Jak pewnie niektórzy zauważyli, nie pisałam jeszcze, co robię na wakacjach w tym roku. Mogło to być spowodowane brakiem jakichkolwiek planów, albo planami wymagającymi specjalnego posta ;). Nie umniejszając pozytywnych stron pierwszej opcji, w tym roku trafiła się druga ;). Opiszę w miarę dokładnie niektóre etapy tego, co mi się przytrafiło - wydaje mi się, że działania mogłyby zainspirować kilka osób ;).
Generalnie jest to ostatni pewnie czas, który mogę nazwać 'wakacjami'. Na dróżce, którą sobie kiedyś obmyśliłam (a może jednak nie do końca?) został mi formalnie tylko 1 semestr studiów na AGH - po czym powinnam bronić tytułu inżyniera. Uczelnia moja wymaga ode mnie do tego czasu odbycia 6 tygodni praktyk, związanych mniej lub bardziej z chemią, jednak zahaczających o dowolny proces technologiczny.
Pragnąc połączyć przyjemne z pożytecznym wymyśliłam sobie opcję, która by mnie najbardziej satysfakcjonowała pod wszystkimi względami - mianowicie praktyki (potrzeba na AGH) przy produkcji cementu/betonu (pożyteczne i związane z budownictwem) w Anglii (przyjemne) ;). CV i list motywacyjny po angielsku miałam gotowe 'z wcześniej' (dzięki Mira!), cała trudność polegała na znalezieniu odpowiednich przedsiębiorstw i powysyłaniu dokumentów. Po różnych perturbacjach z nieodpisującymi firmami (do których powtórnie pisałam z prośbą o odpowiedź) odezwała się do mnie pani z jednej firmy z tajemniczym pytaniem 'kiedy bym mogła ewentualnie przyjechać'. Jakiś tydzień później (czyli 2 tygodnie od teraz), gdy zaczęłam już myśleć o organizacji praktyk na Nowej Hucie, pani wyskoczyła ze zdaniem 'mamy dla ciebie propozycję' :D. Po wymianie kolejnych kilku pisanych drżącymi rękami maili, było już pewne, że jadę do Anglii na praktyki wakacyjne ;). Trochę nie w takim charakterze jak chciałam, ale JADĘ (a właściwie lecę :) )!
Tak więc mam przed sobą piękne 7 tygodni, hmm, obliczania przepustów :P? Będę mieszkać w miejscowości Ripley (zakwaterowanie i transport załatwiała firma), jutro (tzn dzisiaj :P) jadę do domu, a 6 lipca lecę z Warszawy do East Midlands ;). I poza przerażającym wrażeniem, że sobie nie poradzę (językowo, budowlanie, ...) jestem chyba najszczęśliwszym prawie-praktykantem ;). Proszę, trzymajcie za mnie kciuki, bo przede mną naprawdę wymagające 2 miesiące (będę tam na dokładkę pisała pracę magisterską :) ). I dziękuję wszystkim osobom, które mi dobrze życzyły, pomagały, sprawdzały angielskie pisania, były wsparciem i inspiracją - jesteście wspaniali ;).
Teraz jeszcze krótki morał całej historyjki - udała mi się rzecz troszkę niecodzienna - bo miałam cel (obrany w śmieszny sposób, ale zawsze :P) i do niego dążyłam. Pomijając to, że był on niezbyt realny, to jednak działanie i wola (plus jakaś Boska interwencja ;) ) zaprowadziły mnie do sukcesu. Stąd moje przekonanie, że warto próbować, i warto chcieć dużo w życiu ;). Ściskam wszystkich, przyjemnych wakacji, i następne wieści pewnie z Derbyshire :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz