piątek, 29 czerwca 2012

Nowe plany

Moi Drodzy,

(nie wiem, dlaczego zaczęło mi się w formie listu – apelu. Może dlatego, że post ma charakter ogłoszenia? (no i jest pisany w autobusie. Tym razem też jest dużo wolnych miejsc i z każdym kilometrem słońce zostaje za nami, dzięki czemu jest chłodniej, niż by mogło być)).

Dzisiaj wyprowadziłam się z akademika. Było z tym zamieszanie, jak zwykle z resztą, przeciągające się na cały dzień. Ze środków czystości został mi tylko ewelinowy płyn do mycia okien, który okazał się świetny do mycia absolutnie wszystkiego, poza tym dzięki niemu pokój pachniał zapachem miłym każdej Pani Pokojowej (nie daj czego ‘sprzątaczki’ :P). Obyło się bez problemów (wyjąwszy problem uniwersalny ‘jak ja się zmieszczę ze wszystkimi rzeczami?’), zwykłam żyć z otaczającym światem w symbiozie, a otaczający świat (owe Panie Pokojowe) odpłaca się tym samym. Dziwnie się robiło z myślą, że przez najbliższe 2 miesiące (dużo osób ma wrzesień, mój póki co jest czteroskładnikowy) nie będzie się widziało mordek, do których oczy przyzwyczajały się dzień w dzień przez ostatnie 5 miesięcy. Jest Wilku, jest Wilku i nie ma Wilka :(. Tym razem żegnamy się na krótko, nie wyobrażam sobie przełomu czerwiec/lipiec w przyszłym roku.

Właśnie z wakacjami wiąże się zapowiadane ogłoszenie – nieoczekiwanie zadzwoniła do mnie Ewa z propozycją pracy w Anglii – na UK Salads, tam, gdzie 2 lata temu. W związku z tym w środę wieczorem zdecydowałam się, że w kolejną środę rano pójdę do pracy przy papryce, ogórkach i pomidorach :P. Narzuciło to dodatkowe tempo mojemu obecnemu tygodniowi, czyniąc mnie osobą zdenerwowaną i z różnych przyczyn niewyspaną. (Dziewczyny zdecydowanie za dużo od siebie wymagają, ale to temat na inny raz). W każdym razie, czeka mnie w sobotę wesele, niedzielny powrót do Krakowa (spotkanie z Antonio?), egzamin ze stali w poniedziałek – chyba o 11, a o 16:45 wyjazd do UK. Wyjazd, bo samoloty były potwoooornie drogie (pomijając zwykłe Prawa Podnoszenia Cen Biletów, cały czas myślę, że były dodatkowo droższe z powodu olimpiady), i czeka mnie ponaddobowa jazda autobusem. Pfff, będzie ciężko, ale już mam grubą książkę do czytania, poza tym organizm choć wyczerpany to jednak młody i skarżyć się powinien umiarkowanie. No i liczę na jakiś przystanek we Francji, coby sobie porozmawiać po francusku ;) (dlaczego słownik wordowski podkreśla słowo ‘coby’ pisane razem :(?’).

Cieszę się na wyjazd (jak wszyscy wiecie, lubię Anglię ;) ), mam nadzieję, że z pracą i z ludźmi wszystko się dobrze ułoży. Tak w ogóle, z akademika co najmniej 3 inne osoby pojadą na pracujące wakacje za granicą, ładnie :]. Jeśli chodzi o dodatkowe ustalenia – mieszkam z Ewą i z Jackiem, prawdopodobnie nie biorę komputera, więc sprawy bieżące będę załatwiać korzystając z ich laptopa – w domyśle nie tak często i swobodnie jak bym chciała. Dodatkowo zostaje mi biblioteka w Harlow (może też mają wieczorki poetyckie, jak w Compiegne). Dział ‘co u mnie’ będzie realizowany na blogu właśnie, ale jak zawsze czekam na maile. I chyba tyle ze spraw organizacyjnych, życzcie mi powodzenia i dużo siły ;). Wam też życzę wakacji udanych, i przede wszystkim takich, jak chcecie ;).


PS. (w domu) - nie czytam już tego, jestem przeeeraźliwie śpiąca. Były wyniki z masy - kolejny wrzesieńDo później!

wtorek, 26 czerwca 2012

the answer my friend, is blowing in the wind

... . Czasem bardziej, czasem mniej, czasem ktoś dodatkowo przypomni o tym. To tak, jak z zaliczeniem, jak ktoś ma, to się cieszy, nawet jeśli to 3.0.

Gdy brakuje oddechu nie staje się na granicy, próbując złapać w płuca niczyj wiatr, wiatr, który też chce być złapany, który potrzebuje liścia, włosów, fioletowej spódnicy - by jego istnienie miało sens. Czujesz ten wiatr na skórze, we włosach, jednak wiesz, że to nie ten porwie cię w górę, a szukając twoich oczu wywoła tylko potok łez.

Nie, wtedy ucieka się w głąb lądu, w skały, w chmurne czoła, wraca się do dolin zasłoniętych przed gwiazdami, by którejś nie przyszło do głowy spaść i nie spełnić życzenia. Czego oczy nie widzą, tego sercu... .

'Przekleństwo owym szalbierskim potęgom,/Które nas duszą dwuznacznymi słowy!/Przynoszą złote obietnice uszom, /A odbierają je oczekiwaniom'. Wiedźmy, wyobraźnia - jeden pies, albo jeden kat, jak kto woli.

Staję czasem na granicy, 'posąg człowieka na posągu świata', wyciągam ręce - jednak wiatru nie złapię, nie chwycę czegoś, co jest jednocześnie tu i tam, co oblatuje obojętnie wszystkie posągi, ślepym będąc na ich kształty.

Szuka wiatr na granicy, ale mnie już tam nie ma. Uciekłam, zostawiając tabliczkę 'nigdy mnie tu nie było'. Wiatr też ma swój rozum.



'Prywatność trzeba chronić, otaczać murem, a gdy trzeba nawet drutem kolczastym'. Względnie jakąś dziwną alegorią.

-746 dni i nocy - wszyscy jesteśmy chorzy.

sobota, 23 czerwca 2012

wersje robocze

Chciałam napisać dzisiaj nowy post - i wchodząc na odpowiednią stronę bloggera odkryłam, że mam... 17 kopii roboczych 'czegoś' napisanego tutaj :P. Dodam, że bardzo rzadko piszę coś w bloggerowym okienku i tego nie publikuję - jeśli nie jestem pewna czasu albo miejsca, zazwyczaj korzystam z gmaila (aktualnie 46 kopii roboczych sama-nie-wiem-czego). Może więc o tym napiszę? (i podsumuję Tutkową ankietę :) ).

Najstarsza wersja robocza pochodzi z 2010 roku - i zaczęłam w niej opisywać jednego z kolegów z pracy w Anglii. Temat był dość poważny, a minęło za dużo czasu żeby go teraz kontynuować. Jako ciekawostkę napiszę, że ostatnie zdanie napisane przeze mnie 12 sierpnia, 2 lata temu, brzmiało 'Zaczął palić w wieku 15 lat, na czym nakryła go'... (już nigdy się nie dowiecie, bo na tym stanęłam wtedy, a teraz zapomniałam :P). Uważajcie więc, co zostaje po Was w pamięci innych, ja się uśmiałam z tego info o paleniu :P.

Kolejny post, 12 I 2011, składa się ze zdania bardziej obiecującego: 'Zapytano mnie kiedyś w drodze do kościoła o stosunek...' - też nie mam pojęcia o stosunek do czego mogło chodzić, nie pamiętam też bycia ankietowaną w przeróżnych moich drogach, nie tylko do kościołów.

Często napisane są po 2 zdania, często jakieś słowa, których sensu nie widzę, choć niewątpliwie kiedyś istniał. Czasem coś, czego zdecydowanie nie chciałam opublikować już w momencie pisania. Myśleliście tak kiedyś? Napisać coś, i nie spalić, ale zostawić w miejscu sobie tylko wiadomym, chronionym peleryną-niewidką, stosem rachunków i papierów z banku, albo hasłem na gmailu.

Albo napisać coś. I jednak spalić. Może od razu? Mam nawet kawałeczek czerwonej kartki, będzie bardziej uroczyście. I mój czerwony ołówek - nie, on się nie nadaje. (przybory do pisania też mają swoje przeznaczenia, czerwony ołówek działa w drugą stronę. Indeks mam uzupełniony piórem, pani w dziekanacie zna się na rzeczy :P). Zatem - moje czarne, rozwalone pióro, karteczka 2 na 5 cm, na szczęście nie zmieści się dużo. Ok, napisane. Mam nawet stare zapałki, z 7 piętra, mają niebieskie łebki. Otwieram okno i zapalam zapałkę. Oczywiście, 5 piętro, wiatr wieje - i karteczkę spaliłam za 4 podejściem. Ale dzieciak ze mnie :P.


Zostawiając głupi temat powyżej - nadszedł czas tutkowej ankiety. Mam w akademiku kolegę - Tutka, któremu nie wyszły plany weekendu majowego. Został nieoczekiwanie z 'jakimiś' biletami lotniczymi, plus pomysłem jechania do Hiszpanii na stopa. Nie poddał się łatwo, i wobec braku chętnych znajomych zamieścił ogłoszenie na gumtree w stylu 'szukam fajnej dziewczyny, która pojedzie ze mną na stopa do Hiszpanii' :P. Pozgłaszało się trochę chętnych panien, z którymi Tutek umawiał się na spotkania, i rozmawiał przez internet. Poszukiwania wzbudziły zainteresowanie całego akademika, który dzielnie kibicował (by Tutek jednak gdzieś pojechał), poza tym zostały uznane za świetny sposób na podryw. Więc - kto szuka dziewczyny i planów wakacyjnych - do dzieła! :P. Jak pokazują wyniki - pewnie skończyłoby się bez wycieczki, ale znajomość by została. Tutek na weekend majowy pojechał jednak ze znajomymi w góry :).




Projekt z betonu (robiony w nocy z czwartku na piątek) pan mi zaliczył na 4,5 :). Dostałam list (taki prawdziwy!) od Youssefa. Listy są super. W tym tygodniu 4 egzaminy, 2 zliczenia i wyprowadzka z akademika, brr. Jeszcze piosenka, zamieszczona przez facebookowy funpage biblioteki w Compiegne (nie wiem, czy pisałam, ale wysłali mi maila z podziękowaniami za kartkę pocztową (podpisałam się Joanna - Polka, która korzystała z internetu' - nieźli są :P). Powodzenia wszystkim na sesji i poza nią :).

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Niech wszystkie konstrukcje...!

NIENAWIDZĘ robić czegoś, czego nie umiem zrobić, i robienie tego czegoś sprowadza się do przeglądania po nocach wszystkich dostępnych podkładek, ustalania ich części wspólnej, zastanawiania się, czy ostatnie kilka stron mathcada ma sens, i skąd ktoś wziął wartości typu 0.441. Ewentualnie chodzenia po mądrych kolegach w nadziei, że wyjaśnią niewyspanemu stworzeniu skąd wiedzieli jak się liczy słup/żebro/belkę/płytę/współczynnik K. Lubię rzeczy WYKONALNE dla mnie!

PS Nie komentujcie tego - do jutra mi przejdzie, złość przynajmniej.

piątek, 15 czerwca 2012

suwnica

Dzisiaj, idąc na zajęcia z 'nowoczesnych materiałów konstrukcyjnych', schodząc z 1 piętra instytutu L1, mijałam się z grupką - 2 pracownice instytutu, znane mi z widzenia, jeden młody mężczyzna (pewnie też jakiś asystent) i dziewczynka - na oko późne przedszkole.
- Mamaa, a co to jest? - dziewczę wskazało szeroko przed siebie. W przedział wyrysowany rączką wpadło przynajmniej pół hali i pan z naręczem małych pustaków.
- A o co ci dokładnie chodzi? - zbieramy więcej danych...
- O to duże. - zniknięcie pana z pustakami jednak nie rozwiązało problemu.
- Aaa, to jest suwnica. - pierwszy strzał, suwnica jest zdecydowanie największa i najbliżej :P.
- A po co jest suwnica? - dziecko jest małe, i nie ma fizycznej możliwości magazynowania niezadanych pytań. Zawsze minimum dwa na temat.
- Żeby przenosić ciężkie rzeczy.
- Na przykład słonia? - studenci od dzieci różnią się tym, że już wiedzą, jakich pytań nie zadawać.
- Nie, słonia nie.
- Dlaczego?
- Bo słoń sam może chodzić.
- Aha.
Dzieci są mistrzami logiki, i tego samego wymagają od rozmówcy :). (przypomniała mi się chłodnica wylatująca z samochodu, nie wiem, czy komuś opowiadałam). Ja o istnieniu suwnic dowiedziałam się na studiach :P, prócz tego na niezaczętych jeszcze przeze mnie konstrukcjach metalowych liczymy właśnie halę z suwnicą.

Najgorsze, rozrywające zmęczone serce uczucie podczas sesji - gdy brakuje nocy. W życiu nie naogląda się tylu wschodów słońca, co w czerwcu i styczniu :P.

'Głupotą jest myśleć, że coś będzie trwało wiecznie' - nei mam pojęcia, skąd ten cytat, ale chyba do tego wniosku doszło tyle osób, że można mu nadać statut mądrości ludowej. W życiu nie ma funkcji niezależnych od czasu. Konfiguracja początkowa, końcowa, a pomiędzy nimi macierz przejścia, nazwana dla niepoznaki gradientem deformacji. Wszystko się zmienia.

Jutro zaliczenie z prawa energetycznego - napiszę później w komentarzach, czy się udało :P.

środa, 6 czerwca 2012

Eulera ci u nas dostatek

Wiadomo nie od dziś, że jeśli student ma się dużo uczyć, wykonuje najpierw (albo też w trakcie) dużo innych czynności. Najpopularniejsze jest niezbyt szczegółowe sprzątanie, oraz robienie sobie jedzenia (moje grzanki w piekarniku). Przeraża ilość nauki i projektów do zrobienia w krótkim czasie, przeraża aż tak, że paraliżuje wszystko oprócz żołądka, który woła 'jeść!' i to najgłośniej w stronę czekolady. Ja mam również inny sposób na marnotrawienie cennych minut naukowych - mianowicie piszę sobie posty :). (Ten miał być podsumowaniem ankiet, ale w międzyczasie notatki jakoś weszły mi pod palce i wyszło coś, co zaraz przeczytacie :) )

Żeby jednak coś z nauki było (mało bo mało, ale lepsze coś niż nic (no i lepsze coś niż coś innego :P)), będę po drodze zamieszczać pojęcia do nauki na wytrzymałość materiałów. Pierwsza z kartki Siła krytyczna Eulera - siła, przy której osiowo ściskany pręt prosty, o określonej geometrii i więzach, traci równowagę stateczną na rzecz równowagi obojętnej lub chwiejnej.

Ów pręt, zadziwiony na pewno własną wolnością, może przyjąć krzywoliniową postać równowagi. Siła odpowiedzialna za całe zamieszanie występuje w zakresie liniowo sprężystym, i istnieje na nią wzór niejakiego Eulera. I tu sie zaczyna ciekawie - nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, że dużo 'rzeczy' (twierdzeń, praw, tensorów, ...) noszących popularne nazwiska, wcale nie została wymyślona przez pana Lagrange'a, Eulera, Cauchy'ego. Poinformował nas o tym pan od teorii sprężystości i plastyczności, i chyba nawet pokusił się o wytłumaczenie zjawiska, ale ja go dokładnie nie pamiętam :(. Często nazwy nadaje się od nazwisk pierwszych badaczy danej dziedziny - tak było na przykład z równaniami Hooke'a, których późniejszych form Hooke na oczy nie widział. Dzisiaj również pan poruszył ten temat, mówiąc, że Euler był świetny w równaniach różniczkowych, i rozwiązał jakieś jedno (albo raczej niejedno) bardzo trudne równanie, które okazało się później niebywale przydatne w mechanice. I zostało równaniem Eulera :P, choć trzeba przyznać, że jednym z wielu.

Nazwy - miały pomagać identyfikować 'obiekt matematyczny' :P, ale chyba cały system nie działa najlepiej. Przeróżnymi twierdzeniami Lagrange'a i Cauchy'ego jest przesycona niemal cała znana mi matematyka i mechanika, co za tym idzie i tak nikt nie wie, o które konkretnie chodzi. Z drugiej strony 'tensor Pioli-Kirchoffa II rodzaju', 'równania naprężeniowe Beltramiego-Michella' albo 'twierdzenie Castigliano' mają jakoś mało wchodzące do głowy nazwy (zwłaszcza, jeśli się je zapisuje fonetycznie, za każdym razem inaczej :P).Dochodzi do tego potężna ilość symboli, znaczków, indeksów, jakie się pod panami kryją - i wychodzi całość nie do zapamiętania i skojarzenia.

Żeby była jasność - mamy na wykładzie wszystkie twierdzenia przedstawione, opisane, udowodnione, nazwane - bo tak trzeba. Nikt nam się nie każe uczyć ich wszystkich na pamięć, ani nawet na rozumienie (chociaż nie wiem, zaliczenia jeszcze nie było :P) - wydaje mi się, że po prostu mamy wiedzieć, że istnieją. Umieszcza nam się żarówkę w głowie, która kiedyś, jeśli dobrze przygotujemy sobie obwód elektryczny z pozostałych wiadomości, będzie miała szansę się zaświecić.

Napiszę coś jeszcze - dzisiaj pan określił równanie różniczkowe jako jednocześnie: zwyczajne, drugiego rzędu, liniowe, jednorodne i o zmiennych współczynnikach - nie wiedziałam, że aż tyle może tego być :P. Lubię pana od teorii sprężystości, a mechanika, chociaż dla mnie prawie niezrozumiała, jest jednak ciekawa :).



PS. Kilka dni temu pierwszy raz pomyślałam, że nie dam rady zdążyć ze wszystkim. Proszę, trzymajcie za mnie kciuki, albo chociaż za moją zdolność do niespania. Czuję się niesamowicie bezradna, i często nawet nie wiem, w co ręce włożyć. Dzięki za pomoc wszystkim dodającym otuchy i wiedzy jednostkom ;), a także powodzenia tym, którzy są w tej samej (albo w gorszej) sytuacji :).