Wczorajszej nocy, już drugi raz w życiu, brałam udział w arcyciekawym wydarzeniu. Duszpasterstwo akademickie ojców Dominikanów - Beczka - organizowało podchody po Krakowie. Motywem przewodnim był kosmos. Oto jak to wyglądało:
Po mszy o 19:30, całkiem niemała grupa studentów udała się na krużganki. Tam, świadoma zbliżających się atrakcji stanęła przed projektorem, na którym wyświetlano potwornie skomplikowane instrukcje zabawy, oraz cały wstęp. Podzielono nas na 25 grup, po około 6-8 osób. Każda dostała swoją mapkę starego miasta (być może pisanego z dużych liter?), oprócz tego karteczki z paliwem i pieniędzmi (podobnie jak w eurobiznesie). Na mapce zaznaczono kropką planetę - ludzika, któremu przypadło niewdzięczne zadanie siedzenia bądź stania przez 3 godziny w określonym punkcie oraz udzielania informacji grupom, które się pojawiły i znały hasło. Działało to na zasadzie: szukam człowieka na rogu Szewskiej, znajduję kogoś, kto może wiedzieć, o co mi chodzi, wypowiadam w jego stronę dziwne hasło i otrzymuję odpowiedź. Jeśli wczoraj wieczorem ktoś stał przykładowo na ulicy świętej Anny i czekał na cokolwiek, mógł zostać zapytany 'czy tu biją?', albo 'waka waka?'. Planeta po usłyszeniu odpowiedniego klucza wskazywała na mapie kolejne miejsce. Niekiedy trzeba było wykonać misję, jednak moja grupka miała ich mało. Nic nie sprawia takiej frajdy jak udawanie rumaka na ulicy pełnej ludzi, albo proszenie ubranego w elegancką koszulę młodzieńca, żeby puszczał z nami mydlane bańki. Było wesoło ;). Generalnie celem zabawy było zebranie jak największej ilości punktów (za wykonane misje, poza tym kończąc grę przeliczało się pozostałe paliwo i pieniądze na punkty), odnalezienie wszystkich planet oraz Planety Małego Księcia (tylko dla 3 pierwszych drużyn). Po powrocie do Beczki (punkt o północy) wszystko stało się mniej ważne, zajęliśmy się śpiewaniem, jedzeniem ciastek i piciem herbaty.
W tym roku organizacja była o wiele lepsza niż 2 lata temu (określono ostateczną godzinę przyjścia, poza tym zawężono obszar zabawy. Dzięki temu nie musiałyśmy więcej biegać z Agatą po błoniach do 3 w nocy ;) ). Podobał mi się ten wieczór, spędzony trochę inaczej, niż zwykli go spędzać ludzie w moim wieku. Potrzeba nam w życiu zabawy ;). Najwięcej radości sprawiało mi to, że pojechało ze mną aż 9 (pośrednio przeze mnie namówionych) osób z akademika ;).
Przy okazji zamieszczam podsumowanie ankiety o księżycu. Pomijając małą frekwencję, chciałam się skupić na możliwych odpowiedziach.
Dwie pierwsze są podobne do siebie, opierają się na prostym skojarzeniu wykorzystywanym często przez rysowników komiksów.
Dragon ball i Sailor moon wybrałoby pewnie kilka osób (prawie każdy w dzieciństwie szalał za którąś z tych bajek), jednak nie na pierwszym miejscu. To normalne, wyrośliśmy z nich.
Wyjący wilk bardzo działa na wyobraźnię; ja przynajmniej, gdy pomyślę o wilku, widzę od razu księżyc w pełni, lecz jednak nie odwrotnie.
Pomarańczka na soczek sugeruje jednostkę nieco może infantylną ewentualnie pijaną.
O fizyce myślą osoby, które niedawno skończyły sesję (np. zdając całoroczny egzamin z fizyki). Na nowe rzeczy zawsze patrzymy przez pryzmat starych; jeśli przez kilka tygodni przed ankietą istniała dla mnie z przedmiotów ścisłych tylko ona, nic dziwnego, że pojawiła się w odpowiedziach. Myślałam, że trafię na pokrewną duszę :P.
Najwięcej osób wybrało romantyczny spacer (w sumie tak przewidywałam). Jeśli się zastanowić, księżyc jest faktycznie jego nieodłącznym elementem, z kolei ludzie którzy mnie czytają pewnie spragnieni romantyczności. Zapraszam do kolejnej ankiety.
Dzisiaj nienawidzę Erasmusa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz