piątek, 28 września 2012

wakacje w domu

Jesień na ogródku objawiła się zniewalającą ilością orzechów włoskich i równie potężną ilością pająków w ciepłych, modnych co roku, kolorach. Szwesti, niepojętym dla mnie sposobem, zapakowała się do walizki na kółkach, dużej torby i swojej torebki (też niemałej). Uparcie odmawia kursu obsługi strony krakowskiego mpk, a także przyjęcia do wiadomości faktu, że jedyne w miarę bezpośrednie połączenie akademiki-uczelnia jest realizowane przez nocne 605. Rodzicielka, pozbawiona lakierów do paznokci, szybkiego, szweścinego laptopa, poduszki - serduszka i młodszego dziecięcia od poniedziałku będzie miała nasze koty na wyłączność. Dwa z wieczystym prawem do miejsca na telewizorze lub pod kołdrą, i jednego, który imituje Białe Króliki i przychodzi wyłącznie na posiłki. Familia na stypie bawiła się wybornie. Wychodząc na pole widzę księżyc w niedoskonałej pełni, kasjopeję, wielki wóz i łabędzia. W Rumunii, na dzikich polach pewnie widać lepiej, ale mi wystarcza, że wszyscy patrzymy póki co w te same gwiazdy.




Jeszcze nie pisałam tutaj, ale zdałam sesję letnią, na obu uczelniach :). Był to mój pierwszy wrzesień z 5 egzaminami, 1 zaliczeniem i projektem ze stali. Rozłożone wszystko miałam na bez mała 3 tygodnie, co dawało mi niebagatelną w stosunku do czerwca ilość czasu na naukę (w sesji czas liczy się na godziny :]). Dreszczu emocji dodawała duża ilość egzaminów ustnych, o których dowiadywałam się zazwyczaj pisząc część pisemną. Jeden zdałam na zasadzie 'puszczę panią, bo pani nie jest głupia'. Nie jestem przekonana, co o tym myśleć. Jest cień szansy, że to był ostatni wrzesień w moim życiu ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz