albo jego odwagę.'

Trochę mnie to uderzyło, nawet w dwójnasób. Po pierwsze tym, że można zupełnie nie wiedzieć, co się dzieje dookoła człowieka, czym żyje miasto, państwo, świat, ale nie żyją pojedynczy ludzie, obywatele, mieszkańcy. Coś się dzieje, wysoko, blisko, ale prawie zawsze tylko obok - i nie ma na to miejsca w codzienności, na trasie uczelnia - dom - praca - milion innych miejsc, które tworzą nasze prywatne życie. Nie znajdzie się w zeszycie, w dłuższych rozmowach, refleksji człowieka jadącego autobusem, na blogu.

Po drugie, nie jest odkryciem, że by zobaczyć wagę wydarzenia, niezbędne jest jakieś przesunięcie w czasie.  Z obecnego punktu widzenia, nie wiemy, co będzie brzemienne w skutkach, a co było tylko nieistotnym elementem wymienianym w wiadomościach, czy ploteczkach z panią z warzywniaka. Interesować się wszystkim - zwłaszcza teraz (cały świat (szczęściem tylko jeden), telewizja i internet :P)- nie sposób, podobnie jak wybierać losowo 'ważne' wydarzenia. Aby stworzyć własną sieć przyczynowo-skutkowo-wnioskową potrzebna jest już wiedza, jaką większość ludzi (do której się z pewnością zaliczam) nie dysponuje.

Przeraża mnie, że ja tak samo robię - nie interesuję się obecnymi wydarzeniami jakoś szczególnie; nie wiem przykładowo, kto jest sekretarzem generalnym ONZ (ani w ogóle, czym konkretnie ONZ się zajmuje - zaraz nadrobię wikipedycznie, dobre choć tyle), a lokalna (w dowolnej skali) polityka pozostaje niezbyt ciekawą zagadką. Opisałam wycieczkę z kołem naukowym żelbetu, a zabrakło informacji o odkryciu dowodów na istnienie bozonu Higgsa, co mnie przecież ciekawi.

Tak to sobie myślałam jadąc kilka dni temu 129, gdy jak na zawołanie świat stanął wobec abdykacji Benedykta XVI. Pojawił się jak na zawołanie temat ważny, raz dla człowieka, dwa dla społeczeństwa, w którym jestem jako-tako zorientowana. Jaka jest zatem reakcja świata z mojego punktu widzenia?



(Najpierw chyba powinnam zdefiniować 'mój punkt widzenia' - otóż siedzę w domu, z dostępem do internetu i telewizora, plus z dostępem do kiosku ruchu. Korzystam jednak li i wyłącznie z faktów TVN-owych, z uwagi na to, że Rodzicielka jest miłośniczką następującej po nich prognozy pogody. Próbowałam czytać wiadomości na 'popularnym portalu' (obojętne, o którym pomyślicie, czuję, że to nie ma większego znaczenia), a te, zgodnie z przewidywaniami, były internetowym (a przez to rozszerzonym) odpowiednikiem Faktu lub Super Expressu. Zostaję zatem przy opinii mojej i mieszkańców mojego domu, lekko zabarwionej wpływami tefałenowymi i eremefowymi, plus wyjaśniającym filmikiem, który znalazłam u kolegi na fb).

Generalnie świat, poza szukaniem spiskowych teorii tłumaczących tą niespotykaną decyzję, jest do Papieża nastawiony bardzo pozytywnie. Z rzeki słów płynącej na Watykan wylewają się potoki zrozumienia, pocieszenia, otuchy - stary człowiek, niejako zobowiązany do pełnienia 24-godzinnej, całorocznej, bardzo wyczerpującej funkcji powiedział basta! i z odwagą zaczął dążyć do spełnienia marzeń o spokojnej, upragnionej emeryturze. Bardzo podobna była i moja reakcja: szybkie zdziwienie i niedowierzanie, pochwała odwagi, która stawia murem za człowiekiem zmęczonym a starającym się bardzo, zrozumienie (na ile jestem w stanie), i życzenia, by wszystko najlepiej się skończyło. Trwam w tym do tej pory, z całym moim sercem za Josephem R., który musiał podjąć najtrudniejszą decyzję, jaką tylko mogę sobie wyobrazić, której konsekwencje będzie ponosił nie on sam, ale cały, nawet nie tylko chrześcijański, świat.

Będąc jednak szczerą, pomyślałam także o czymś innym. Z jednej strony wiem, że świat się bardzo szybko zmienia, staje przed nowymi wyzwaniami, robi się niesamowicie wymagający (zwłaszcza wobec liderów społecznych i zwłaszcza wobec tych formalnych liderów społecznych :P) i ów lider powinien być pełen entuzjazmu, sił witalnych, powinien być kimś, kto sprosta wyzwaniom, a temu nie sprzyja starość i choroby. Z drugiej jednak strony wydaje mi się, że kościół - pomimo wszystkich wyzwań, homoseksualistów, pedofili, dni młodzieży - mógłby trochę zwolnić. Wydaje mi się, że mało mamy stałości dookoła, że wszystko jest zmienne, ruchome - a Kościół, z Papierzem na czele, winien być taką opoką. Z pewnością podążanie za nauką czy za światem jest niezbędne, ale nie patrząc teraz na cierpienia (psychiczne i fizyczne) Josepha, wydaje mi się, że lepiej by było, gdyby do końca pełnił posługę piotrową. Nie poruszając tutaj innych kwestii, chrześcijaństwo uczy, że trzeba wierzyć do końca, tak samo do końca się starać, pomimo trudów, prób, zmęczenia. W tym momencie postać, która powinna być przykładem tej drogi pośrednio pokazuje, że można sobie pozwolić na wytchnienie, że nie trzeba od siebie aż tyle wymagać. O ile był jakiś cel, gdzieś tam, wysoko, do którego można było mierzyć, tak teraz ten cel opadł na całkiem normalny poziom - a wiadomo, że im wyżej się mierzy, tym wyżej w końcu człowiek trafi. (przyszło mi teraz do głowy, że podobnie jest, gdy dziecko widzi swoją ukochaną panią nauczycielkę, uosobienie wszelkich cnót, jak pije piwo i klnie, gdy ta jest poza szkołą :P. Ale to na inny raz).

Chyba nie napisałam wszystkiego, co tu chciałam, ale idę już spać (przepraszam też za błędy, coś się pewnie trafiło, śpiąąąącaaaa jestem). Wiem, że pewnie większość z Was się ze mną nie zgodzi, w sumie argumenty łatwo zbić, ale tyle myśli do tej pory przez moją głowę przemknęło. Zdjęcia nie mogłam nie zamieścić :), to pochodzi ze strony RMF-u, wykonane zdaje się przez  PAP/EPA/ALESSANDRO DI MEO . Tak w ogóle, w poście miał być jeszcze komentarz do prób jądrowych w Korei Północnej, ale chyba bym już przesadziła :P. Dziękuję wszystkim, którzy dotarli aż tutaj ;). Mam jeszcze 2 egzaminy na AGH, surowce gazowe i chemia fizyczna, w poniedziałek wieczorem wracam do Krakowa. To co, przyjemnego weekendu wszystkim ;)!

PS. Jak cudownie być wyspanym... :).


niedziela, 10 lutego 2013

panta rhei

Idąc na studia nie piłam kawy - co najwyżej rozpuszczalną, z dużą ilością mleka. Miłością mojego życia była, jest i pozostanie dobra herbata nieowocowa (chociaż uwielbiam czarną z aromatem pomarańczowym ;)). Piwo nie było niczym przyjemnym ani pożądanym - nie byłam w stanie wypić całego przez wieczór, chyba, że na ładne oczy barman dał mi dwa razy tyle soku.

Na 5 roku studiów, piwo już wypiję :P - nie jest to może mój ulubiony napój, ale na spotkaniach towarzyskich jedno, dwa, nie stanowią dla mnie problemu. Są nawet takie dni, gdy wręcz mam ochotę na piwo akurat ;). O ile nie mam rozpuszczalnych fanaberii, kawę pijam tylko parzoną, z mlekiem (a jak trzeba także bez mleka) i z łyżeczką cukru. Mając w kubku 3 dzisiaj herbatę (normalne u mnie) przyszło mi do głowy, że najwyższy czas przerzucić się z torebek na prawdziwe herbaty, takie liściaste, bo moja jest jakaś taka słaba, bez smaku. Coś się zmienia.

Nie ma co zaczynać niektórych rzeczy za wcześnie.

Ankieta imprezowa

Dzisiejszy  post powstał z okazji pierwszej 'wolniejszej' soboty, a także korzystając z czasu, gdy to robot przeliczał mój projekt z modelowania komputerowego (ładny domek mi wyszedł, muszę przyznać :), chociaż za wykresy sił przekrojowych w krokwiach nie dałabym złamanego gorsza. Jutro mechbud). W końcu podsumuję ankietę :)!



Dotyczyła ona imprez i motywów ludzi chcących się w towarzystwie rozerwać. Wprowadzając w temat mogę powiedzieć, że młodość (która osiąga swoje apogeum na studiach) sprzyja zabawom, tańcom, niczym nie skrępowanym hulankom, które na ogół są przyczyną radości i odpoczynku jednego dnia, a bywa, że udręki dnia następnego. Wydaje mi się, że jeśli ktoś nie lubi chodzić na imprezy, to dlatego, że po prostu nigdy nie trafił albo na swoje towarzystwo, albo na swój rodzaj zabawy. Zdarzają się bowiem różne - od akademikowego grania w grę, które przeradza się w karaoke i skakanie po łóżkach, przez domówki aż do wyjść do klubów, nawet bardzo oddalonych (ENERGY przykładowo). Nie każdy musi lubić dzikie pląsy na parkiecie pełnym obcych, ale spokojnie imprezą nazwałabym także 6-osobową zabawę w gronie dobrych znajomych, gdzie wszyscy się dobrze czują i wesoło spędzają czas. W tym kontekście 'nie lubienie imprez' wydaje mi się celowym nie wyciąganiem ręki do świata, który daje nam cukierka :P.

Zatem, skoro już ustaliłam (:P), że imprezy są raczej pożądane (jedna Osobo!, poszukaj sobie proszę jakiegoś fajnego towarzystwa, bo dużo tracisz), czas zobaczyć, dlaczego tak się dzieje. Wyniki są cokolwiek zaskakujące, bo okazało się, że najwięcej głosów przypadło wódce, piwu i kompanom :P.

Zastanawiałam się kiedyś chwilę, jak to zinterpretować, bo na pierwszy rzut oka wygląda, że ludzie chadzają na imprezy tylko po to, żeby się napić/upić - a chyba tak do końca to nie jest prawda. Alkohol stał się co prawda niemal integralną częścią takich spotkań (łatwiej się rozmawia, człowiek czuje się trochę inaczej niż zazwyczaj, ma często lepszy humor, jest bardziej odważny, gotowy robić rzeczy, nad którymi by się za długo zastanawiał normalnie, ...), ale jednak wciąż można bawić się bez niego (cokolwiek by niektórzy nie myśleli - nie piją kierowcy i inny, którzy po prostu nie chcą. To normalne i akceptowalne :) ). Poza tym, jeśli przyjmiemy, że ludzie normalnie nie piją, a robią to tylko podczas spotkań towarzyskich, wcale to tak źle nie wygląda, i może być 1/3 powodów, dla których na imprezę się wybieramy. Chociaż, jak wiadomo, przesadzać nie można :P.

Dalej uplasowały się inne przyjemne aktywności - taniec, zabawa, spędzanie czasu z ludźmi, których znamy, a z którymi pewnie czasem nie ma kiedy porozmawiać albo pobyć. O ile pogadać jeszcze sobie można w dowolnych okolicznościach, to taniec jednak ma pewne wymagania, i dla niego na imprezy chodzi co najmniej 1/3 dobrowolnie ankietowanych. Wyjście na imprezę ponadto odstresowuje, i jest aktem woli osoby idącej (ja chyba tak to rozumiem - że ktoś czuje kontrolę nad własnym życiem, sam decyduje, co robi wieczorem, czy się upije, z kim będzie tańczył, wybiera sobie aktywności-przyjemności). Mało osób za to czuje się niejako siłowo zobowiązanych towarzysko do uczestniczenia w zabawie.

Pisząc teraz podsumowanie ankiety, wydaje mi się, że jednak najważniejsze jest bycie razem ze znajomymi, bliskimi osobami, przeżywanie radości, poczucie bycia na miejscu - dostosowanym do naszego wieku, zdrowia, chęci i potrzeb. Nie ma co demonizować bawiącej się młodzieży, o ile ta nie robi sobie nawzajem i innym krzywdy ;).

Tak poza tym (o dziwo pasuje to do tematyki posta) dowiedziałam się dzisiaj, że melina na akademikach (Mordor) ma swój fanpage na facebooku :P. Bądźcie czujni, wkrótce nowa ankieta ;).

Powodzenia wszystkim, którzy mają jeszcze sesję :).

poniedziałek, 4 lutego 2013

Jak się robi projekt z żelbetu?

Powinnam zrobić rysunek wcześniej, dużo wcześniej. Jestem trochę zmęczona sesją, nerwami i ciągłym robieniem czegoś, czego na ogół nie potrafię. Pewnie mogłam zacząć w sobotę, jednak chyba nie byłam w stanie. Wypadło tak, że mam na niego jedną noc - czas do 14, no, do 12:30, żeby zdążyć wyjechać i wydrukować. Muszę narysować zbrojenie wewnętrzne i zewnętrzne, rozpisać w polach użyte pręty i pola zbrojenia, policzyć rysy i  poprawić graficznie cały projekt. To co, sprawozdanie co godzinę?

1:22 - Usiłuję dobrać zbrojenie poziome leja - wyszło mi jakieś dziwne. Druga kawa (piliście kiedyś kawę parzoną z łyżeczką kakao? Pyszne ;) ), plus puszka kukurydzy. W 1005a, na konsultacjach poczęstowano mnie kiwi.

2:22 - Nie ogarniam mojego zbrojenia poziomego i stwierdziłam, że wymyśliłam je bardzo głupio. W związku z tym poprawiam przedziały, coby się od wewnątrz i z zewnątrz zgadzały. Dalej nie wiem, jak zakończyć lej. Madzia pisze na gg, w łazience odkryto pająka.

3:22 - Wydaje mi się, że mam zbrojenie poziome zewnętrzne. O ile nic nie naknociłam, to jakaś 1/6 rysunku za mną, ale przynajmniej ładnie wszystko policzyłam (nie wiadomo po co. W każdym razie każdy pręt poziomy, oddalony o 10 cm od poprzednika, powinien być krótszy o 7cm). Z radości wietrzę pokój i grzeję zupę. Właściwie kształt tego zbrojenia to trochę zmyślam.

4:22 - Podczas dzisiejszej nocy leci mi losowo muzyka z komputera. Punkt 4:04 usłyszałam '4 nad ranem' :P. Mam chyba zrobione zbrojenie poziome zewnętrzne i wewnętrzne - jakbym miała być szczera, zdecydowanie mi się nie podoba, ale już musi takie zostać. Lej jest zazbrojony iście kosmicznie :P. Chyba czas na kąpiel i kolejną kawę. A potem zbrojenie pionowe!

5:22 - Kąpiel zajęła dużo czasu, i chyba muszę przyśpieszyć, jeśli chcę zdążyć. Zwłaszcza, że już jestem naprawdę zmęczona, i chyba mało myślę. Zbrojenie pionowe będzie na innych rysunkach niż poziome, bo na leju się nie mieści. Chyba nie zrobię zestawienia stali. Ale mi się chce spaaaać :P.

6:22 - Wygląda na to, że zbrojenie pionowe jest łatwiejsze niż poziome. Prawie skończyłam - potem jeszcze przekrój i szczegóły. Mam nadzieję, że do 9 skończę rysunek. Wszystkie znaki na niebie i w nosie świadczą, że rozpoczął się sezon na alergie albo na grypę. Sąsiadki się powoli budzą.

7:22 - Czas na kolejną kawę i śniadanie. Jestem przy przekroju, muszę w miarę szybko to skończyć. Robi się zimno.

8:22 - Ups! Strasznie dużo czasu zabierają te rysunki, pręty, kopiowania, podpisy...

9:22 - Raju, jeszcze jeden szczegół... Koło 9:40 mam coś, co mogę oddać panu. W autocadzie, jeszcze dużo innego przede mną.

10:22 - Wklejam nowe mapki z momentami - ściany pasują, do leja jeszcze nie doszłam.

11:22 - Układam sobie zbrojenie ładnie (umieszczam na schemacie zbiornika moje pręty, z opisem jakie pole zbrojenia było wymagane, a jakie zastosowałam). Przy okazji poprawiam błędy i niedociągnięcia. Raczej na pewno nie zdążę zrobić zarysowania, trudno, zobaczymy, co pan powie :P. Nie mogę patrzeć na kawę.

12:22 - Najwyższy czas zapisać wszystko i wsiąść w cokolwiek, bo inaczej zasnę ;) (i tak od godziny tylko bez sensu klikam - bez sensu, bo śpię z myszką w ręku). Rysunek i obliczenia ok, nie mam rys i zestawienia stali, ale już trudno. Dam znać potem, jak mi poszło ;).

I tutaj jeszcze mały komentarz - o projekcie pisałam sobie tak o, dla siebie, przynajmniej miałam dodatkową motywację, żeby nie spać ;). Sama sobie pośrednio zawaliłam, chociaż przy takim natłoku wszystkiego chyba nie mogłam inaczej. Domeną studiów budowlanych (mam nadzieję, że nie całego budownictwa :P) jest okresowe nie spanie po nocy i klikanie, najczęściej autocadowe. Nie spanie zdarza się też dwukierunkowcom, a z sumy dwóch zbiorów zawsze wyjdzie coś przynajmniej równego jednemu z nich - i mój styczeń wygląda jak wygląda. Z resztą chyba nie tylko mój - tak po prostu jest ;), i zostaje mi to polubić. (Zwłaszcza, że mam przeokropną tendencję do zastanawiania się nad rzeczami, nad którymi mało innych się zastanawia - albo dlatego, że je wiedzą, albo dlatego, że wiedzą, że się nad nimi nie powinno zastanawiać :P). Powodzenia wszystkim na sesji ;)!


PS. (napisane wieczorem, gdy już się obudziłam) Pan brał od nas teczki z projektami i wysłał oceny na maila. Za moją pracę (okazało się przykładowo, że przy opisie długości prętów zrobiłam za małe cyferki, ledwo się dało odczytać po wydrukowaniu) dostałam 4 ;), co jest oceną za ów niedokończony projekt mnie satysfakcjonującą :P. Widać pan lubi urozmaicone zbrojenia leja :P