niedziela, 10 lutego 2013

panta rhei

Idąc na studia nie piłam kawy - co najwyżej rozpuszczalną, z dużą ilością mleka. Miłością mojego życia była, jest i pozostanie dobra herbata nieowocowa (chociaż uwielbiam czarną z aromatem pomarańczowym ;)). Piwo nie było niczym przyjemnym ani pożądanym - nie byłam w stanie wypić całego przez wieczór, chyba, że na ładne oczy barman dał mi dwa razy tyle soku.

Na 5 roku studiów, piwo już wypiję :P - nie jest to może mój ulubiony napój, ale na spotkaniach towarzyskich jedno, dwa, nie stanowią dla mnie problemu. Są nawet takie dni, gdy wręcz mam ochotę na piwo akurat ;). O ile nie mam rozpuszczalnych fanaberii, kawę pijam tylko parzoną, z mlekiem (a jak trzeba także bez mleka) i z łyżeczką cukru. Mając w kubku 3 dzisiaj herbatę (normalne u mnie) przyszło mi do głowy, że najwyższy czas przerzucić się z torebek na prawdziwe herbaty, takie liściaste, bo moja jest jakaś taka słaba, bez smaku. Coś się zmienia.

Nie ma co zaczynać niektórych rzeczy za wcześnie.

2 komentarze:

  1. Ujęłaś mnie morałem napojowej historii ;)
    Ku pokrzepieniu sporządzę chyba listę rzeczy, których nie należy zaczynać za wcześnie. (Ku pokrzepieniu, bo chyba zaczynam z opóźnieniem większość ^^)

    PS. Sanok oferuje pyszny wybór herbat, ja niedługo z podobnych względów zainwestuję w kawę jakąś szlachetniejszą :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystkie mądre wnioski powymyslałam na laborkach z chemii fizycznej, zostały same głupawe, albo takie, z którymi nie wiadomo, co zrobić :P. Myślę, że to dobry przykład był ;), a listę z przyjemnością zobaczę ;).

    OdpowiedzUsuń