czwartek, 23 maja 2013

Jak dobrze nam zdobywać góry...

Dzisiaj będzie banalnie, ale za to z rysunkami :).

W życiu zdarzają się najrozmaitsze sytuacje. Co sekundę świat ma do wyboru tysiące możliwości, które układają się w to, co się z nami dzieje. Silnia rośnie bardzo szybko. 

Na potrzeby chwili, wyobraźmy sobie, że jesteśmy w górach. Idziemy przed siebie, mijamy wspaniałe widoki, ciepły wiatr rozwiewa nam włosy, ale przed nami jest jeden, ogromny szczyt. Jeśli czasem trafimy na późne popołudnie, słońce będzie nisko. Chyląc się ku zachodowi, wieszcząc noc, rzuca długie cienie od wszystkiego, co stanie na drodze (której czas przebycia jest najkrótszy) jego promieniom. Gdy tylko opadnie wystarczająco nisko - schowa się za górę, czyli znajdziemy się w jej cieniu. Bez ciepłego światła, choć naturą rzeczy świadomi jego istnienia.


Może też się zdarzyć inna sytuacja. Wstaniemy rano, by wybrać się w góry, do wspomnianych pejzaży i wiatru, pójdziemy przed siebie. Celem i widokiem będą jasno oświetlone doliny, wspaniałe szczyty, nasłonecznione zbocza. Idyllę zaburzają jednak niepokojące uczucia i dotkliwe zimno - jeśli i góra i wschód są za nami, znowu znajdujemy się w cieniu. Tutaj jednak tylko kilka kroków (lub kilka minut) dzieli nas od ciepłych, kojących promieni.



Założony model, (całe szczęście) nie przewiduje słońca równocześnie słońca ze wschodu i zachodu, i nawet przy złożonym rozstawie gór nie grozi nam zaciemnienie z dwóch stron. Wydaje mi się, że to całkiem dobry wniosek :). Poza tym, gdzie byśmy nie stali, zawsze widać jakieś oświetlone fragmenty krajobrazu - i to ku nim warto kierować wzrok (i aparat - pewnie dobry kontrast). Mam cichą nadzieję być na wschodzie :).

Dobranoc ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz