środa, 13 października 2010

Mostostal

Byłam dzisiaj z grupą na pierwszej w życiu wycieczce związanej ze studiami. Byłaby drugą, gdyby nie odwołali nam w poprzednim semestrze wyjścia związanego z budową ulicy (przedmiot nosił nazwę 'nawierzchnie drogowe i technologia robót drogowych'). Pan stwierdził, że po niemal całym semestrze zajęć, pod koniec drugiego roku studiów, jesteśmy nieco chociaż zainteresowani tematem wykonania podbudowy. Jego plany przekreśliła brzydka pogoda i powodzie; wycieczka się nie odbyła (ku naszej uldze, gdyż zapowiadało się, że pojedziemy w czasie wolnym od zajęć (a z mojego punktu widzenia, na cennym wykładzie z chemii)).

Tym razem pan od konstrukcji metalowych zabrał nas do Mostostalu. Jako że ćwiczenia mamy w środy o 7:30, umówił się z nami o tejże godzinie pod owym zakładem. Rada - nierada grupa zaczęła sobie organizować transport, mi przypadło jechać wraz z 5 innymi osobami mieszkającymi w akademiku na kraniec Nowej Huty - przystanek Blokowa. Niemal wszyscy byli o czasie, zjawił się też pan Boryczko, który zaopatrzył każdego w biały kask z logiem politechniki. Nie byłam w stanie dopasować go do siebie, pomimo pomocy koleżanek (znających się na hełmach tak jak ja) cały czas mi leciał z głowy, co innego dnia, w przypływie wyobraźni traktowałabym jako złą wróżbę ;). Po terenie zakładu oprowadzał nas pan Jacek (podejrzewam, że uczeń naszego pana, w każdym razie na pewno absolwent mojego wydziału), który jednak mówił za cicho w stosunku do okoliczności (przede wszystkim pracujące, hałaśliwe maszyny, oraz grupka złożona z dwóch (a miejscami trzech) rzędów). Jeszcze gorzej było, gdy szliśmy za nim - wtedy na usłyszenie czegokolwiek szanse miało 5 najbliższych osób. Pomocą był idący z tyłu pan Boryczko, również tłumaczący nam co ciekawsze rzeczy. Widziałam olbrzymie belki o przekroju dwuteowym, suwnice z obsługą siedzącą w budkach, spawaczy, w ogóle samo spawanie różnymi technikami (to chyba konik naszego pana), prawie złożoną kratownicę i pewnie dużo innych rzeczy, których nawet nie potrafię nazwać. Zupełnie inaczej jest uczyć się o czymś, mieć przed oczami nawet 50 rysunków, a zobaczyć to w rzeczywistości. Dzisiaj olśniły mnie ściany osłonowe (normalne ścianki nie przenoszące obciążeń, tylko chroniące przed wiatrem itp) ;). Wycieczka była bardzo fajna, pomijając wściekłe zimno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz