poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Wymarzyć cel

- Co odróżnia cel od marzenia?

To pytanie pojawiło się jeszcze zanim otworzyłam okienko do pisania posta, gdy zaczęłam nieco poważniej myśleć o tekście - który zasadniczo miał dotyczyć celów właśnie, a uparcie słowo 'marzenia' się wplątywało. Sięgnęłam więc nowej karty w firefoxie... (ostatnio mam ich otwartych blisko 60, widać nie znam w życiu umiaru. Chrome nie włączam nawet, bo jest wypełnione innymi (przynajmniej zgodnie z teorią prawdopodobieństwa) kartami, które powinnam przejrzeć w wolnej chwili. A tych jest za jakoś dużo ostatnio, Wolny Czas rozbrykał się w pokoju, a nie sposób się skupić, jak coś uparcie skacze za głową i przenosi myśli z tematu na temat, uparcie celując
w facebooka) ...by posprawdzać oba słówka w słowniku.

(Drodzy Czytelnicy, musicie wiedzieć (a pewnie wiecie, skoro i tu wchodzicie), że w zamierzchłych, przedgooglowych czasach, ludzie od czasu do czasu, w przypływie lingwistycznych wątpliwości, skazani byli właśnie na słowniki. U mnie w domu, poza ortograficznym i niemiecko-polskim istniał tylko jeden słownik - ten od wyrazów obcych. Zadziwia mnie do tej pory, że niemal wszystko szło tam znaleźć).

Patrzę teraz na słownikowy 'cel' jako na 'to, do czego się dąży', 'to, co ma czemuś służyć', 'miejsce
do którego się zmierza' - niczego sobie opisy :). Z kolei 'marzenie' to 'powstający w wyobraźni ciąg obrazów i myśli odzwierciedlających pragnienia, często nierealne'.

Zwróćcie uwagę, że jako dzieci mieliśmy w większości marzenia. By mieć własną żyrafę albo nadmuchiwany zamek do skakania (albo rodzinną atmosferę na święta), odkrywać kosmos (bądź drogę z ryczących czterdziestek), zostać prezydentem, być najlepszym w klasie albo wyjść za mąż, mieć gromadkę dzieci (w tym bliźniaki) i mieszkać w domku z białym płotkiem. Marzenia odprężały, pozwalały na coś czekać, gdy było trzeba - wypełniały myśli. Jednak to nie one są najważniejsze -
są dopiero pierwszym stadium celu, jego szkicem. Marzenia są owocnią - miękką, obfitą, kolorową
i apetyczną otoczką chroniącą delikatne nasionko - cel - które za jakiś czas będzie gotowe, by zacząć rosnąć. Są potrzebne, ale to cel jest istotą i to on gwarantuje przetrwanie i rozwój człowieka.
Z dążenia do celu właśnie rodzi się sens życia.

Cele są różne, i choć często są inspirowane marzeniami, to jednak mają jedną ważną cechę - zawsze mogą się spełnić. Wiedzie do nich droga, którą da się wyrysować na mapie życia, prowadzą środki, które można zorganizować. Lubię opisywać w charakterze przykładu mój ubiegłoroczny wyjazd
do Anglii
. Powtarzam też często, że jeśli coś nie zależy bardzo od innych ludzi, to jest bardzo duża szansa, że przy odpowiednich staraniach z naszej strony, uda się to zrealizować.

Gorzej, jak takiego celu w życiu nie ma, albo jest nie dość sprecyzowany. Seszele na emeryturze nie wymagają wielkiej aktywności zaraz po studiach (chociaż wskazane jest poszukanie jakiejś pracy, coby na nie kiedyś zarobić :P), nie za bardzo też pragnienie posiadania domku z płotkiem i gromadki dzieci może być główną motywacją do szybkiego i nieprzemyślanego wyjścia za mąż. Widzę po sobie, jak bardzo potrzeba celów bliskich, odczuwalnych, których realizacja daje radość i podnosi pewność siebie. Pokazuje nam, że jesteśmy coś warci. Ponadto, ważną częścią rozgrywki jest droga
do zwycięstwa. Mówi się, że 'cel uświęca środki', i może to ma znaczenie w amerykańskich filmach
i innych misjach ratowania świata - ale niekoniecznie w życiu, z którym stykamy się na co dzień. Najpiękniejszy sukces nie będzie cieszył, jeśli droga, która do niego wiodła jest nieodpowiednia, lub została w jakiś sposób pokonana na skróty. Funkcjonuje powiedzenie, że nie chodzi o to, żeby złapać króliczka, tylko o to, by go gonić, a nawet stwierdzono że 'aby wypełnić ludzkie serce, wystarczy walka prowadząca ku szczytom'.



Jeśli nie masz żadnego celu w życiu (wykraczającego poza najbliższy weekend, lub bardziej zdefiniowanego niż 'znaleźć pracę', czy 'założyć rodzinę'), podaję Ci tym postem rękę ;). Stan
to bardzo dziwny, charakteryzujący się tym, że 'wiele można, ale i tak nic się nie robi', poza tym
na pewno nie pomaga on w leczeniu depresji :P. Życie bez celu, bez czekania na coś, bez przygotowań jest bardzo puste i wywołujące poczucie bezsensu.

Co ja robię z tym? Po pierwsze, czekam na gwiazdkę z nieba, pomysł, który przyjdzie o 5 nad ranem, objawienie Ducha Świętego, zrządzenie losu, który podejmie decyzję za mnie, albo coś mi narzuci. To śmieszne, ale naprawdę często mi się zdarza :P. Po drugie - cel zawsze można sobie wymyślić. Bazując na rzeczach, które lubimy, które można pchnąć dalej. Można wymyślić sobie 'przeczytanie wszystkich książek Agaty Christie', można wymyślić podróż stopem do Bułgarii. Można też powiedzieć 'poszukam pracy w projektowaniu konstrukcji betonowych w Hiszpanii, dzięki czemu będę mogła pomyśleć o przeniesieniu się do Meksyku'. Skoro można wszystko (i to 'wszystko' jest dość losowe :P), można też coś jednego - co tylko będziemy chcieli ;). A największe ograniczenia siedzą  schowane w naszych głowach. Może schowajmy je jeszcze głębiej (by nikt ich nie widział)
i zasadźmy wymarzony owoc :).



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz